

Problemem tego odcinka są zbyt duże przeskoki w czasie, czyli coś, co było zmorą The White Queen. Najpierw mamy skok o kilka miesięcy, potem kolejne tygodnie mijają, jak bohaterowie przenoszą się z Wielkiej Brytanii do Hiszpanii i z powrotem ze sceny na scenę. A to wprowadza wymuszoną skrótowość i brak spójności emocjonalnej opowiadanej historii. Ja rozumiem, że ustalono tylko 8 odcinków i do końca zostało niewiele, ale tutaj nagle tempo włącza trzeci bieg i gnie zbyt szybko do kulminacji. A to kompletnie nie działa, a wręcz razi.
To zdecydowanie odcinek Elżbiety York, która po raz pierwszy wychodzi z cienia męża, króla Henryka i staje się kluczowym graczem godnym miana tytułowej bohaterki. Tutaj kluczem okazują się dwie sceny. Najpierw świetna rozmowa z królową Hiszpanii, która rozegrana została ciekawiej, niż można było oczekiwać. Potem kapitalna scena emocjonalnej Elżbiety przekonującej żołnierzy, by walczyli dla niej. Tego typu przemowy łatwo popsuć sztampą i przesadną ckliwością, ale nie tutaj. Dzięki aktorce jest to jedna z najlepszych i najbardziej emocjonalnych scen w tym serialu.
Kuriozalne jest to, że w tym odcinku dochodzi do wydarzenia, które w zasadzie może wpłynąć na poprawę jakości serialu. Śmierć Elżbiety Woodville jest pokazana ckliwie, a twórcy do końca z uporem maniaka robią z niej fanatyczkę. Nie patrząc na fakty historyczne, bo w końcu serial jest udramatyzowane na potrzeby opowiadanej historii, jednostronność ukazywania Elżbiety Woodville w tym odcinku jest dość bolesna. A do tego sprzeczna z tym, jak ciekawą postacią była ona w poprzednim serialu. Tutaj jej monotematyczność z każdym odcinkiem robiła się bardziej męcząca. W zasadzie to samo dotyczy Małgorzaty, która szybko straciła swój pazur i stała się nudną i powtarzalną bohaterką.
Plusem jest utrzymanie ciągłej niepewności. Czy ten Ryszard jest prawdziwy, czy też nie? Dostajemy wiele sprzecznych sygnałów i sugestii, które mogą sugerować różne odpowiedzi na to pytanie. I dobrze, bo buduje domysły i ciekawość. Szkoda w tym wszystkim, że temu serialowi zabrakło budżetu, bo wielka bitwa z Ryszardem jest krótka, kiczowata i nieciekawa. A do tego w finale odcinka oczywiście musiała ukryć się jego żona z dzieckiem, by pewnie kontynuować kwestię dalszej walki.
Odcinek zaledwie przeciętny jak na poziom tego serialu. Zbyt wiele rzeczy przyspieszono, a przy tym zrealizowano po łebkach. Zbyt wiele emocji stracono przez takie zagrania. Tak jakby nagle ktoś powiedział twórcom, że będą mieć mniej odcinków, więc szybko muszą zakończyć historię w ostatnich trzech. Oby się mylił i niech te dwa ostatnie będą dobre.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

