Blanquita - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 17 listopada 2023Blanquita to chilijski dramat, który zdobył statuetkę za najlepszy scenariusz w Konkursie Horyzonty na ubiegłorocznym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Teraz, po roku, produkcja wkracza do polskich kin. Czy warto obejrzeć?
Blanquita to chilijski dramat, który zdobył statuetkę za najlepszy scenariusz w Konkursie Horyzonty na ubiegłorocznym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Teraz, po roku, produkcja wkracza do polskich kin. Czy warto obejrzeć?
Blanquita opowiada historię Blanki, która mieszka wraz ze swoją kilkumiesięczną córeczką w domu pomocy prowadzonym przez ojca Manuela. Życie dziewczyny od samego początku pełne było przeciwności losu – dowiadujemy się o tym zarówno od niej samej, jak i od Manuela, który zaopiekował się nią w potrzebie. Teraz mężczyzna jest zdeterminowany, by pomóc jej w nowej walce. Nastolatka bowiem, jak sama twierdzi, padła ofiarą wykorzystywania seksualnego ze strony wpływowych, wysoko postawionych polityków. Jej zeznania mogą zachwiać całym porządkiem, który funkcjonuje w kraju od lat. Bohaterowie, chcąc postawić się systemowi, porywają się z motyką na słońce, ryzykując utratę nie tylko własnej reputacji, ale również życia. Produkcja jest inspirowana prawdziwą historią rozgrywającą się w Chile na początku lat dwutysięcznych, a reżyserem i scenarzystą jest Fernando Guzzoni. Film został nagrodzony statuetką za najlepszy scenariusz w Konkursie Horyzonty na Festiwalu Filmowym w Wenecji w roku 2022, a teraz wkracza na ekrany polskich kin.
Produkcja porusza bardzo trudną tematykę, przez co nie jest łatwa w odbiorze – mowa tu o przemocy seksualnej wobec nastolatków i dzieci oraz o nieudolnościach systemu, przez które cierpią najsłabsze jednostki. Całość nie jest dynamicznym thrillerem, który sprawi, że będziemy siedzieć przed ekranem jak na szpilkach. Przemocowych scen w zasadzie w ogóle tu nie ma, a historia jest zaprezentowana za pomocą dialogów prowadzonym post factum. Zdecydowana większość scen tej produkcji rozgrywa się przy stole, w zamkniętych pomieszczeniach – już w pierwszych kilkunastu minutach wraz z Manuelem i Blancą udajemy się na rozmowę z psychologiem, co rozpoczyna szereg rozmaitych przesłuchań, którym będzie odtąd poddawana dziewczyna. To niemałe wyzwanie, ponieważ w tak przyjętej formule, w zasadzie bez dynamicznych scen w akcji bieżącej, trudno jest utrzymać widza w pełnym napięciu. Blanquicie w jakiś sposób jednak się to udaje, a film nie nuży. Seans upływa bardzo szybko, prowadząc do nieoczywistego zakończenia.
Choć, jak wspomniałam, przemocy tu nie zobaczymy, same zeznania Blanki sprawiają, że z łatwością można ją sobie wyobrazić. Wcielająca się w główną bohaterkę Laura Lopez Campbell przez większość czasu zachowuje kamienną twarz. Jej Blanca jest praktycznie pozbawiona emocji, co w zestawieniu z upiornymi zeznaniami autentycznie przeraża (aktorka spisuje się w swojej roli naprawdę dobrze). To z resztą cecha charakterystyczna całej tej produkcji – mało kto daje się tu ponieść emocjom, wszystko jest raczej analizowane na chłodno i bardzo ostrożnie. Wizualnie całość utrzymana jest w bardzo ponurych barwach i ciemnych kadrach, co dodatkowo przytłacza i dołuje. Realizacyjnie i aktorsko – bez zarzutu.
Główną siłą tego filmu jest jego nieoczywistość i złożoność. Choć historia pozornie wydaje się logiczna i prosta, nie trzeba wiele czasu, by pojąć, że tutaj nic nie jest takie, jak się wydaje. Widać, że twórcy starali się stworzyć obraz prowokujący, wzbudzający szerszą dyskusję społeczną – i te założenia Blanquita rzeczywiście wypełnia. Żadna z postaci nie jest tu czarno-biała, a starcie między jednostką a systemem nie zachowuje zasad fair play – i to po żadnej ze stron. Biorąc też pod uwagę samą tematykę, tę produkcję można rozpatrywać globalnie. To, że sytuacja dzieje się akurat w Chile, nie ma większego znaczenia dla jej wydźwięku, ponieważ poruszany tutaj problem jest dość uniwersalny, co również dodaje filmowi mocy przekazu. Seans, mimo kalibru sprawy, jaką porusza, jest też dość krótki – trwa zaledwie półtorej godziny. Nie ma tu zbędnych dłużyzn ani wypełniaczy. Twórcy dokładnie wiedzieli, co chcą powiedzieć i nie sięgali po żadne rozpraszacze, na czym fabuła oczywiście korzysta.
Blanquita to film surowy, zimny i wymagający – raczej nie dla każdego. Lodowatość i powściągliwość tej opowieści sprawiają, że jest ona bardzo specyficzna, a do seansu trzeba podejść z otwartą głową. Nie jest to dzieło, które oferowałby jasne, oczekiwane odpowiedzi ani tym bardziej happy endy. Przez cały seans pytania tylko się mnożą, by ostatecznie pozostawić po sobie otwarte pole do interpretacji, jak również poczucie czystej systemowej niesprawiedliwości. To kino dobrze przemyślane, dobrze zagrane i prowokujące.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat