Blef: sezon 1 – recenzja
Blef okazał się niezłym serialem, który mimo przeciętnych wątków proceduralnych potrafił budzić zainteresowanie. Najlepiej wypadł dwuodcinkowy finał sezonu, pokazujący potencjał produkcji i jej największe zalety – humor oraz zaskakującą akcję.
Blef okazał się niezłym serialem, który mimo przeciętnych wątków proceduralnych potrafił budzić zainteresowanie. Najlepiej wypadł dwuodcinkowy finał sezonu, pokazujący potencjał produkcji i jej największe zalety – humor oraz zaskakującą akcję.
Fabuła koncentruje się na postaci Alice Vaughan, która pracuje w firmie zajmującej się wykrywaniem wszelkiego rodzaju oszustw – traktowane jest to swobodnie, ponieważ zaczątkiem sprawy równie dobrze może być zniknięcie dziecka lub morderstwo. Bohaterka zostaje jednak wykiwana przez narzeczonego – przestępcę skrywającego dotychczas swoją prawdziwą tożsamość. Zraniona kobieta będzie szukała zemsty na dawnym partnerze ściganym już przez pewnego agenta FBI. Sam mężczyzna wciąż darzy Alice uczuciem, lecz nie może porzucić swojego fachu oraz niebezpiecznych wspólników.
Proceduralne elementy The Catch prezentują się przeciętnie. Nie należy spodziewać się po nich żadnego błysku, bowiem twórcy często opierają się na schematach – właściwie ani razu nie postawili na naprawdę ciekawą sprawę. Mam wrażenie, że starają się komplikować fabułę i tym samym zaskakiwać widza, lecz efekt jest daleki od zadowalającego. Poboczne postacie są zbyt powierzchownie charakteryzowane, akcja nie angażuje, a niektóre twisty są dość oczywiste – to nie sprzyja w zdumiewaniu ani w ciekawieniu historią. Poza tym już od początku można się domyślać, iż sprawa nie jest prosta, jak się na pierwszy rzut oka wydaje, ponieważ to wyróżnik prawie każdego odcinka.
Dochodzi do tego niska wiarygodność niektórych działań bohaterów. Przyjaciele Alice są w stanie szybko zdobywać nowe tożsamości (zresztą podobnie jak wspólnicy jej byłego narzeczonego – Benjamina Jonesa), hakują na zawołanie i nie mają problemów z podkładaniem pluskiew. Jednak jest druga strona medalu – nie musimy wgłębiać się w szczegóły (przy których serial zwyczajnie nie miałby racji bytu, bo jestem przekonany, że bardzo nagina rzeczywistość), za to możemy cieszyć się lekkim stylem produkcji. Niezobowiązująca forma Blefu jest dostrzegalna w sympatycznej atmosferze, która panuje w firmie Vaughan, gdzie wszyscy są dla siebie życzliwi i pomocni. Również prezentacja życia wyższych sfer z luksusowymi mieszkaniami oraz wielkimi pieniędzmi stanowi przemyślany element świata serialu.
Nie można zapomnieć o wyróżniającym ten tytuł montażu, dzięki któremu na całość można spojrzeć jeszcze przychylniejszym okiem. Płynne przeskoki scen czy dzielenia obrazu (poziomo, pionowo) z dodaniem lekkiej ścieżki dźwiękowej uatrakcyjniają oglądanie – sprawiają, że akcja wydaje się jeszcze bardziej energiczna i ciekawa. Trzeba przyznać, iż czasami wprowadzają zamieszanie, jednak końcowy efekt jest zdecydowanie godny pochwały. Aktorsko serial już tak znakomicie nie wypada. Raczej nikt niechlubnie się nie wyróżnia, ale też nie zachwyca (może poza Johnem Simmem w roli Rhysa). Reszta przeważnie sprawdza się tylko nieźle i gra w miarę wiarygodnie - trudno oczekiwać od nich czegoś więcej.
Najbardziej interesującą częścią scenariusza jest główny wątek. To dzięki niemu serial ogląda się z przyjemnością. Twórcy udanie budują kilka tajemnic, między innymi dotyczących wspólników Benjamina, i wprowadzają do gry nowe postacie. Te ostatnie nie pozostają bierne na rozwój wydarzeń i udanie wikłają akcję. Trafia się też parę miłych zaskoczeń, których próżno szukać w pobocznych sprawach. Co najważniejsze, fabuła nie stoi w miejscu, tylko jest rozwijana w każdym kolejnym odcinku, zabierając niewiele mniej czasu od proceduralnych wątków. Wybija się także parę niejednoznacznych – wbrew początkowemu wrażeniu – sylwetek, przyczyniających się do zainteresowania. Mowa tu właśnie o partnerach Benjamina - niebezpiecznych i tajemniczych. Jeśli chodzi o przyjaciół Alice, są to raczej papierowe postacie, choć jakoś specjalnie nie irytują. Po prostu ich problemy kompletnie widza nie obchodzą.
Złożony z dwóch odcinków finał Blefu odznacza się niespodziewanie wysokim poziomem. Bardzo dobrze wypadły elementy humorystyczne, wcześniej obecne w dużo mniejszym stopniu. Przyznam wprost: nie mogłem pozbyć się uśmiechu, oglądając poczynania Benjamina i Rhysa. Okazuje się, komu można ufać, a komu nie, a zmyłki w związku z intencjami niektórych bohaterów odniosły zamierzony skutek – wprowadziły w błąd. Komplikacje zdumiewały, zaś tempo było odpowiednio szybkie. Oczywiście na koniec nie mogło zabraknąć cliffhangera, który rysuje fabułę na drugi sezon. Nie jest naciągany (jak niektóre zdarzenia), a poza tym sam chętnie powrócę do serialu w nowej i zamówionej już serii.
Blef przypadł mi do gustu i sądzę, że jeśli ktoś poszukuje lekkiej oraz przyjemnej produkcji o oszustach powinien być usatysfakcjonowany jego poziomem. Racja, serial nie grzeszy ambicją ani dramatyzmem (chociaż momentami chce do niego aspirować – niepotrzebnie), ale w swojej rozrywkowej konwencji prezentuje się całkiem dobrze. Do tego dwa ostatnie odcinki są lepsze od pozostałych i kto wie - może nowy sezon będzie utrzymywał się na podobnym do nich poziomie. Nie ubiegając jego premiery, tytuł ABC zaprezentował się nieźle i zaliczam go do udanych nowości tego roku.
Poznaj recenzenta
Krzysztof LewandowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat