Borderlands - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 9 sierpnia 2024Borderlands to film oparty na grach pod tym samym tytułem. Czy warto obejrzeć? Odpowiedź jest prosta: NIE.
Borderlands to film oparty na grach pod tym samym tytułem. Czy warto obejrzeć? Odpowiedź jest prosta: NIE.
Borderlands miało być kinem rozrywkowym, więc to dziwne, że tak niewiele dzieje się na ekranie. To z tego powodu podczas promocji wykorzystywano głównie jedną scenę akcji, w której grupa bohaterów ucieka samochodem i po drodze rozwala potwora. Poza tym mamy zaledwie dwie krótkie sceny akcji na cały film. I są one nudne, odtwórcze, pozbawione emocji i poczucia zagrożenia.
Mamy więc wspomnianą ucieczkę – najlepszy motyw z całego Borderlands. Jest efektowna i dopracowana wizualnie, a do tego ma dobre tempo. To, co dostajemy potem, to strzelanie na oślep do bezimiennych wrogów, co nie emocjonuje ani nie jest miłe dla oka. Wszelkie próby budowania poczucia niebezpieczeństwa są nieudane. Mamy nawet typową scenę, w której jedna osoba decyduje się poświęcić. Powinno to działać na emocje, ale wypada karykaturalnie. Widocznie reżyser rozumie ludzkie uczucia gorzej od ChataGPT. Reszta staje się przewidywalną formalnością.
Inspiracje Strażnikami Galaktyki są bardzo dostrzegalne. Taka konwencja pasuje do różnorodnych postaci – charaktery bohaterów współgrają ze sobą pod kątem różnic, konfliktów i humoru. Teoretycznie więc pomysł był dobry, ale w praktyce okazało się, że niełatwo jest osiągnąć poziom hitu Jamesa Gunna. Reżyser Eli Roth popełnia każdy możliwy błąd w opowiadaniu historii, a do tego wypada na amatora, który nie rozumie podstaw sztuki filmowej. Największą porażkę ponosi z grupą bohaterów, bo nie zbudował relacji pomiędzy nimi, nie pokazał sensownego rozwoju czy charakterów. To puste stereotypy, które nie mają szansy się rozwinąć, a ich "przyjaźń" nie ma grama sensu, wiarygodności czy jakichkolwiek emocji.
Tak naprawdę to tylko Cate Blanchett w roli Lilith stara się coś wykrzesać ze swojej postaci, ale przy tak banalnie rozpisanym i prowadzonym wątku nawet utalentowana aktorka niewiele zdziała. Kevin Hart usilnie walczy, by wyjść z szuflady komika, ale w roli twardego żołnierza, którego motywacje nie są nawet sensownie wytłumaczone, to zwyczajnie nie wychodzi. Jamie Lee Curtis wygląda na zagubioną, a robocik Claptrap w wykonaniu Jacka Blacka to kandydat na najbardziej irytującą postać ostatnich lat. Czy twórcy chcieli, by był śmieszny? Jeśli tak, to wyszło fatalnie. Zresztą jak wszystkie próby wprowadzenia humoru. Ten film wywołuje zażenowanie, a nie bawi. Wyobraźcie sobie, że scena ze zwiastuna – z moczem w aucie – jest "najlepszą" sceną komediową w tej produkcji.
Eli Roth jeszcze gorzej radzi sobie z opowiadaniem historii. Pomimo bardzo krótkiego czasu trwania seans nudzi. Twórcy nie udaje się zaangażować widza w tę opowieść. Winić za to trzeba budowę postaci i interakcje między nimi, ale również fabułę, bo trudno powiedzieć, jaki miała ona cel. Z jednej strony to poszukiwanie tajemniczego skarbca, ale jego odkrycie nie ma sensu. Nie dowiadujemy się, czemu w ogóle ktoś go szukał. Mamy też jakiś dziwny konflikt z Atlasem, czyli najpotężniejszym draniem w galaktyce. Zatarg przeradza się w coś w stylu rebelii przeciwko niemu i doprowadza do ostatecznego starcia. W tym wątku dostajemy ekspresową przemianę postaci – jakby stwierdzono: "dobra, tutaj zrobimy to, nikt nie będzie się zastanawiać, czemu tak jest". Powstał więc wytrych fabularny, jak – bez większego problemu – pokonać faceta z armią. Zero poczucia niebezpieczeństwa, stawki czy jakiegokolwiek zagrożenia w przygodzie bohaterów.
Borderlands to nudna i banalna opowieść. Mam wrażenie, że twórcy nie chciało się wymyślać historii, więc połączył słabe filmy z lat 90. i przełożył je na świat z gry. Dostajemy puste i nieciekawe postaci, których nie da się polubić. Wizualnie jest nieźle, ale co z tego, skoro rozrywka z tego marna? Akcji jest jak na lekarstwo, a żarty nie śmieszą. Po seansie pozostaje niesmak i poczucie zmarnowanego czasu. Szkoda, bo gra Borderlands zasługiwała na coś dobrego, kreatywnego i skierowanego dla dorosłych. Twórca nie zrozumiał, na czym polegał sukces Strażników Galaktyki. Nie popisał się też kreatywnością.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat