Brooklyn 9-9: sezon 3, odcinek 9 i 10 – recenzja
Data premiery w Polsce: 27 września 2017Różnice kulturowe to przeważnie dobry temat na komedię. Twórcy Brooklyn 9-9 biorą się za nie, jednocześnie śmiejąc się ze schematów policyjnych. Ostatni odcinek przed przerwą to natomiast piękne nawiązania do kultowego świątecznego filmu.
Różnice kulturowe to przeważnie dobry temat na komedię. Twórcy Brooklyn 9-9 biorą się za nie, jednocześnie śmiejąc się ze schematów policyjnych. Ostatni odcinek przed przerwą to natomiast piękne nawiązania do kultowego świątecznego filmu.
Serial Brooklyn Nine-Nine jest najśmieszniejszy wtedy, gdy twórcy sprawnie bawią się konwencją pracy policjantów, starając się wyśmiewać stereotypy i schematy. Odcinek 9. właśnie to wykorzystuje, gdy z Jakiem i Rosą współpracować muszą policjanci ze Szwecji. Ich przekomarzanie się jest często głupie, czasem przesadzone, a zachowanie Szwedów przerysowane, ale ma to wiele też zabawnych i przede wszystkim ważnych momentów. I co jest w tym dobre - twórcy pokazują bohaterów w policyjnej pracy z dobrym skutkiem.
Wykorzystują ten motyw do śmiania się ze schematów postrzegania Europejczyków przez Amerykanów. Czuć to w wielu momentach, takich jak na przykład zdaniem Peralty głupie pisanie dat przez Europejczyków. Ważne w tym jednak jest to, jaki ma to wpływ na Jake'a i Rosę. Ich przyjaźń była dość chłodna i bardzo powierzchowna. Ten odcinek pozwala pogłębić tę relację i rozbudować ją w dobrym kierunku. Za to lubię Brooklyn Nine-Nine - twórcy zawsze robią coś, by ich bohaterowie nie stali w miejscu.
Tak naprawdę to jedynie Gina ciągle jest taka sama i czasem wydaje się, że scenarzyści nie mają pomysłu na to, jak ją rozwinąć. Zawsze zachowuje się tak samo, a czasem jej specyficzne podejście do życia bardziej irytuje, niż bawi. Wątek z nauką astronomii jest nawet zabawny - zdecydowanie ma swoje momenty, ale szkoda, że nie wykorzystano gościnnego występu słynnego naukowca. Nic ciekawego nie wniósł pod względem humorystycznym.
Dobrze natomiast bawi wątek Holta i Boyle'a. Ich wspólna sportowa przygoda stoi na typowym, czasem przegiętym poziomie tego serialu. Cieszy mnie fakt, że znów przypomniano sobie o zaletach Boyle'a i jego dziwności, która znakomicie tutaj działa. Niektóre momenty interakcji pomiędzy szalonym Boyle'em a Holtem naprawdę potrafią rozbawić.
W 10. odcinku twórcy przechodzą samych siebie, oferując widzom zabawną i pomysłową parodię Szklanej pułapki. Doskonale wiedzieli, jak chcą to rozegrać: radość Jake'a z bycia McClane'em, zachowanie Giny czy bohaterstwo Boyle'a - to wszystko zagrało w tym wątku idealnie. Każdy kolejny etap opiera się na puszczaniu oka do widza i zabawnych momentach, które pokazują, jak mocny Brooklyn Nine-Nine jest w takich wątkach.
Najlepsze w tym jest to, że wątek Terry'ego też jest związany z parodią Szklanej pułapki. Jego rywalizacja z Sępem może się podobać i pokazuje tego bohatera w dobrym świetle. Twórcy znakomicie wykorzystują te momenty, by rozwinąć w jakiś sposób postacie i pokazać je z innej perspektywy. Tutaj udaje się to zrobić idealnie. Problem mam tylko z Sępem, który wypalił się kompletnie. Jego dziwaczne powiedzonka bawiły do 3. sezonu, ale gdy wprowadzono go jako kapitana 99, to wszystko straciło sens i humorystyczny dryg. Ta postać już nie bawi.
Wątek Santiago chcącej pokazać, że jest twarda i wykąpie się na mrozie, jest w sumie zwyczajny, ale stoi na niezłym poziomie. Ma momenty, ale nie porywa. O wiele lepiej wypada początek z prezentem dla Holta. Trochę szkoda, bo potencjał w tej historii jest o wiele większy, a tak pozostaje wrażenie, że powinno być zabawniej.
Brooklyn Nine-Nine nie obniża poziomu. Bawi, rozwija bohaterów i oferuje wiele momentów, których próżno szukać w innych serialach. Cieszy mnie to, że po przeciętnym początku sezonu odbudowano jakość.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat