

Miałam okazję obejrzeć debiutancki film Roberta Kwilmana Capo. Już sam opis produkcji przyciągnął moją uwagę – zapowiadał coś świeżego i niezwykle potrzebnego w polskim kinie. Kwilman sięgnął po temat trudny, a jednocześnie bliski każdemu współczesnemu społeczeństwu: życie i praca imigrantów zarobkowych. Temat niewygodny, często przemilczany, a jednak obecny niemal wszędzie – od Polski, przez Europę, aż po Stany Zjednoczone czy Azję.
Głównym bohaterem jest Adrián (Daniel Jiménez), mężczyzna z Ameryki Łacińskiej, który mieszka i pracuje w Polsce. Z pozoru zaufany człowiek swojego szefa Przemka (Sebastian Stankiewicz), w rzeczywistości coraz mocniej uwikłany w toksyczny system wyzysku. Firma obiecuje nowym pracownikom złote góry, lecz na miejscu czeka ich chłodnia, nielegalne zatrudnienie i odebrane paszporty.
Gdy dochodzi do nieszczęśliwego wypadku, Adrián musi opowiedzieć się po jednej ze stron: czy pozostać wierny firmie, która zapewnia mu finansową stabilność, ale niszczy ludzką godność, czy solidaryzować się z innymi pracownikami, którzy domagają się sprawiedliwości? Ten konflikt staje się osią całego filmu – wewnętrzną walką między strachem a pragnieniem wolności.
Debiutujący Daniel Jiménez tworzy postać pełną napięcia – wystarczy spojrzeć na jego sposób poruszania się czy mimikę, by dostrzec, że Adrián nosi w sobie ogromne zmęczenie i strach przed niepewną przyszłością. Obok niego wyróżnia się Alejandra Herrera w roli Rosy – pracowniczki, która zaczyna stawiać pytania w trosce o swoją koleżankę i wywołuje niepokój wśród zatrudnionych. Na uwagę zasługuje również Michał Balicki jako kasjer z małego sklepu – drobny, ale wyjątkowo poruszający epizod, który pokazuje, że nawet w obcym kraju można spotkać bezinteresowną życzliwość.
Tempo Capo bywa monotonne. Z jednej strony jest to odczuwalna wada, z drugiej strony to świadomy zabieg, który ma oddać powtarzalność i beznadzieję codzienności bohaterów. Widz niemal fizycznie odczuwa ciężar ich rutyny: praca, sen, praca. Ten duszny klimat potęgują liczne ujęcia w fabryce mięsa, które przypominają, że takie realia istnieją nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.
Film bazuje na prawdziwych wydarzeniach z 2020 roku. To właśnie dodaje mu autentyczności i siły. Kwilman bez ogródek pokazuje mechanizmy wyzysku: brak ubezpieczenia, symboliczne wynagrodzenia, „szkolenie BHP” ograniczone do krótkiego filmiku w internecie. Nawet podstawowe rzeczy, jak opatrunek czy śpiwór, trzeba kupić na własny koszt. To obraz ludzi sprowadzonych do roli taniej siły roboczej – i świata, który nie daje im żadnych szans na uczciwe życie.
Nie jest to kino łatwe ani przyjemne. Seans bywa przytłaczający, momentami wręcz duszny. Właśnie w tym tkwi jego siła – Kwilman nie pozwala nam odwrócić wzroku od problemu, który istnieje tu i teraz. Zakończenie nie przynosi wielkiej puenty, lecz moment, w którym Adrián wreszcie decyduje się działać, daje nadzieję na zmianę. Jego decyzja nie jest spektakularna, ale symboliczna – pokazuje, że nawet najmniejszy gest buntu może stać się początkiem czegoś większego.

Nie da się ukryć, że Capo to kino trudne, momentami duszne i dołujące. Ale właśnie taka jest jego siła. Kwilman przypomina nam, że system wyzysku imigrantów istnieje nie tylko w Polsce – to globalny problem, który trwa od lat i wciąż pozostaje bez realnego rozwiązania. Film nie udziela łatwych odpowiedzi, lecz stawia pytania: jak walczyć z nadużyciami, skoro w grę wchodzą polityka, pieniądze i bezwzględne mechanizmy rynku pracy?
Film zostawia widza z poczuciem niepokoju, ale i odpowiedzialności. Każe nam zadać sobie pytanie: co ja zrobiłbym na miejscu Adriána? Czy miałabym odwagę przeciwstawić się niesprawiedliwości, wiedząc, że ryzykuję wszystko? Choć brakuje mu dynamiki i mocniejszej puenty, Capo warto zobaczyć. To obraz, który nie daje spokoju i zostawia nas z pytaniami o granice ludzkiej przyzwoitości. A jeśli debiut potrafi tak poruszyć i zmusić do refleksji, to można spodziewać się, że Robert Kwilman jeszcze nie raz nas zaskoczy.
Poznaj recenzenta
Adela KukułaStudentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej, na co dzień działa w radiu studenckim w Akademii Ateneum w Gdańsku, gdzie zajmuje się prowadzeniem audycji oraz przygotowywaniem inspirujących materiałów dla słuchaczy.
Teraz próbuje swoich sił naEKRANIE.pl, łącząc miłość do słowa z miłością do kina. Wszystko zaczęło się od dziecięcej fascynacji bajkami Disneya – do dziś pamięta wzruszenie przy Lilo i Stich oraz niekończące się seanse Shreka na starych kasetach.
Choć od tamtych czasów minęło trochę lat, nadal uważa, że te animacje skrywają o wiele głębsze treści – często bardziej zrozumiałe dopiero dla dorosłych. Dlatego z pełnym przekonaniem zachęca: usiądźcie przed ekranem i dajcie tym historiom drugie życie.
Dzięki tacie i ukochanemu nauczycielowi historii i WOS-u odkryła pasję do filmów historycznych. A dzięki wielu wyjątkowym osobom, które spotkała na swojej drodze, zaczęła dostrzegać wartość w każdym gatunku – nawet w tych, za którymi wcześniej nie przepadała.
Dziś z równą chęcią sięga po thrillery psychologiczne, dramaty, kino akcji, jak i niedoceniane komedie romantyczne. Wierzy, że każdy film – bez względu na formę – może nieść ze sobą sens, głębię i indywidualne przesłanie.
Oceniając film, zwraca szczególną uwagę na to, co często bywa tłem, a dla niej stanowi istotę opowieści – scenografię, kostiumy, charakteryzację, muzykę i ujęcia. To właśnie te detale budują klimat, emocje i sprawiają, że film staje się czymś więcej niż historią – staje się przeżyciem.
I właśnie o tej filmowej magii chce pisać – z pasją, uważnością i sercem.
INSTAGRAM:
@adelakukula
https://www.instagram.com/adelakukula/?__d=1%2B

