Chirurdzy: sezon 14, odcinek 22 – recenzja
Nowy odcinek serialu średnio sobie radzi w porównaniu z kilkoma poprzednimi. Niby dużo się dzieje, zapada kilka ważnych decyzji, ale w ostatecznym rozrachunku raczej nie pozostanie na długo w pamięci.
Nowy odcinek serialu średnio sobie radzi w porównaniu z kilkoma poprzednimi. Niby dużo się dzieje, zapada kilka ważnych decyzji, ale w ostatecznym rozrachunku raczej nie pozostanie na długo w pamięci.
Serial powolutku domyka kilka wątków, dając im w miarę zadowalające rozwiązania. Odcinek dość równomiernie obdarowuje też swoich bohaterów czasem ekranowym, dzięki czemu unika zbytniej monotonii Przede wszystkim kontynuuje w dalszym ciągu ciągniętą od kilku odcinków sprawę molestowania seksualnego przez Harper Avery’ego. Dr Jackson Avery zajmuje się sprawami finansowymi nowej fundacji, operując milionowymi kwotami, aby tylko wybielić rodowe nazwisko. Z kolei dr Grey odpowiada na medialne zarzuty sugerujące, że próbuje się tylko zmienić nazwę dla fundacji, by uniknąć odpowiedzialności. Powraca również postać dr Cerone, która w dalszym ciągu domaga się zadośćuczynienia ze strony dr Grey. Dr Cerone zjawia się niezapowiedzianie podczas naukowego wystąpienia dr Grey i tym samym ponownie zmusza główną bohaterkę do przemyślenia tej sprawy. Dzieje się to nigdzie indziej jak w przyszpitalnym barze, który od lat towarzyszy serialowi w ważnych momentach. To właśnie tam dr Grey spotyka mężczyznę, z którym nie tylko miło spędza popołudnie grając w rzutki, ale który również otwiera jej oczy na pewne sprawy. Ostatecznie dr Grey decyduje się oficjalnie przyznać rację dr Cerone i uznać ją współtwórczynią metody, za którą jej matka dostała prestiżową nagrodę. Nie jest to jednak wyraz sojuszu pomiędzy obiema paniami. Wręcz przeciwnie - szantaż ze strony dr Cerone był zbyt poważny, by dr Grey mogła przejść obok tego obojętnie. Tym bardziej, że chodzi tu o uczynki jej matki, a nie jej własne. Czy jest to satysfakcjonujące zakończenie? Po części tak, choć w dalszym ciągu jest jeszcze trochę przestrzeni na ewentualny ciąg dalszy wydarzeń.
Znaczącą część odcinka poświęcono dr. Karevowi, a dokładniej jego matce. Jej postać w końcu pojawiła się namacalnie w serialu, co nam sugerowano już tydzień temu. Jej choroba psychiczna, która wielokrotnie niszczyła życie młodego Alexa Kareva stanowiła też systematycznie powracający motyw w serialu. Niestety można tutaj poczuć się nieco rozczarowanym. Głównie z dwóch powodów. Pierwszy - wątek poprowadzono bardzo schematycznie. Dr Karev zamiast dowiedzieć się, że jego matka nie żyje i dlatego nie inkasuje czeków, to odkrywa że pani Karev ma się dobrze. Wróciła do pracy, wiedzie normalne życie i ze wszystkich sił stara się walczyć ze słabościami własnej choroby. Nie było tutaj nic zaskakującego, czy nawet delikatnie wychodzącego przed szereg podobnych wątków. Aż ręce opadały od przewidywalnych zachowań bohaterów. Drugim powodem jest reakcja dr. Kareva, który wyjątkowo nie popisał się swoimi lekarskimi umiejętnościami. Od samego początku zachowywał się raczej jako student medycyny niż chirurg z doświadczeniem. Oczywiście można się sprzeczać, że jest to pewien rodzaj żalu zgromadzonego przez lata, a także opadające napięcie i ulga że jednak jego matka ma się dobrze. Z łatwością można próbować bawić się w serialowego psychologa, choć nie o to powinno tutaj chodzić. Dr Karev na chwilę zapomniał, że jest lekarzem i zachowywał się typowy zraniony człowiek w emocjach. Niestety, w tej wersji, takiej typowo emocjonalnej, jego postać wychodzi po prostu sztucznie i monotematycznie. Wydaje się jednak, że i ten wątek, przynajmniej na razie, został w miarę gładko zakończony. Poznaliśmy matkę dr. Kareva i niestety nie jestem do końca pewna czy wzbudza w widzach coś więcej niż tylko uprzejme zainteresowanie.
Najnowszy odcinek ciągnie również wątek oskarżenia dr Bailey o bezpodstawne zwolnienie dr. Roya. Był to cliffhanger z poprzedniego tygodnia, w którym stażysta wyciąga ciężkie, prawne działa przeciwko szpitalowi. Co ciekawe, to właśnie ten wątek wydaje się być dość rozrywkowy i przy niem zdarzyło mi się kilka razy uśmiechnąć. Jak zwykle również, nie sposób nie docenić postaci dr Bailey, która nie tylko nie ugięła się przed groźbami niedoświadczonego lekarza, ale również wybrnęła z całej sytuacji obronną ręką. Zamiast publicznego kajania się, zaproponowała rok próby dla dr Roya, podczas którego będzie pilnować go jak oka w głowie i szkolić najlepiej jak potrafi. Rozwiązanie tej sytuacji jest jak najbardziej wiarygodne i jest przesiąknięte ironicznym stylem serialu, ale również charyzmą samej dr Bailey. Chcę więcej takich scen. To właśnie takimi małymi perełkami stoi ten serial.
Ponadto serial w dalszym ciągu brnie w patchworkową rodzinę z dr Shepherd i dr. Huntem w samym jej centrum. Nie do końca można przewidzieć, jak to właściwie może się skończyć, ani co tak naprawdę kryje się za tym pomysłem. Co prawda dość ciekawie ogląda się dr Shepherd, tym razem walczącą z nie swoim nałogiem, ale brakuje mi tutaj jakiegoś emocjonalnego zaangażowania dla widzów. Dr Hunt dosłownie kręci się po ekranie z małym dzieckiem, nie mając nic wielkiego roboty, a dodatkowo matka chłopca jest w pobliżu i dogorywa na odwyku. Nijak nie widzę tutaj szczęśliwego zakończenia, ciężko jest mi więc w pełni cieszyć się tym wątkiem. Póki co można zwyczajnie obserwować bieg wydarzeń i czekać na to, co scenarzyści wymyślili. Ot taka zapchajdziura, by coś się działo pomiędzy jedną ważniejszą sceną a drugą.
Na koniec, w końcu zostało zasiane ziarno, z którego wyrośnie motyw dla odejścia postaci dr Robbins z serialu. Okazuje się, że Sofia nie czuje się dobrze bez drugiej matki - dr Torres. Jej zachowanie jest czymś więcej niż elementami okresu dojrzewania. Sofia cierpi i to nie unika uwadze dr Robbins. Dlatego też, młoda pani doktor decyduje się przeprowadzić do Nowego Jorku by tam mieszkać blisko swojego dziecka. Osobiście jestem w stanie kupić każdy motyw odejścia z serialu, tak długo jak nie będzie to śmierć bohatera - tych jest po prostu już przesyt.
Wydaje się, że serialowi trochę opadły siły po poprzednich, mocnych odcinkach. Jest zdecydowanie słabiej i dość nijako. Jak zwykle są lepsze i gorsze momenty, znajdzie się też sporadyczna odrobina śmiechu pomiędzy długimi scenami dialogów. I chyba właśnie w tym tkwi problem - odcinek był po prostu przegadany. Sytuację ratowała niejako pacjentka dr Robbins, która miała fobię przed zabiegami chirurgicznymi, ale i pod tym względem postawiono raczej na argumenty słowne niż czyny. A szkoda, bo odcinek w trakcie oglądania nie jest taki zły, ale po seansie bardzo szybko ulatuje z pamięci.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat