Colony: sezon 1, odcinek 5 i 6 – recenzja
Kiedy wydawało się, że serial Colony będzie zawodził już do końca sezonu, twórcy postawili na odważne fabularne kroki. Dwa najnowsze odcinki traktować należy jako najlepsze od początku emisji.
Kiedy wydawało się, że serial Colony będzie zawodził już do końca sezonu, twórcy postawili na odważne fabularne kroki. Dwa najnowsze odcinki traktować należy jako najlepsze od początku emisji.
Przyznaję, że dotychczas z każdym kolejnym odcinkiem coraz bardziej traciłem wiarę w Colony. Produkcja Carltona Cuse’a i Ryana Condala nie była tym, czego oczekiwałem po zapowiedziach i zwiastunach przedpremierowych. Brakowało w niej wyrazistych wątków oraz poważnego podejścia do zagrożenia, jakie stanowią „gospodarze” pozwalający ludziom żyć i z pozoru normalnie funkcjonować w Los Angeles. Cliffhanger kończący poprzedni odcinek pozytywnie mnie zaskoczył. Nagle okazało się, że twórcy nie boją się "odstrzelić" postaci, która pozornie wydawała się kimś ważnym w całej historii. Zastanawiałem się wtedy, czy nie był to błąd, bo na tle innych zupełnie przezroczystych bohaterów Phyllis potrafiła przykuć uwagę widza i była postacią wnoszącą do całej historii dużo dobrego.
Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne. Morderstwo Phyllis uruchomiło oczekiwaną machinę kolejnych wydarzeń, które sprawiły, że następne odcinki Colony oglądało się zaskakująco dobrze. Snyder, rozzłoszczony coraz aktywniej działającym ruchem oporu, postanowił zorganizować przedstawienie mające na celu uświadomienie mieszkańcom Los Angeles (a także obserwującym go gospodarzom), że kontroluje sytuację w mieście i udało mu się schwytać Geronimo. Od początku byłem przekonany, że Geronimo to przywódca tylko z nazwy, ktoś wykreowany na potrzeby walki z okupantem, który tak naprawdę nie istnieje, ale mimo to Snyder był w stanie stworzyć z tego show połączone z procesem sądowym i publiczną egzekucją.
To tylko rozzłościło ruch oporu, który planował ostatecznie rozprawić się ze Snyderem. Szósty odcinek Colony zaskoczył nie tylko swoją kameralnością, bo akcja w zdecydowanej większości rozgrywała się w barze głównych bohaterów i skupiała na trzech kluczowych postaciach, ale też całkiem nieźle przeprowadzonymi sekwencjami akcji. Z jednej strony irytujący jest fakt, jak mocno Will starał się utrzymać przy życiu Snydera, kierując się obietnicą odnalezienia syna. W praktyce Synder nie przedstawił mu żadnych dowodów, co sprawia, że postać Bowmana nie zachowuje się racjonalnie. Biorąc pod uwagę rozprawienie się z Phyllis, Snyder w szóstym odcinku był nietykalny, a jednocześnie okazał się też bardziej ludzki niż dotychczas.
Całkiem nieźle wypada też dynamika pomiędzy Willem i Katie, która w otwarty i bezkompromisowy sposób oszukuje swojego męża i jest wierna ruchowi oporu. Oglądając niektóre sceny, miałem wrażenie, że Bowman domyśla się, dla kogo pracuje Katie, ale nie chce jeszcze do końca w to wierzyć i szuka niezaprzeczalnych dowodów. Napięcie pomiędzy głównymi bohaterami odczuwalne jest coraz bardziej, ale na ostateczne odkrycie (bo zapewne wydarzy się ono jeszcze w tym sezonie) musimy poczekać kilka tygodni.
Nowe odcinki Colony w końcu rzuciły też nieco więcej światła na temat gospodarzy, których Snyder traktuje jako przybyszów... z wszechświata. Trudno jednak zakładać, że mówił prawdę, a do tego jego słowa nie brzmiały jednoznacznie. Dowiedzieliśmy się też o istnieniu innych kolonii, co w perspektywie kolejnego sezonu wydaje się być ciekawym i wartym uwagi wątkiem do rozwoju. W odcinku pojawiła się również kobieta znacznie wyżej postawiona od Snydera, która zapewne w kolejnych odcinkach odegra dużo ważniejszą rolę. Warto też wspomnieć o krótkich wstawkach z wizyty syna Willa poza murem otaczającym Los Angeles. Snyder teren ten nazywa miejscem, w którym „nie chcesz się znaleźć”, ale wygląda na to, że jest to miejsce kompletnie wymarłe.
Po słabym początku sezonu historia prezentowana w Colony nabiera kolorów. Trudno się temu dziwić - za scenariusz piątego i szóstego odcinka odpowiedzialni byli twórcy serialu, więc poziom natychmiast poszedł nieco do góry. Debiutancka seria składa się tylko z 10 części, dlatego też nie spodziewam się przestojów i liczę, że kolejne epizody nadal rozwijać będą fabułę.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat