Contrition to solidny, ale nieoczywisty kryminał, mocno niejednoznaczny w ocenie. Zadaje pytanie, jaka zbrodnia usprawiedliwia samosąd? I czy śmierć na pewno jest najsurowszą karą?
Carlos Portela stworzył opowieść, w której bardzo łatwo nam jest opowiedzieć się po jednej ze stron. Napisał o osiedlu, gdzie żyją, jak na swoistym zesłaniu, ludzie skazani za przestępstwa seksualne – w myśl restrykcyjnego prawa stanu Floryda. Izolowani od społeczeństwa i objęci społecznym ostracyzmem tkwią w zawieszeniu, w beznadziejnej egzystencji, która niejako nie ma już celu ani sensu. Oczywiście odruchowo rodzi się w nas poczucie, że ich kara jest słuszna, a może nawet zbyt mało adekwatna dla przewin. Kiedy więc okazuje się, że śmierć jednego z nich nie była przypadkowym zdarzeniem, a zaplanowaną zbrodnią, wzbudzamy w sobie odruchowy bunt przeciwko potępieniu sprawcy. Uznajemy jego postępek za zasadny, za właściwy – przeciwnie do Marcii, lokalnej dziennikarki, która otwarcie neguje prawo do samosądu. Nie sekundujemy jej w śledztwie (choć śledzimy je z uwagą), nie chcemy bowiem, by sprawca został odkryty. Bronimy go, uznając, że jego czyn jest dopełnieniem systemowej sprawiedliwości, która – w naszym odczuciu – zawiodła. Jednak czy na pewno? Czy cywilizacyjny rozwój i wynikający z niego system prawny pozwala nam – czy też powinien pozwalać – na samodzielne wymierzanie kary na człowieku, który został już osądzony, skazany i ukarany? Pomijając ohydność jego postępowania – czy przysługuje mu sprawiedliwość wg litery prawa? A może lepsza jest kara wynikła z emocjonalnego (choćby i słusznego) gniewu społecznego?
Na takie pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo nawet jeśli chcielibyśmy przyznać rację Marcii, to coś wewnątrz nas się buntuje, przeciwstawia przekazaniu prawa do wymierzenia kary systemowi, który w obliczu pedofilii zawsze zdaje się nazbyt łagodny.
Komiks interesująco rozwija historię, bo śledztwo dziennikarskie szybko wskazuje na o wiele większą złożoność sprawy niż tylko upozorowanie śmiertelnego wypadku. Ciało na miejscu pożaru nie należy do domniemanej ofiary. Okazuje się, że to zabrane z cmentarza zwłoki. Gdzie jest więc pozornie zamordowany mieszkaniec Contrition? Uciekł? Ktoś mu w tej ucieczce pomógł? A jeśli tak, to jakie miał ku temu powody? Jakie motywy nim kierowały?
Poznając kolejne rozdziały opowieści, uzyskujemy szerszą perspektywę, obrazującą mnogość problemów współczesnego świata. Co dzieci robią w sieci? Jakie zagrożenia na nie tam czyhają? Jak możemy im zapobiec? I czy w ogóle możemy?
Dalsza część opowieści skupia się na pragnieniu zemsty, która determinuje działania kolejnego bohatera i skłania go do czynów zaskakujących czy wręcz szalonych. I prowadzi do bardzo nieoczywistego zakończenia, które jednak – po starannym rozważeniu – muszę uznać za w pełni słuszne. Mimo że jest mocno odmienne od tego, czego się spodziewamy, czego odruchowo pragniemy, okazuje się i moralnie właściwe, i zasadne. Sprawia też wrażenie kary o wiele dotkliwszej. Chyba najdotkliwszej, jaką można było w tej sytuacji wymierzyć. Kary, która może i nie naprawia wyrządzonych krzywd, ale też nie uwalnia od odpowiedzialności za nie, a w każdym dniu, w każdej godzinie o nich przypomina.
Znakomite jest stopniowanie napięcia. Bardzo starannie składana jest cała mozaika zdarzeń, z której powoli, z każdym rozdziałem i każdą planszą, wyłania się pełniejszy obraz całości. I dopiero finalnie uzyskujemy całościowy obraz historii. Nic nie jest tak oczywiste i zero-jedynkowe, jak się nam z początku wydaje.
W sukurs tej ponurej, pełnej napięcia opowieści przychodzą znakomite rysunki Keko – tonące w czerni, mroczne, odmalowujące świat nie czarno-biały, a pełen odcieni szarości. Potęgują one poczucie beznadziei i tragizmu, towarzyszące chyba wszystkim postaciom w komiksie, choć każdej w inny sposób, w innym wymiarze.
Rysunki
Keko przypominają graficznie styl Alexa Inkera z
Colorado Train, choć tutaj jest jeszcze bardziej ponuro, mniej jest światła, przejrzystości. Tam światło dnia kryło jakąś nadzieję. Tutaj dzień jest równie ponury i przytłaczający, jak noc.
Keko to uznany madrycki artysta, który sam określa się spadkobiercą
Alberto Brecci i Willa Eisnera. Są to z pewnością inspiracje zauważalne. Staranność oddania detalu w połączeniu z surowością kreski oraz skupienie na mocnym kontrastowaniu czernią każdego kadru dobrze wpasowują się w ciężar rysowanej historii, potęgując przytłaczający wydźwięk scenariusza. Keko okazuje się dla tej historii rysownikiem wręcz idealnym.
Contrition nie jest komiksem lekkim, łatwym ani przyjemnym. Porusza koncepcję winy i kary w perspektywie szerszej niż nasze (choćby słuszne) emocjonalne oceny. Ma odwagę zadawać trudne, prowokacyjne pytania, zmuszając nas do przerewidowania naszego postrzegania świata. W rzeczywistości – inaczej niż w komiksowym szkicu – świat nie jest czarno-biały i nie ma jednoznacznych moralnie odpowiedzi. Wszystko jest bardziej skomplikowane, złożone. Zakończenie komiksu może nie zadowolić wszystkich, może okazać się zbyt mało dosadne, odmienne od naszych wewnętrznych założeń i oczekiwań. Ale czy nie jest słuszne? Na to każdy czytelnik musi sobie samodzielnie odpowiedzieć. Mimo wszystko warto poznać tę historię. Może właśnie dlatego, że obcujemy w niej z brudem, który oblepia nas, zostawiając skazę na naszym myśleniu, naszym sumieniu?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h