Czarny Młot #04: Era Zagłady. Część 2 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 23 lipca 2020Wystarczyło zaledwie około trzech lat, aby wykreowane przez Jeffa Lemire’a uniwersum Czarnego Młota stało się obecnie jedną z najlepszych, jeżeli nie najlepszą komiksową serią o superbohaterach.
Wystarczyło zaledwie około trzech lat, aby wykreowane przez Jeffa Lemire’a uniwersum Czarnego Młota stało się obecnie jedną z najlepszych, jeżeli nie najlepszą komiksową serią o superbohaterach.
Trochę krócej trwało rozwiązanie zagadki farmy i miasteczka, na której na dziesięć lat utknęli ziemscy herosi po walce z Antybogiem w ich rodzimym Spiral City. Szokującą konkluzję tego wątku otrzymaliśmy w pierwszym tomie Ery zagłady, kiedy okazało się, że to sztuczna rzeczywistość, na dodatek wykreowana przy współudziale Pułkownika Weirda przez Madame Dragonfy, należącą przecież do drużyny. Przebudzenie jest wstrząsem dla Golden Girl, Barbarliena i Abrahama Slama, jednak to początek problemów, które przygotował dla nich Jeff Lemire w kolejnym tomie serii. Oto bowiem, po przekroczeniu granicy Parastrefy i powrotu do ich świata (czy też światów, ponieważ Barbalien powraca na Marsa), bohaterowie tracą wspomnienia i żyją życiem zwykłych obywateli. Oczywiście do czasu.
Zanim jednak przejdziemy do głównych, komiksowych wydarzeń, czekają na nas dwa zeszyty, w których jeszcze dziwniejszych przygód niż dotychczas doświadcza Pułkownik Weird. Trafia on do bardzo osobliwej krainy, w której koegzystują postacie będące odrzuconymi, komiksowymi pomysłami, które nigdy nie zaistniały w rzeczywistości, pozostając na zawsze w głowach ich twórców. Tym samym Jeff Lemire, przy pomocy prostych, acz surrealistycznych w formie rysunków Richa Tommaso wskakuje na jeszcze wyższy metaliteracki poziom, niż prezentował dotychczas jako scenarzysta Czarnego Młota. Na całe szczęście w tym pomyśle nie czuć ani grama sztuczności i po prostu pasuje on znakomicie do koncepcji całej serii.
A jakaż to jest koncepcja? Po prostu recygling najpopularniejszych motywów obejmujących superbohaterskie, komiksowe uniwersa. Jak na razie na naszym rynku mamy cztery tomy podstawowej serii i cztery spin-offy, które można uznać za podsumowanie wieloletniego rozwoju rozrywkowej sztuki komiksowej i jednocześnie ukazaniem jej niesamowitego potencjału. Lemire dokonał czegoś, co nazwać można wydawniczym cudem, ponieważ w jednym projekcie udało mu się zawrzeć wszystko, co w pozytywny sposób wyróżnia dzisiejsze i dawniejsze komiksowe opowieści, a jednocześnie jest osobną, nową historią, która ma szansę rozrosnąć się jak również publikowane przez Dark Horse Comics komiksy z uniwersum Hellboya.
Druga część Ery Zagłady to punkt graniczny historii Jeffa Lemire’a i równie dobrze w tym momencie mógłby on ją z pełnym sukcesem zakończyć. Jednakże tom czwarty podstawowej serii bardziej wygląda na koniec pierwszej fazy rozwoju uniwersum, co zresztą skłania do porównań z filmowym Marvel Cinematic Universe (notabene czeka nas jeszcze crossover drużyny Czarnego Młota z Ligą Sprawiedliwości z DC Comics). W finale Jeff Lemire i momentami genialny w tworzeniu świata przedstawionego Dean Ormston znaleźli moment idealnej, fabularnej równowagi, którą aż żal byłoby zaburzać. Prawda jest jednak taka, że pewne historie za wszelką cenę domagają się ich kontynuowania, także przy udziale bardzo na to liczących czytelników. Jak można przypuszczać, domaga się tego również buzująca od pomysłów wyobraźnia Jeffa Lemire’a, który miejmy nadzieję nie pozostanie głuchy na głosy swoich wielbicieli oraz własnych myśli i niebawem po raz kolejny dokona recyklingu popularnych, komiksowych motywów. I dzięki nieustannie płynącemu z Czarnego Młota poczuciu twórczej radości, raczej możemy być pewni, że nowe przygody tych samych, bądź równie dobrze innych postaci, będą tak samo zajmujące jak były dotychczas.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat