Czerwona jedynka – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 8 listopada 2024Dwayne Johnson powraca tym razem jako osobisty ochroniarz Świętego Mikołaja. Czy nowy świąteczny film za 234 mln dolarów jest w stanie zachwycić widzów? Sprawdzamy.
Dwayne Johnson powraca tym razem jako osobisty ochroniarz Świętego Mikołaja. Czy nowy świąteczny film za 234 mln dolarów jest w stanie zachwycić widzów? Sprawdzamy.
Seria Jumanji z Dwaynem Johnsonem okazała się sukcesem. Nic dziwnego, że reżyser Jake Kasdan postanowił ponownie połączyć siły z byłym wrestlerem. Porzucił dżunglę i zaserwował widzom świąteczną przygodę w dużo chłodniejszych lokacjach.
Callum (Dwayne Johnson) jest szefem ochrony Świętego Mikołaja (J.K. Simmons), który stracił serce do swojej pracy. Boli go to, że z roku na rok lista niegrzecznych dzieci się wydłuża, a tych, którzy w niego wierzą, ubywa. Chce przejść na emeryturę. Nadchodzące święta mają być jego ostatnimi na Biegunie Północnym. Początkowo wszystko idzie zgodnie z planem. Jednak przy pomocy Jacka (Chris Evans), człowieka, który jest w stanie znaleźć każdego, ktoś namierza Świętego i go uprowadza. Tuż spod nosa Calluma. Trzeba go znaleźć i odbić. W innym wypadku Boże Narodzenie będzie zagrożone.
W ostatnich latach dostaliśmy mnóstwo opowieści o tym, że ktoś z przeróżnych pobudek chciał wyeliminować Mikołaja. Raz był to nadgorliwy księgowy, który nie dostał kiedyś wymarzonej zabawki, więc postanowił pozbyć się staruszka w czerwonym kubraku. Innym razem był to królewicz mrozu, który pragnął zająć jego miejsce, czy jakiś inny bajeczny stwór, który dla własnej radości chciał zlikwidować święta. W pewnym momencie te wszystkie filmy zaczynały się mieszać, bo były bardzo do siebie podobne.
Tym razem jest trochę inaczej. Produkcja napisana przez Chrisa Morgana (Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw, Szybcy i wściekli 8) czerpie z folkloru austriacko-bawarskiego i islandzkiego. Dzięki temu dostajemy takie stwory jak Krampus czy Gryla, których podejście do tematu świąt jest trochę inne. Krampus na przykład to istne przeciwieństwo Mikołaja. Jego celem jest karanie niegrzecznych dzieci. Baśniowe istoty nie są negatywnie nastawione do świąt, po prostu pełnią w nich inną funkcję i czują się zawiedzione, że Mikołaj w ostatnich latach wykazuje się dużą pobłażliwością względem ludzi, którzy na jego prezenty nie zasługują. Jest to ciekawe podejście do konfliktu świątecznego i rozmowy na temat wyznaczania granic.
Film Czerwona jedynka jest skierowany raczej do najmłodszej widowni. Świadczy o tym specyficzne poczucie humoru, jakim wykazuje się Jack, grany przez Evansa. Podczas seansu cały czas miałem wrażenie, że produkcji nie udało się zaangażować Ryana Raynoldsa, więc zatrudnili jego ugrzecznioną wersję. Były Kapitan Ameryka bardzo dobrze sprawdza się w roli lekkoducha, który jako dziecko zawiódł się na tym całym świątecznym przemyśle. Nie wierzy ani w Mikołaja, ani w elfy czy inne baśniowe stwory. Dlatego połączenie go z Callumem wypada tak komicznie. Szef ochrony jest wielkim, umięśnionym gościem, lubi czarny humor i w niczym nie przypomina małego, słodkiego skrzata. Duet Evans–Johnson na ekranie wywołuje salwy śmiechu wśród najmłodszych widzów. Dorośli też będą się czasami uśmiechać, ale pewnie nie tak często.
Niekwestionowanym królem tej świątecznej opowieści jest jednak J.K. Simmons, wyznaczający nowy kierunek ukazywania Świętego Mikołaja w popkulturze. Nie jest to już staruszek z dużym brzuchem i rumianymi policzkami. To starszy mężczyzna w dobrej formie, który regularnie chodzi na siłownię. Ma mięśnie i nie zawaha się ich użyć, jeśli sytuacja będzie tego wymagać.
Twórcy postawili bardziej na praktyczne efekty wizualne niż na CGI, co im się opłaciło. Najlepiej widać to przy postaci ogromnego Krampusa. Kristofer Hivju, który przywdział strój demona, prezentuje się świetnie. Departament odpowiedzialny za stroje i wygląd postaci miał pewnie bardzo dużo wolności kreatywnej przy projektowaniu wszystkiego. Świat w tym filmie jest bardzo namacalny i prawdziwy. Nie przypomina szalonego snu grafika, który przedawkował gorącą czekoladę i lukier.
Mam mały problem z ostatnim aktem filmu, który moim zdaniem zbyt szybko zostaje rozwiązany. Finałowa „walka”, jeśli można tak ją nazwać, rozgrywa się błyskawicznie w porównaniu z tym, jak długo jest ona podprowadzana. Napięcie rośnie, a potem jest momentalnie rozładowywane.
Jestem przekonany, że rodziny szukające w kinie ciepłej i napakowanej akcją produkcji świątecznej znajdą to wszystko właśnie w Czerwonej jedynce. Raczej nie będzie to nowy klasyk puszczany w każde Boże Narodzenie, ale jako jednorazowa przyjemność sprawuje się fantastycznie.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat