Nigdy nie byłem wielkim fanem Daleko od noszy. Właściwie oglądałem ten serial na wyrywki, czasem natrafiając na powtórki jeszcze w czasach szkoły podstawowej. Szpitala na perypetiach nawet nie kojarzę. Z tego też powodu nie jestem w stanie wyłapać żadnych nawiązań do poprzednich produkcji serii, więc atut sentymentu i tęsknoty, na którym takie twory się opierają w moim przypadku nie zadziała. Po obejrzeniu nowego, częściowo znajomego (muzyka) openingu, niektórzy mogą przeżyć szok. Bynajmniej nie z powodu aktorów wyglądających starzej, niż się do tego przyzwyczailiśmy czy zapowiedzi występu Daniela Olbrychskiego jako wiedźmina, lecz zbyt szybkiego przejścia między intrem a pierwszą sceną epizodu. Nieprzygotowany widz dopiero po krótkim czasie zorientuje się, że ogląda już właściwą część produkcji, więc przy okazji straci odrobinę pierwszej konwersacji. Zresztą do całego montażu można się przyczepić – ilość cięć oraz zmian perspektyw jest zbyt duża i niepotrzebna. Rzuciło mi się to w oczy szczególnie podczas rozmów Kidlera oraz Łubicza. Drażni, gdy w początkowej fazie dialogu mamy spojrzenie na całą postać, a zaraz dostajemy zbliżenie na twarz tegoż bohatera. Może czytając o tym, nie wydaje się to problemem, ale w czasie seansu jest to niezwykle uciążliwe. Co zaś się tyczy samej fabuły oraz aktorów – jest poprawnie, ale bez szału. Nie mogę powiedzieć, by ktoś spisywał się lepiej lub gorzej niż ponad 10 lat temu. Produkcję zapewne znów na swoich barkach miał ciągnąć Paweł Wawrzecki w roli doktora Kidlera, ale niestety nie do końca mu się to udaje. Mam wrażenie, że bohaterowie nie poszli w żaden sposób do przodu pod względem charakteru przez te wszystkie lata. Co ma swoje dobre strony, bo łatwiej będzie wywołać wspomnienia sentymentalne, ale z drugiej strony – oglądając prawie 70-letniego aktora zachowującego się dziecinnie i przebierającego się za kobietę, czułem się co najmniej dziwnie. A sam fakt, iż nikt go nie rozpoznał, nie wpasował się w konwencję. Niby to sitcom, ale nawet takie produkcje nie powinny bazować na tak naiwnych żartach. Co ciekawe poza Rafałem Rutkowskim w roli doktora Kraśnika nie dane było widzom ujrzeć nikogo z nowej obsady. Dlatego niestety nie mogę ocenić, jak aktorsko wypada Doda czy Katarzyna Glinka. Gagi nie są zbyt zabawne. Większość dialogów opiera się zwyczajnie na sucharach. Zwolennikom tego typu poczucia humoru na pewno odcinek przypadnie do gustu. Dla reszty oglądających rozmowy między postaciami wydadzą się odrobinę żenujące. Przy tym wszystkim nie pomaga śmiech z taśmy. Nie dość, że sprawia wrażenie niesamowicie wymuszonego, to włącza się w dość losowych momentach. Choćby najśmieszniejszy tekst odcinka (o ramieniu ministra) nie zdobył uznania wśród montażystów, ale scena wyproszenia doktora Wstrząsa z pokoju lekarskiego już tak. Nie rozumiem tych kryteriów ‍Daleko od noszy. Reanimacja powstała wyłącznie z myślą grania na sentymencie odbiorców. Raczej nikt przyzwyczajony do wyższych standardów telewizyjnych nie odnajdzie w tej produkcji rozrywki na zadowalającym poziomie. Chyba że ktoś wyjątkowo upodobał sobie humor znany z memów o człowieku-sucharze. W połączeniu jednak z wypowiadaniem takich żartów przez aktorów nawet zwolennicy owych tekstów mogą się rozczarować.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj