Dawno, dawno temu: sezon 6, odcinki 21-22 (finał sezonu) – recenzja
Stało się – za nami kolejny sezon Dawno, dawno temu, tym razem jednak kończący większość wątków, a rozpoczynający zupełnie nową opowieść.
Stało się – za nami kolejny sezon Dawno, dawno temu, tym razem jednak kończący większość wątków, a rozpoczynający zupełnie nową opowieść.
Historia zatoczyło koło, ponieważ kolejna klątwa przetoczyła się przez Storybrooke i niczym ta z pierwszego sezonu zmieniła diametralnie życie mieszkańców miasteczka. Ponownie tylko Henry pamięta, co tak naprawdę się stało, a jego próby przekonania przyjaciół, że ich obecne życie to ułuda, spełzają na niczym. Emmę chłopak znajduje w szpitalu psychiatrycznym, z kolei jego dziadkowie, Hak oraz Regina zniknęli. Miejsce pani burmistrz zajmuje zresztą nie kto inny, jak... sama Czarna Wróżka, a raczej Fiona. Zamiast wielkiej bitwy widzowie oglądają więc starcie o duszę Emmy czy raczej jej wiarę w baśniowy świat, o którym zapomniała. Tymczasem w Zaczarowanym lesie Śnieżka wraz z innymi bohaterami próbuje wrócić do Storybrooke, a nie jest to takie łatwe – do tego wszystkie światy, nie tylko jej własny, zaczynają znikać, tak jak powoli znika wiara Emmy.
Czytaj także: Obsada opuszcza 7. sezon Dawno, dawno temu
Twórcy serialu postarali się, aby przemycić do epizodów The Final Battle: Part 1 oraz Part 2 jak najwięcej nawiązań do pierwszych odcinków serialu. Zresztą sam przedłużony, dwuodcinkowy finał to poniekąd kalka pierwszej próby udowodnienia Emmie, że baśnie to nie zwykła fikcja literacka, a zapis prawdziwych wydarzeń. Tak więc znów chłopiec usilnie stara się przekonać matkę o słuszności swoich racji, a ta uparcie twierdzi, że musi on znowu wznowić sesje terapeutyczne. Tym razem jednak stawka jest znacznie większa, ponieważ bez wiary Emmy zginąć mogą jej przyjaciele oraz rodzina – także ta przyszła. Tytuły odcinków zresztą sugerowały ogromną ilość walk oraz akcji, której co prawda nie brakuje, ale nie tego chyba się wszyscy spodziewali. Finałową bitwę stacza bowiem w swoim umyśle sama Emma, kuszona wciąż przez Czarną Wróżkę, aby pozbyła się księgi z baśniami, należącej do Henry'ego. Sprawa wygląda beznadziejnie, lecz dobro zawsze zwycięża, a jak nie Emma pokona Czarną Wróżkę, to zrobi to... Pan Gold.
Gold, co ciekawe, zachował pamięć o wydarzeniach sprzed klątwy, co z góry można uznać za rozwiązanie typu pójście na łatwiznę. Samo jego ostateczne starcie z matką okazuje się też nie tylko mało widowiskowe, ale też zbyt... proste. Wystarczyła jedna różdżka, trochę gadania i już – Wróżka była, Wróżki nie ma. Wystarczyło także uwięzić Bellę, co było największym błędem matki Golda, która dopiero co przekabaciła go na swoją stronę. Wróżka nie przewidziała, że prawda o Belli może rozjuszyć syna? Szkoda, że zmarnowano potencjał starcia Golda z matką – fani serialu spodziewali się przede wszystkim jej walki z Emmą, a nie przegadanego mini-pojedynku z synem. Ostatecznie jednak Wybawczyni nie może uniknąć swojego losu, więc starcie z Gideonem jest pewne. Swoją drogą to ciekawe, że to nie Emma po raz kolejny ratuje Storybrooke przed klątwą, a Pan Gold. To już definitywne potwierdzenie, że przeszłość Mrocznego jest już za nim – Gold wygrywa w słownym pojedynku ze swoim alter ego. A swoją drogą, reakcja Belli na wieść, że jej mąż zabił własną matkę jest bezcenna – kobiecie nawet powieka nie drgnęła. Co jednak trochę dziwi, skoro Bella jest wręcz ideałem cnót wszelakich.
Fani serialu ponownie mają okazję zobaczyć swoich ulubionych bohaterów w baśniowym wydaniu, a dodatkowo pojawiają się starzy znajomi – Aladyn oraz Jasmine są tu absolutnie zbędni, no może poza ich latającym dywanem, a scenarzyści muszą wyjątkowo ich lubić, skoro ta dwójka pojawia się także z finale, nie mając właściwie do odegrania żadnej większej roli. Cieszy bardzo za to obecność Złej Królowej, która zadomowiła się w pałacu, choć wieśniacy wciąż czują w stosunku do niej dość uzasadnioną urazę. Po raz kolejny pojawia się też nawiązanie do klasycznej już sceny – Śnieżka całuje Księcia (choć kiedyś było odwrotnie), a ten budzi się ze snu cały i zdrowy. Nikt chyba nie sądził, że Książę może zginąć, więc to tylko o wyłącznie mały smaczek dla fanów. Podobnie jak powrót starych lokacji, jak pałac olbrzymów.
Emma poświęca samą siebie, aby nie zabić Gideona, "ginie" więc, jak to zostało pokazane w jej wizjach. Jednak i tym razem pocałunek prawdziwej miłości sprawia, że wszystko kończy się dobrze. To także mały i stosunkowo skromny finał, patrząc na długą historię serialu. Bohaterowie Once Upon a Time prawie zawsze znajdują swoje szczęśliwe zakończenia (wyjątkiem jest uśmiercenie Robina i tragedia Reginy), tak więc i 6 sezon kończy się jak baśń. Jest wesoło, radośnie, a tajemniczy początek finału z nieznanym mężczyzną i jego córką otrzymuje odpowiedzi w ostatnich minutach 22. odcinka. Niespodziewanie fabuła przenosi się aż 10 lat – Henry jest już dorosły. To kolejna powtórka z rozrywki, a raczej swoiste odwrócenie ról z pierwszego odcinka serialu, kiedy to Henry oznajmił Emmie, że jest jej synem. Tym razem to odrobinę nieuprzejmy Henry oświadcza małej dziewczynce, że nie ma córki. Dziewczynka, czy raczej Lucy, trzyma zresztą kolejną książkę pełną baśni...
Dwuodcinkowy finał nie zaskoczył jakoś szczególnie – sezon skończył się przewidywalnie, aczkolwiek odkąd wiadomo, że bohater grany przez Andrew J. Westa to dorosły Henry, nie dziwi już fakt, iż spora część obsady zrezygnowała z grania, ewentualnie nie była już potrzebna. Twórcy serialu, Adam Horowitz oraz Edward Kitsis całkiem sprytnie wybrnęli ze ślepego zaułka, sprawiającego, że serial od dawna notował spadek oglądalności. Siódmy sezon będzie niejako restartem całego serialu, powodując być może powrót starych fanów Once Upon a Time, a kto wie, czy nie zainteresuje i nowych – trudno na razie stwierdzić, jak wiele będzie w następnym sezonie nawiązań do przeszłości.
Skończyła się pewna epoka – choć co prawda Once Upon a Time się nie kończy, tak naprawdę żegna się już z większością bohaterów. Dostali oni szczęśliwe zakończenie, a to przecież najważniejsze. Nawet jeżeli sam dwuodcinkowy finał nie jest wybitny, i tak z przyjemnością ogląda się Reginę czy Kapitana Haka, ponieważ serial w tej dawnej formule już nie wróci. Pierwszy sezon był świetny, oby i równe dobry była dalsza część historii Henry'ego.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat