Deus Ex: Bunt Ludzkości [PC]
Czwarty kwartał każdego roku to prawdziwy wysyp najbardziej oczekiwanych gier. „Deus Ex: Bunt Ludzkości” zaatakował jednak z zaskoczenia, jeszcze w sierpniu, wprawiając w zachwyt miliony graczy na całym świecie.
Czwarty kwartał każdego roku to prawdziwy wysyp najbardziej oczekiwanych gier. „Deus Ex: Bunt Ludzkości” zaatakował jednak z zaskoczenia, jeszcze w sierpniu, wprawiając w zachwyt miliony graczy na całym świecie.
Wyjątkowo nudny jak co roku, sezon wakacyjny już za nami. Premiera „Deus Ex: Bunt Ludzkości” rozpoczyna bowiem gorącą jesień. Wtedy to na półkach sklepowych pojawia się mnóstwo wyjątkowych tytułów, które będą kandydować w wielu plebiscytach, w tym na Grę Roku 2011. Pytanie tylko, czy jest sens czekać na premiery kolejnych produkcji. Przechodząc w całości grę Eidos Studios jestem przekonany, że „Deus Ex” ma wszystko by zostać najlepszą ostatnich dwunastu miesiący. A miejsce na podium (przynajmniej w moim zestawieniu) ma już zapewnione.
Nowy „Deus Ex” ma bowiem wszystko to, co w grach uwielbiam – połączenie akcji, skradanki i elementów RPG. Ten „smakowity mix” gatunków spisuje się wybornie, a każdy element gry jest dopracowany niemal do perfekcji. Ciężko mi w pamięci znaleźć grę, która daje taką swobodę, taką różnorodność i nie jest przy tym typowym sandboxem. Główny wątek gry jest dokładnie eksponowany i potrafi wciągać do tego stopnia, że zapomina się o wielu zadaniach pobocznych. A tych na każdej z map znajduje się przynajmniej kilka. O szczegółach później, skupmy się na głównej ścieżce fabularnej.
Gracz wciela się w Adama Jensena, byłego specjalistę SWAT-u, który jest szefem ochrony jednej z firm biotechnologicznych - Sarif Industries. Głównego bohatera poznajemy jeszcze jako normalnego człowieka, który w 2027 roku pracuje siedzibie firmy. Jego życie zmienia atak komandosów, w którym zostaje ciężko ranny. Lekarze są w stanie odratować Adama, ale wszczepiają mu do ciała wiele implantów, które stają się głównym RPG-owym elementem „Buntu Ludzkości”. Od tego momentu rozpoczyna się pełna zwrotów akcji, tajemnicza rozgrywka, w której Jensen musi odnaleźć sprawców ataku oraz… więcej nie zdradzę. Fabuła gry jest bardzo rozbudowana, a poznawać ją można na wiele sposobów. Nie tylko przez kapitalnie skonstruowane dialogi, dzięki którym misje możemy zakończyć na kilka różnych sposobów. Po świecie gry porozrzucane są też ebooki i gazety, które możemy czytać i zgłębiać tajemnice świata.
Mimo, że kolejne mapy, po których może poruszać się gracz są ustalone z góry, tak już ich eksploracja jest w pełni swobodna. Poza głównym wątkiem fabularnym, Jensen może przechadzać się po ulicach Detroit w poszukiwaniu mniej lub bardziej skomplikowanych questów. Kontynuacja głównego wątku i przeskok na inną mapę sprawia, że do rozpoczętych zadań pobocznych nie będzie można już wrócić (o czym gracz jest na bieżąco informowany).
[image-browser playlist="608353" suggest=""]
Zachwyca poziom rozbudowania każdej misji i ilość sposobów na jej przejście. Przykład: do budynku, w którym należy odnaleźć jednego z naukowców można dostać się głównym wejściem (rozwalając przy okazji kilku strażników, którzy nie są chętni by nas wpuścić), można też dotrzeć do tylnego wejścia za pomocą kanałów, przez dach i schody pożarowe innego budynku, aż w końcu poprzez szyby wentylacyjne, albo dziurę w ogrodzeniu, która jest zasłonięta ciężkim przedmiotem (jeśli mamy wykupiony implant umożliwiający podnoszenie ciężkich przedmiotów, możemy go bez problemu przenieść na inne miejsce). W ten sposób możemy do budynku zakraść się cichaczem, nie eliminując, a nawet nie ogłuszając żadnego z wrogów, ale możemy też wybić wszystkich przeciwników i dumnie wkroczyć główną bramą. O ile metoda siłowa jest prostsza, tak skradanie się i odkrywanie tajemnych ścieżek sprawia dodatkową frajdę i jest nagradzana dodatkowymi punktami doświadczenia.
Już kilka gier próbowało w podobnym stylu tworzyć misje i kilka ścieżek fabularnych, ale ani „Wiedźmin 2”, ani dwie części „Mass Effect” nie zbliżyły się do takiego zróżnicowania, jakie mamy w nowym „Deus Ex”. Wspomniałem o cichym eliminowaniu wrogów. Delikwenta możemy ogłuszyć lub zabić podchodząc go od tyłu. Ogłuszenie nagradzane jest dodatkowymi punktami doświadczenia, ale liczyć musimy się z tym, że jeśli ciało nieprzytomnego bandziora zostanie odkryte, koledzy szybko go obudzą. Eliminowanie wrogów polega na ciągłym trzymaniu klawisza „Q” (zabicie) lub pojedynczym naciśnięciu (ogłuszenie). Wtedy to włącza się jedna z kilku dostępnych cutscenek, w której Jensen bez problemu radzi sobie z nawet o dwie głowy większym przeciwnikiem. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się zastosować chwytu od tyłu (podobnie jak w Splinter Cell), dzięki któremu wróg mógłby stać się żywą tarczą, a eliminowanie przeciwników stałoby się wtedy bardziej interaktywne.
Nowy „Deus Ex” to również zabawa w hackera. Bardzo sympatyczne minigierki w zależności od inwestowania w implanty dotyczące sztuki hackingu (jeśli ktoś bohatera rozwija w innym kierunku, może zapomnieć o łamaniu zabezpieczeń, wyłączaniu kamer, czytaniu maili, czy dostępu do zamkniętych pomieszczeń). Bowiem w trakcie całej gry Jensena da się „wzmocnić” implantami w około 50 procentach, w zależności od ilości zdobytego doświadczenia, które przekłada się na punkty Praxis. W trakcie gry ani razu nie zainwestowałem w szybszą regenerację zdrowia, lepsze celowanie, czy mniejszy odrzut podczas strzelania, głównie dlatego, że z broni korzystałem tylko wtedy, kiedy musiałem. A i tak 90 procent gry przeszedłem z pistoletem w ręce. Uzbrojenie oczywiście można modyfikować, powiększając magazynki albo dodając celowniki laserowe (brakowało mi w pistolecie tłumika, ale być może przeoczyłem to ulepszenie). Dostępnych karabinów jest kilka (bojowe, snajperskie, ciężkie, laserowe), ale każdy z nich zajmuje sporo miejsca w ekwipunku. A ten jest rzeczą nieznośną. Kwadraty pokazujące miejsce w inwentarzu możemy oczywiście powiększać wykupując dodatkowe implanty (co byłem zmuszony robić, choćby po to by zmieścić amunicję), ale miejsca przeważnie brakowało (nigdy nie wiesz, kiedy przyda Ci się snajperka, albo ciężki karabin, a w grze były takie sytuacje, których nie dało się przejść po cichu).
[image-browser playlist="608354" suggest=""]
Co warte podkreślenia, „Deus Ex: Bunt Ludzkości” to teoretycznie typowy FPP, ale prawy przycisk myszy odpowiada za chowanie się, za osłonami. Wtedy też przechodzimy automatycznie do widoku TPP. Przy chowaniu się za osłonami kuleje AI. Siedząc „skitranym” za biurkiem, stojący przodem do nas wróg po drugiej stronie zwyczajnie nas nie widzi i odchodzi. Zdarza się, że AI ma też problemy z celowaniem, z najbliższej odległości. „Głupieje” uciekając trochę do tyłu, by móc wycelować, kiedy zaskoczone zobaczy, że za drzwiami chowa się Jensen. Wspomniane wcześniej animacje ogłuszania bynajmniej nie polegają na lekkim podduszaniu i kładzeniu przeciwnika na ziemię. Jensen wali z pięści, wykręca ręce przeciwnika, rzucając jego ogłuszonym ciałem o podłogę. Mimo tego przechadzający się kilka metrów dalej wróg nawet tego nie zauważa, co umożliwia w łatwy sposób odciągnięcie ciała śpiącego bandziora w mniej widoczne miejsce. Zbyt duże ułatwienie?
Tworząc scenerię „Buntu Ludzkości” producenci zabawili się dwoma barwami – czarną i złotą tworząc wyjątkowy efekt. Cyberpunkowy klimat wylewa się wręcz z ekranu i pasuje idealnie do zaawansowanej tematyki związanej z biotechnologiami, które opanowują świat w 2027 roku. Graficznie wszystkie mapy dopieszczone są do najmniejszego szczegółu. Mogą trochę irytować kuloodoporne monitory komputerów (kiedy to bez problemu da się zniszczyć kamery). Graficznie „Deus Ex” jest też świetnie zoptymalizowany. Gra bez problemu uruchamia się w najwyższej rozdzielczości i na najwyższych detalach na mojej poczciwej, ale już kilkuletniej 9800GT. Niestety gorzej jest z czasami ładowań. O ile jeszcze poziomy i misje ładowały się stosunkowo długo (co dało się wytłumaczyć przez sporej wielości mapy) tak przy wczytywaniu quick save’a można było iść zaparzyć kawę, wrócić… poczekać jeszcze chwilę i dopiero wrócić do gry. Szczególnie irytowało to zaraz po premierze, kiedy nieraz na siłę próbowałem przechodzić misję cichaczem, ale dawałem się zauważyć. Wczytywanie save’a przerażało i sprawiało, że nie raz sobie darowałem i czyściłem pomieszczenie siłą. Na szczęście producent zareagował bardzo szybko i już kilka dni po premierze wypuścił łatkę, która przyśpiesza ładowanie się poziomów oraz save’ów. Uff…
Specyficzny klimat doprawiony jest wyjątkową muzyką autorstwa Michaela McCanna. Być może w grze nie każdy będzie potrafił skupić na niej uwagę, dlatego też polecam odsłuchać utworów z oficjalnego soundtracka gry. Warto!
„Deus Ex: Bunt Ludzkości” to najlepsze, co mogło się przytrafić branży gier tuż przed początkiem jesieni 2011 roku. Tytuł póki co zostawił w tyle wszystkie wcześniejsze produkcje (wydane w tym roku), na czele z drugą częścią polskiego „Wiedźmina” (CD Projekt – uczcie się poziomu rozbudowania fabuły od ludzi z Eidosa). W ten sposób otrzymaliśmy poważnego kandydata do Gry Roku 2011, który mimo drobnych błędów potrafi przyciągnąć do monitora na długie godziny. Dla mnie bez względu na walory estetyczne (które „Deus Ex” ma na najwyższym poziomie) najważniejsza jest grywalność, a ta przez około 30 godzin rozgrywki wprost wylewa się z ekranu.
Ocena: 9/10.
+ cyberpunkowy, złocisto-czarny klimat
+ fabuła, rozbudowane dialogi
+ oprawa audiowizualna
+ rozmach, ogrom świata, ilość zadań do wykonania
+ kilka możliwości przechodzenia misji, kilka zakończeń w niemal każdej misji
- momentami średniawe AI
- długie czasy ładowań save'ów
- mało animacji ogłuszania/zabijania
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat