„Dishonored: Definitive Edition”: Edycja nie(d)ostateczna – recenzja
Data premiery w Polsce: 28 sierpnia 2015"Dishonored" z 2012 roku był niesamowitym przeżyciem. Wersja HD nie do końca spełnia pokładane w niej nadzieje - tak słabego portu gry chyba nikt się nie spodziewał.
"Dishonored" z 2012 roku był niesamowitym przeżyciem. Wersja HD nie do końca spełnia pokładane w niej nadzieje - tak słabego portu gry chyba nikt się nie spodziewał.
Gry zasadniczo możemy podzielić na słabe, dobre, bardzo dobre i arcydzieła. Na przestrzeni wielu lat mieliście do czynienia z przynajmniej jednym tytułem z każdej z wymienionych tutaj grup. Bez większego zastanawiania się na zawołanie jesteście w stanie przywołać pozycję dla danej kategorii. W jedną z nich wpisuje się "Dishonored", oryginał z 2012 roku. W mojej opinii to przynajmniej dobra gra, dlatego też bez wahania sięgnąłem po "Dishonored: Definitive Edition". Nie będę ukrywał, że ostatnie znakomite remastery ("Tomb Raider", "The Last of Us: Remastered" czy "Gears of War: Utlimate Edition") pokazały prawdziwość znaczenia tego słowa. Jakże wielki był jednak mój zawód po zetknięciu się z "Dishonored: Definitive Edition"...
Z opisywaniem fabuły dam sobie spokój, przecież oryginał nie jest aż taki stary i zapewne pamiętacie, co się tam wydarzyło. Z racji tego, że mogą pojawić się jednostki, które jakimś cudem nie zetknęły się z "Dishonored", pozwolę sobie skrótowo nakreślić główny wątek. Fabuła "Dishonored: Definitive Edition" pozostaje zgodna z oryginałem. Corvo Attano, główny bohater gry, posiada tytuł Lorda Protektora oraz jest osobistym ochroniarzem Jessamine Kaldwin - panującej królowej. Spisek uknuty przez jednego z możnych i władczych poddanych głowy państwa sprawia, że królowa ginie z rąk wynajętych bandziorów.
[video-browser playlist="746929" suggest=""]
Na nieszczęście Corvo znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Zostaje on obarczony winą za śmierć Jessamine Kaldwin i zesłany do lochów, a następnie ma zostać skazany na śmierć. Jak zapewne się domyślacie, oskarżenia rzuca ta sama świta, która uknuła całą tę farsę, dzięki której chce dokonać przewrotu w kraju. Główny bohater gry ma jednak sojuszników, którzy nie wierzą w jego winę. To z ich pomocą opuszcza lochy i rozpoczyna krucjatę mającą na celu ujawnienie autorów spisku i oczyszczenie swego imienia. Tak rozpoczyna się trwająca kilka godzin przygoda w "Dishonored: Definitive Edition".
Przypomnę tylko, że recenzujemy port, więc daruję sobie objaśnianie mechaniki rozgrywki i sposobu prowadzenia gry, bo te są identyczne z oryginałem - czyli doskonałe. Niestety tego samego nie można powiedzieć już o samej jakości tej "edycji ostatecznej". Przez cały czas towarzyszyło mi uczucie, że "Dishonored: Definitive Edition" to tytuł robiony na siłę, po to tylko, żeby jeszcze kilka złotych wyciągnąć od graczy, którzy jak leszcze łykają każdy dobrze oceniany tytuł z minionej generacji. Nie mam nic przeciwko takim zagraniom, ale pod warunkiem, że pieniądz "wołany" za remaster oddaje prawdziwy trud włożony w odświeżenie tytułu (patrz wspomniane wcześniej wersje gier). W przypadku tej pozycji tak nie jest.
Czytaj także: E3 2015 – „Dishonored II” oficjalnie zapowiedziane. Powróci stary bohater
Oryginalny "Dishonored", choć ukazał się już raczej u schyłku panowania 7. generacji konsol, prezentował doskonały poziom graficzny. Fakt - gra chodziła tylko w 30 klatkach na sekundę, ale wtedy to nie przeszkadzało. Teraz, przy okazji "Dishonored: Definitive Edition", podciągnięto rozdzielczość do 1080p, ale liczbę klatek - tak ważną dla płynności rozgrywki - pozostawiono bez zmian. Trochę to niezrozumiałe, bo przecież konsole PlayStation 4 i Xbox One radzą sobie z 60 FPS. Graficznie odrestaurowana gra nie powala na kolana. To, co podobało się przed trzema laty, dziś wygląda brzydko. Wprawne oko długo musiałoby się przyglądać, żeby dostrzec znaczące różnice - nie widać tutaj żadnych efektów pracy grafików. Ba, nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że wydana w 2012 roku gra na średnim PC uruchomiona z największą liczbą detali wygląda lepiej niż wydane przed kilkunastoma dniami "Dishonored: Definitive Edition".
Nie zadbano również o to, by wyeliminować te błędy, na które cierpiała właściwa produkcja. Znikające tekstury czy znienacka pojawiający się wrogowie, których jeszcze przed sekundą tutaj nie było, są sporadyczne, ale jednak. Przez 3 lata nie udało się tego naprawić? Wydaje się niemożliwe, niestety takie są fakty. To tylko pokazuje, jak słabym portem jest "Dishonored: Definitive Edition". Kolejnym niemiłym zaskoczeniem jest czas loadingów. Gra nagradza za ciche i możliwie jak najmniej "inwazyjne" zaliczenie misji, dlatego też częste zapisywanie postępów jest tutaj wskazane. Save robi się błyskawicznie, ale już jego wczytanie, np. po śmierci bohatera, trwa wieki. W czasach, gdy tworzone są gry bez ekranów ładowania, takie zagrywki powinno się piętnować - co włśnie robię.
[video-browser playlist="747087" suggest=""]
Na szczęście mamy "Dishonored", które jest grą znakomitą w swej klasie. Grą, którą mile się wspomina i z chęcią do niej wraca. Z kolei "Dishonored: Definitive Edition" jest jej mierną imitacją, cieniem oryginału, mrzonką. "Dishonored: Definitive Edition" to remaster, który lepiej omijać z daleka. Cóż z tego, że znajdziemy w nim wszystkie dodatki? Zdecydowanie lepiej jest sięgnąć po oryginał z 2012 roku, który również znajdziemy w wersji GOTY. Gwarantuję Wam, że będziecie bawić się wybornie, a i kilkadziesiąt złotych zostanie Wam w kieszeni.
Dla kogo zatem stworzono "Dishonored: Definitive Edition"? Chyba wyłącznie dla tych osób, które nie miały kontaktu z oryginałem. Ewentualnie można by się jeszcze pochylić nad teorią, że dla osób, które chcą sobie przypomnieć fabułę przed ukazaniem się "Dishonored II". Ostatecznie jednak skłaniam się ku tezie, że chodziło o łatwy zarobek niskim kosztem.
"Dishonored: Definitive Edition" nie polecam nikomu. Nie jest to gra aż taka fatalna, jak można by sądzić, ale jako port oryginału poległa na każdym polu. Jeśli z jakichś powodów nie graliście w "Dishonored" na poprzedniej generacji albo dopiero od niedawna interesujecie się tą marką, możecie sięgnąć po ten tytuł, ale ostrzegam - fajerwerków nie będzie. Jeśli jednak już w przeszłości zetknęliście się ze steampunkowym światem Corvo, to odpuśćcie sobie tę produkcję. Ten "remaster" nie jest wart Waszych pieniędzy.
PLUSY:
+ stary dobry "Dishonored",
+ pakiet DLC w komplecie.
MINUSY:
– błędy oryginału sprzed 3 lat!,
– graficznie daleko grze do definicji "edycji ostatecznej",
– długie ekrany ładowania,
– trudno zauważyć usprawnienia względem oryginału,
– mało atrakcyjna produkcja dla graczy.
Poznaj recenzenta
Michał CzubakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat