Dopasowani: sezon 1 - recenzja
Wyobraźcie sobie sytuację, w której po kilku latach związku, a może i już małżeństwa, okazuje się, że nie jesteście genetycznie dopasowani ze swoim partnerem i gdzieś na świecie jest osoba, z którą macie zagwarantowaną miłość od pierwszego wejrzenia i wieczne szczęście? Co wtedy zrobicie? Ludzkość w serialu „Dopasowani” staje przed takimi dylematami, a ja sprawdzam, jak twórcy poradzili sobie z tematem utopijnej wizji Tindera.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której po kilku latach związku, a może i już małżeństwa, okazuje się, że nie jesteście genetycznie dopasowani ze swoim partnerem i gdzieś na świecie jest osoba, z którą macie zagwarantowaną miłość od pierwszego wejrzenia i wieczne szczęście? Co wtedy zrobicie? Ludzkość w serialu „Dopasowani” staje przed takimi dylematami, a ja sprawdzam, jak twórcy poradzili sobie z tematem utopijnej wizji Tindera.
Serial Dopasowani oparty jest na historii wymyślonej przez pisarza Johna Marrsa, który zawarł ją w książce The One. Oryginalny tytuł książki, jak i serialu możemy tłumaczyć jako „Ten jedyny/Ta jedyna”, co jest kwintesencją tego, o czym jest produkcja. Niesamowita aplikacja oferuje nam możliwość wysyłki pukla włosów do siedziby firmy, gdzie z materiału odczytuje się DNA. System odnajduje drugi kod, który idealnie łączy się z tym, który jest teraz analizowany, i voilà, właśnie znaleziono nam drugą połówkę! Koniec z swipowaniem na Tinderze i umawianiem się na randki z nieznajomymi. Znalezienie miłości jeszcze nigdy nie było tak łatwe.
Przez opowieść o odnajdywaniu szczęścia w kodzie genetycznym prowadzi nas Rebecca (Hannah Ware), genialna badaczka, która wspólnie ze znajomym odkryła, jak łączyć ludzi w pary (a raczej ich geny, bo o uczuciach nikt tu nie wspomina). To silna i bezkompromisowa businesswoman, twardo stąpająca po ziemi w obstawie swojego ochroniarza, który zrobiłby dla niej wszystko. Ware w kreowaniu postaci sprawdza się bardzo dobrze. Rebecca jest bohaterką, która intryguje. Mająca wszystko, o czym tylko można marzyć, pod maską wszechmocnej kobiety z pierwszych stron gazet jest zranioną i zagubioną we własnych traumach dziewczyną, która nie może powiedzieć światu o tym, kogo sama kocha. Rebecca nie ukrywa tylko tego, co stało się z jej miłością, tajemnic ma znacznie więcej, a na jednej z nich bardzo zależy pani detektyw, która sama używa Tindera przyszłości.
Kate (Zoe Tapper), czyli wspomniana detektyw, nie skradła mojego serca. Z całym szacunkiem do Tapper jej aktorstwo nieco mnie frustrowało, a próby bycia „groźną policjantką” sprawiały, że maksymalnie wywracałam oczami. Wracając: Kate jest postacią, która łączy wątek wynalezienia aplikacji i niewyjaśnionego zabójstwa. Prowadzi ona sprawę kryminalną, w której podejrzaną jest Rebecca i jednocześnie flirtuje z kobietą, którą do kochania wskazała jej aplikacja. Problem tylko, że jej wybranka ma wypadek i Kate zmuszona jest prowadzić monologi do kobiety w śpiączce. A w międzyczasie okazuje się, że chyba nie jest jedyną, która przychodzi w odwiedziny z kwiatami. Dużo wątków, prawda?
Kwestia liczby historii, jakie rozgrywają się w serialu, nieco komplikuje oglądanie. Przez cały sezon wątków kumuluje się tyle, że ciężko jest się połapać w tym, co teraz się dzieje, bo bez przerwy skaczemy z jednego tematu na drugi. Twórcy serwują nam nawet dramaty bohaterów trzecioplanowych, więc uwierzcie mi, jest tego sporo. Swoją drogą poboczny wątek o małżeństwie, w którym kobieta wysyła na test włosy swojego męża, był moim ulubionym. Historia mocno mnie zaangażowała, złościłam się i wzruszałam na zmianę. Zdecydowanie ciekawsza opowieść niż Kate i jej wybranka w śpiączce. Do wątkowych problemów dołożyć należy też to, że mamy tu jeszcze retrospekcje. Więc jakbyśmy byli niewystarczająco pogubieni, to na deser cofamy się w czasie. Pierwsze odcinki rzeczywiście wciągają i myślę, że te od jeden do cztery na spokojnie można obejrzeć na raz, bo ciekawość będzie krzyczeć, że chce zostać zaspokojona. Potem jednak wątek kryminalny mocno wybija się na pierwszy plan i sprawy związane z samą aplikacją zostają zsunięte na bok, co trochę szkodzi, bo nie jest to najciekawsze śledztwo, jakie dane mi było oglądać.
Dopasowani to typowy średniak, który na początku zachęca a końcowe odcinki oglądamy z racji tego, że jak już zaczęliśmy, to wypada poznać zakończenie. Szkoda, że twórcy tak duży nacisk położyli na wyjaśnianie zabójstwa, bo przez to druga połowa serialu staje się czymś w rodzaju CSI: Kryminalne Zagadki…, a opis i trailer nastawiały nas na coś zupełnie innego. Aspektem serialu na który szczególnie zwróciłam uwagę, jest to, że zdecydowanie większą siłę sprawczą oddano tu kobietom. Główną bohaterką o ponadprzeciętnej inteligencji jest kobieta, a Kate ma zdecydowanie więcej do powiedzenia niż jej partner z branży, który raczej tylko wykonuje jej polecenia. W Dopasowanych znajdziemy więc elementy, które budują ten serial pozytywnie, jak choćby sama postać Rebeki, czy jak dla mnie zawirowania życiowe trzecioplanowej pary. To produkcja idealna dla osób, które nie oczekują rozwalenia mózgu na miarę Black Mirror, a raczej lekkiej alternatywnej rzeczywistości, która wypełni czas podczas dwóch, może trzech wieczorów. Finał sugeruje, że czeka nas kontynuacja, zobaczymy, czy twórcy pohamują się z liczbą wątków, czy wręcz przeciwnie – dorzucą nam kilka kolejnych.
Poznaj recenzenta
Klaudia DzięgielDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat