Dragon Ball Daima: odcinek 20 (finał serialu) - recenzja
Dragon Ball Daima dobiegło końca i 20. odcinek kończy historię przygotowaną przez nieżyjącego już Akirę Toriyamę. Czy na pewno wykorzystano potencjał i finał dostarczył wrażeń? Na pewno zaskoczył niekonwencjonalnym rozwiązaniem w ostatnich minutach! Są jednak problemy.
Dragon Ball Daima dobiegło końca i 20. odcinek kończy historię przygotowaną przez nieżyjącego już Akirę Toriyamę. Czy na pewno wykorzystano potencjał i finał dostarczył wrażeń? Na pewno zaskoczył niekonwencjonalnym rozwiązaniem w ostatnich minutach! Są jednak problemy.

Jeśli ktoś chce podać przykład epickiego rozmachu w walce, finał Dragon Ball Daima doskonale definiuje to określenie. Starcia Goku w formie Super Saiyanina 4 z Gomahem to widowisko, jakiego oczekujemy po ostatnim odcinku serialu. Efektowne, pełne rozmachu, potęgi i – jak tytuł odcinka mówi – pokazuje, w jakim miejscu na ten moment leży maksimum Super Saiyanina. To jest niezwykłe, jak siła Goku wzrosła w tej formie i w jaki sposób jest ona obrazowana wraz z rozwojem walki, która jest najbardziej wyrównaną ze wszystkich z tego anime. Szczególnie w tym cieszy, jak potrafiono bardziej wiarygodnie podkreślić potęgę Gomaha, co w poprzednim odcinku nie zawsze działała należycie. Tam po prostu artefakt odświeżał mu siły i tyle. Tutaj wykorzystywanie coraz silniejszych zagrań i ciosów wypada lepiej, ciekawiej i staje się bardzo wiarygodnym urozmaiceniem, a nie prostym fabularnym wytrychem. Dzięki specyficznemu stylowi wizualnemu potrafiono ten pojedynek pokazać w niezwykle dynamicznym i efektownym charakterze.
Bardzo cenię, jak umiejętnie twórcy Dragon Ball Daima korzystali ze strzału energetycznego kameameha. Ikoniczny atak tej franczyzy w ogóle nie jest nadużywany, ale jak już się pojawia, twórcy świadomie wykorzystują go, by pogłębić wartość emocjonalną i zbudować taki klimat, że aż ciarki przechodzą po plecach. To, czego dokonali w finale, wchodzi na kompletnie nowy poziom. Atak Goku to epicki rozmach w czystej formie i szok, bo takiej potęgi kameameha chyba jeszcze nie widzieliśmy. Podkręcono siłę do maksimum i widowiskowość tej sceny zwyczajnie zachwyciła.
W tym wszystkim jest ta charakterystyczna przekorność Akiry Toriyamy, który często w historii Dragon Ballów potrafił zaskoczyć niekonwencjonalnym rozwiązaniem idącym wbrew oczekiwaniom widza. Dlatego fakt, że ostatecznie zwycięstwo w walce z Gomahem nie należy do Goku, Vegety czy Piccolo, to szok i coś, czego nie da się przewidzieć. Wygraną daje Kuu, więc postać specjalnie przez twórców skazana na porażkę i ustawiona w hierarchii mocy dość nisko. Gdy już zaskoczenie mija, należy oddać twórcom szacunek, że ta decyzja fabularna idealnie wpisuje się w konwencję Dragon Balla, pozwalając zbić widza z tropu, ale ostatecznie dać zrozumienie i satysfakcję. Nawet ten moment, gdy nieoczekiwanie Kuu zostaje królem demonów, wpisuje się w to fenomenalnie, pokazując, że pomimo dość niepochlebnego pierwszego wrażenia, ta postać kryła więcej charakteru i zalet, niż mogliśmy przypuszczać. Doskonały twist, który nadaje Dragon Ball Daima głębszego sensu i jakości.
Mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że Dragon Ball Daima to idealny serial anime. Twórcy mając jedynie 20 odcinków, zbyt długo przeciągali historię nieciekawymi i niepotrzebnymi zapychaczami. One w ostatecznej ocenie całego serialu zabierają mu jakość i pełnię satysfakcji. Jednocześnie jednak, w drugie połowie, gdy już przeszliśmy do pojedynku z Gomahem, serial nabrał charakteru, epickiego rozmachu i klimatu, którego wcześniej trochę brakowało. Trochę tak to wygląda, jakby pierwotny pomysł na Dragon Ball Daima był inny, ponieważ początek pod każdym względem cechuje się inną atmosferą i stylem niż pozostałe tytuły franczyzy. Potem to się transformowało w coś bliższego charakterem do typowego Dragon Balla, ale czy na pewno to była dobra decyzja? Wydaje się, że w całym koncepcie Dragon Ball Daima krył się ogromny potencjał na o wiele więcej.
Ostatecznie pomimo niedociągnięć i chaotycznego rozwoju konstrukcji fabuły, Dragon Ball Daima to wspaniały serial anime. Dostarczył wrażeń, emocji i podziwu dla rozmachu, którym ta franczyza zawstydza wszystkie inne produkcje. Dobry finał to odpowiednio postawiona kropka nad i.
Poznaj recenzenta
Adam Siennica


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1958, kończy 67 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1940, kończy 85 lat
ur. 1979, kończy 46 lat

