Duchowe bliźnięta – recenzja mangi
Data premiery w Polsce: 25 sierpnia 2017Od czasu do czasu zamiast po kolejny wielotomowy komiks, ma się ochotę sięgnąć po coś z zupełnie innego nurtu. Duchowe bliźnięta to manga dla zdecydowanie wybrednego odbiorcy.
Od czasu do czasu zamiast po kolejny wielotomowy komiks, ma się ochotę sięgnąć po coś z zupełnie innego nurtu. Duchowe bliźnięta to manga dla zdecydowanie wybrednego odbiorcy.
Mihara Mitsukazu to autorka, której dzieła już nie raz zostały wydane w Polsce. To przede wszystkim jej chyba najbardziej znana manga Balsamista i Beautiful People (oba komiksy wydało Hanami). Tym razem jednak to wydawnictwo Waneko postanowiło zaprezentować polskim czytelnikom kolejny komiks tej mangaczki, Tamashii no Futago – rzecz dość specyficzną, skierowaną do czytelniczek, które szkolne czasy mają już z pewnością za sobą (jap. josei). Ano właśnie – to zdecydowanie tytuł tylko dla dorosłych czytelników.
Waneko zdecydowało się na wydanie tego dwutomowego tytułu w swoim cyklu wydawniczym Jednotomówki Waneko, tak więc manga Mihary Mitsukazu w Polsce ukazała się w zbiorczym, grubszym wydaniu, liczącym prawie 400 stron. Początkowo historia przedstawiona w Tamashii no Futago jest mocno zagmatwana. W USA ginie w nieszczęśliwym wypadku, zastrzelony przez własnego ojca chłopiec o imieniu Alex, z kolei w Niemczech w tym samym czasie umiera dziewczynka o imieniu Rite. Od tej pory ta dwójka dzieci będzie czegoś poszukiwać, ukazując się przypadkowym, wydawałoby się, ludziom. Nie pamiętają zbyt wiele ze swojej przeszłości, a ich codzienność polega na obserwowaniu innych. Tak więc Alex podgląda życie pani naukowiec, Haruhi, która ma siostrę bliźniaczkę, Akihi, a co ciekawe, to właśnie bliźnięta Haruhi bada. Rite wpada na byłego niemieckiego lekarza, Theo. To tylko kilka osób, których wątki przewijają się przez całość. Każdy króciutki rozdzialik to inna historia, a część z nich jest wesoła, część smutna (przeważnie smutna), nie wykazując ze sobą jakiegoś szczególnego związku. Ot, pierwszy tom wchodzący w skład całości to raczej zbiór one-shotów. Dopiero dalsza część zaczyna skupiać się na kilku osobach, a Alex i Rite przypominają o sobie coraz więcej – te duchowe bliźnięta najbardziej na świecie pragną się ze sobą spotkać, choć o tym nie wiedzą. W końcu okazuje się, że fabuła ma jakiś konkretny cel, aczkolwiek początkowo nic na to nie wskazuje.
Największą wadą Tamashii no Futago jest brak konsekwencji. Jak wspomniałam, luźno powiązane ze sobą rozdziały to raczej zbiór pojedynczych historyjek, z których część jest mocno absurdalna, a część może wywołać chęć sięgnięcia po coś zdecydowanie weselszego. Tutaj poczucie humoru prawie nie istnieje. Są dramaty zakrapiane dramatami, krwią, makabreską, dziecięcą prostytucją i wszelkiego rodzaju smutnymi wydarzeniami. Dopiero im bliżej końca, tym fabuła zaczyna koncentrować się na konkretnych bohaterach, od których ta manga się zaczyna. Poza nimi o reszcie możemy śmiało zapomnieć. Zresztą tak też się dzieje – no, może poza historią pewnego cosplayera, lubującego się w damskich fatałaszkach (to pewnie miała być ta część, rozluźniająca atmosferę). Trzeba jednak przyznać, że fabuła w finale miło zaskakuje, pozostawiając czytelnika lekko zaskoczonego. Całość wieńczy właśnie całkiem konkretne zakończenie, którego ciężko się było spodziewać – jest gorzko-słodkie, jak to w życiu przeważnie bywa.
Z całą pewnością Tamashii no Futago nie zastąpią lekkiego komiksu na wieczór – to propozycja dla czytelników mających ochotę na coś zdecydowanie poważniejszego. Autorka bez zbędnego wstępu od razu wrzuca czytelnika w świat dzieci, których rodziny z całą pewnością nie powinny się nimi zajmować. Jedna z nich, to na pierwszy rzut oka przyzwoici normalni ludzie, zaś druga… Biedna Rite jest jedynie przedmiotem w rękach swojej matki. To więc komiks przedstawiający naprawdę okrutną rzeczywistość. O ile fabuła ma zatem swoje lepsze i gorsze momenty, o tyle strona graficzna to rzecz podlegająca dyskusji. Kreska autorki jest staranna, ale też dość prosta, chwilami odbiegająca wręcz od, nazwijmy go, mangowego stylu. Nie można jednak zarzucić pani Mitskazu niechlujstwa, a to najważniejsze. Polskie wydanie prezentuje się solidnie, zawierając kilka stron w danym kolorze i czerni, na początku obu tomików, składających się na całość. Osoby przyzwyczajone do ilustracji na kredowym papierze muszą obejść się smakiem. Całość tradycyjnie skrywa się za obwolutą.
Komu polecić Tamashii no Futago? Przede wszystkim osobom, które mają ochotę na coś niebanalnego, aczkolwiek trzeba się liczyć z nudniejszymi rozdziałami i pewnym chaosem, kiedy jeszcze nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Autorka chwilami aż za bardzo skraca swoje opowieści, a nie mają one często związku z głównym wątkiem fabularnym. To ten typ fabuły, która robi wrażenie za pierwszym razem, ale nieszczególnie ma się ochotę już do niej wracać, jednak o Tamashii no Futago nie sposób po przeczytaniu prędko zapomnieć…
Źródło: zdjęcie główne: Waneko
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat