„Dwie spłukane dziewczyny”: sezon 4, odcinek 12 – recenzja
W najnowszym odcinku serialu "Dwie spłukane dziewczyny" Max i Caroline wyruszają na prawną batalię przeciwko nastolatkom, które ukradły ich projekt.
W najnowszym odcinku serialu "Dwie spłukane dziewczyny" Max i Caroline wyruszają na prawną batalię przeciwko nastolatkom, które ukradły ich projekt.
"Dwie spłukane dziewczyny" ("2 Broke Girls") w tym sezonie nie trzymają równego poziomu. Serial zwodzi nas nieustannie, mieszając lepsze odcinki z kiepskimi. Po świetnym "And the Move-In Meltdown" miałam cichą nadzieję na poprawę i postanowiłam nie spisywać jeszcze tego sezonu na straty, ale z każdym kolejnym epizodem zaczynam ją tracić. To nawet nie o to chodzi, że jest coraz gorzej. Jest po prostu przeciętnie, a to przeszkadza najbardziej. Niby wszystko jest na swoim miejscu - stałe elementy serialu pojawiają się w nim często, ale z jakiegoś powodu nie śmieszą tak jak dawniej.
Pierwszy i najlepszy przykład – otwarcie odcinka. Max tradycyjnie jest niemiła dla klientów, co już nikogo nie dziwi, bo to charakterystyczny element "Dwóch spłukanych dziewczyn". Jednak zamiast śmieszyć, zmusza ono do zastanowienia. No bo jak to możliwe, że pomimo swojego dramatycznego zachowania Max nadal ma pracę w tym barze? Co jeszcze dziwniejsze, klienci wciąż do niego przychodzą i nikt jeszcze nie poskarżył się Hanowi; nikt też nigdy nie wygrał z Max w słownej potyczce.
Sprzedawanie koszulek stało się obecnie głównym pomysłem na biznes Max i Caroline. Na szczęście porzuciły już swój przebiegły plan marketingowy polegający na sprzedawaniu ich w barach. Serio, jeśli to wszystko, na co stać Caroline, to te pieniądze i lata spędzone w drogich szkołach stanowczo poszły na marne. "Dwie spłukane dziewczyny" nie byłby "Dwoma spłukanymi dziewczynami", gdyby wszystko układało się po ich myśli. Skoro koszulki sprzedają się dobrze, to oczywiście musi pojawiać się jakaś przeszkoda. Tym razem są nawet dwie, przy czym ta druga ma wagę i gabaryty naprawdę ogromne. Nie wiem, jakim cudem dwóm bogatym nastolatkom udało się zapuścić na Brooklyn i czego mogły tam szukać, ale to właśnie przez nie nasze bohaterki nie mogą spokojnie sprzedawać swoich koszulek. Oczywiście, jak na serial bazujący na stereotypach przystało, mózgiem całego przedsięwzięcia jest ta szczuplejsza i wredniejsza, natomiast ta grubsza i dobroduszna jest popychadłem i prawnym zabezpieczeniem, ponieważ jej ojciec jest znanym adwokatem.
[video-browser playlist="666576" suggest=""]
Czy tylko mnie Kemberly i Ashlyn przypominają siostry prowadzące kurs dekorowania babeczek w pierwszym sezonie? Wizualnie może nie są do nich podobne, ale charaktery i sposób bycia mają niemal identyczny. Są tak samo przerysowane, irytujące i również powtarzają po sobie swoje mądrości. Generalnie cały odcinek przywodzi na myśl wszystkie filmy dla nastolatek w typie "Wrednych dziewczyn". Mamy amerykańskie liceum, w którym oczywiście uczniowie muszą dzielić się na tych fajnych i tych nękanych.
W jednym dziewczyny mają rację - Han w garniturze wygląda jak postać z seriali Disneya. Pomysł, żeby to on udawał prawnika, jest szalony już od samego początku. O Hanie można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że wygląda poważnie. Garnitur, okulary i teczka w niczym mu nie pomagają; mało tego - czynią go jeszcze bardziej komicznym. Wygląda jak dziecko, które bawi się w dorosłego. Nawet kiedy wygłasza swoją przemowę na temat nękania, nie budzi respektu. Za to na pewno wygląda na kogoś, kto wie, o czym mówi. I przez jeden krótki moment robi się go nawet żal. Jeśli w tej scenie scenarzyści chcieli przemycić jakieś ważne przesłanie, to chyba im się nie udało, skoro ostatecznie Han przyznaje, że docinki Max mu nie przeszkadzają i to nie o niej mówił. Swoją drogą, mogłaby mu trochę odpuścić. W końcu już nie po raz pierwszy wyciągnął je z opresji.
Czytaj również: Cykl: „Kino mówi: Supermenki” w marcowym kobiecym Ale Kino+
Na koniec tradycyjnie pozachwycam się trochę Sophie, która ostatnio staje się moją ulubioną postacią, bo jako jedyna nie traci na śmieszności. Tak jak przewidywałam, przygotowania do ślubu w wykonaniu jej i Olega są niekończąca się kopalnią absurdu. Sophie bierze je na poważnie, nie mogą jej umknąć żadne najnowsze ślubne trendy, w związku z czym inspiracje czerpie nawet z magazynów typu "African American Bride". Poszukiwania osoby, która zaplanuje całe przedsięwzięcie, chyba się jeszcze nie skończy, ale ja osobiście żałuję, że Sophie nie zatrudniła Svetlany. Wyglądała na wyjątkowo zorganizowaną, a po uroczystości dawała zniżkę na wymianę oleju w samochodzie.
Poznaj recenzenta
Monika RorógDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat