Dzień trzeci - odcinek 6 (finał serialu) - recenzja
Ostatni odcinek miniserialu Dzień trzeci zaskoczył wartką i krwawą akcją przeplataną dramatem głównych bohaterów. Mimo to finał nie zaimponował. Oceniam.
Ostatni odcinek miniserialu Dzień trzeci zaskoczył wartką i krwawą akcją przeplataną dramatem głównych bohaterów. Mimo to finał nie zaimponował. Oceniam.
Finałowy odcinek Dnia trzeciego był bardzo podobny do tego ostatniego z Lata pod względem liczby wyjawianych ważnych i zaskakujących informacji. Na początku szóstego epizodu twórcy odkrywają wszystkie karty bez zbędnego budowania atmosfery. Cała prawda o dramacie rodziny Sama i Helen spada na widza, jak grom z jasnego nieba. Dowiadujemy się o historii Nathana, urojeniach Sama i prawdziwym powodzie przyjazdu Helen, a raczej Cas, na Osea. Ale ten nawał informacji robi wrażenie, dzięki świetnej Naomie Harris, która zagrała bardzo emocjonalnie i przekonująco. Twórcy rozpoczęli odcinek szokująco, aby zaintrygować widzów, co się rzeczywiście udało. Ale najważniejsze, że nie poprzestano tylko na tych rewelacjach i utrzymano w dalszej części finału wysoki poziom emocji, jak na ten serial.
Kolejne wydarzenia też zaskakiwały, ale tym razem brutalnością. Siekiery, noże, strzykawki i broń palna poszły w ruch, a krew polała się strumieniami. Mieszkańcy wyspy podzielili się na dwa przeciwne obozy i stanęły z sobą do walki. Gryzie się to z pierwszą częścią sezonu, gdzie skupialiśmy się tylko na Samie i jego ucieczce. Tutaj Helen i dziewczynki zostały wrzucone w sam środek konfliktu, który został na siłę wciśnięty do serialu. Natomiast taki odcinek w formie thrillera nawet się sprawdził. Zdynamizował wydarzenia, więc nie było powodów do ziewania z nudów. Kto liczył od początku sezonu, że będzie to krwisty serial to po obejrzeniu całości nie powinien czuć się rozczarowany.
Twórcy skupili się w tym odcinku na mrocznych i makabrycznych wydarzeniach, więc ucierpiał na tym klimat Dnia trzeciego. Udało się im go w miarę zachować, m.in. dzięki niepokojącej muzyce, ale jednak to już nie było to samo, co w Lecie. Praca kamery była dobra, ale brakowało tych świetnych ujęć. Wiadomo, że nasycenie kolorów w Zimie nie mogło być tak intensywne, jak w Lecie ze względu na porę roku. Ale nie spróbowano nadać tej części historii swojego, wyjątkowego stylu, który tak samo by zachwycał. Tak jakby twórcy kręcili Zimę w pośpiechu i nie mieli czasu na poświęcenie większej uwagi wizualnemu aspektowi serialu.
Na pochwałę na pewno zasługuje w tym odcinku już wcześniej wymieniona Naomie Harris. Ona nadawała ton temu epizodowi, grając z wyczuciem. Również musiała się zmoczyć w zimnej wodzie, żeby pokazać, jak jej bohaterka jest zdeterminowana, żeby uratować swoje dzieci. To imponuje. Przyćmiła Jude’a Law, który też zagrał dobrze, ale z mniejszym polotem niż w Lecie. Młode aktorki, które wcielały się w córki Helen i Sama, też pokazały się z dobrej strony. Popsuto całkowicie postać Jess, która stała się nawiedzona i mroczna. Ta zmiana w zachowaniu tej bohaterki budzi mieszane uczucia, ponieważ nastąpiła zbyt nagle z punktu widzenia widzów, ale nie historii. Katherine Waterston była niezła w tej nowej wersji swojej postaci, ale w Lecie wypadła bardziej naturalnie i przekonująco. Jako Matka Osea zagrała trochę za sztywno.
Szósty odcinek sezonu zakończył całą historię i to z przytupem. Wydarzenia rozwijały się dynamicznie i nie brakowało zaskoczeń. Dramat szedł w parze z akcją, co dostarczyło trochę emocji, na które raczej się nie nastawialiśmy po dwóch pierwszych epizodach Zimy. Fabuła wydaje się pisana na kolanie, szczególnie przy wątkach dotyczących konfliktu między mieszkańcami wyspy i kultu. Pod tym względem odcinek rozczarował. Podsumowując, finał sezonu był niezłym epizodem, ale nie wszystko w nim dobrze zagrało.
Dzień trzeci był nierówny, co wynikało bezpośrednio z podziału na Lato i Zimę. Opowiadały jedną historię, ale obie części skupiały się na innej stronie dramatu Sama i Helen. Z jednej strony to było interesujące móc poznać obie perspektywy tragicznych wydarzeń oraz ich burzliwych problemów rodzinnych. Z drugiej strony nie osiągnięto balansu, który mimo wszystko pozwoliłby na sprawiedliwą ocenę serialu jako jednego dzieła. Koniec końców historia potrafiła zaskoczyć, ale wątek kultu religijnego okazał się najsłabszym punktem Dnia trzeciego. Natomiast największym wygranym tego serialu jest wyspa Osea, która na pewno stanie się celem wycieczek turystycznych. I wygląda na to, że najlepszą porą roku na jej zwiedzanie i napisanie własnej historii będzie wiosna!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat