Emergence: sezon 1, odcinek 6 i 7 - recenzja
Im bliżej końca, tym narracja i serwowanie kolejnych rozwinięć wątków nieco spowalnia, co raczej nie do końca jest pożądane na tym etapie sezonu.
Im bliżej końca, tym narracja i serwowanie kolejnych rozwinięć wątków nieco spowalnia, co raczej nie do końca jest pożądane na tym etapie sezonu.
Tym bardziej, że status i role bohaterów w tym świecie zostały już dobrze określone i można było zdynamizować całość lub pokusić się o nowe zwroty akcji. Niekoniecznie takie, jak odkrycie, że Alan wciąż żyje czy mówienie Chrisowi prawdy o Piper, co powinno stać się nieco wcześniej. Zwłaszcza w tym drugim elemencie twórcy za bardzo chcieli być oryginalni i nie budować serialu wokół zdolności dziewczyny. Ostatecznie jednak wyszło mniej interesująco i przez to relacje bohaterów były bardziej przyziemne, a można było oczekiwać nieco więcej.
Kiedy jednak w szóstym odcinku bohaterowie konfrontują się z Alanem, rzeczywiście całość wygląda obiecująco i odkrywane są kolejne elementy bardzo ciekawie pisanej od początku intrygi. Powoli mam mniej przekonania, że po sezonie zostaniemy z uczuciem satysfakcji - dużo zależy od tego, jak wiele zostanie nam powiedziane, a które elementy wciąż będziemy musieli jako widzowie wraz z bohaterami odkrywać. Niemniej, dobrze było mieć poczucie, że twórcy nie zapominają o dawkowaniu emocji i wykładaniu kart.
Wcześniej, pisząc o spowolnieniu historii, miałem na myśli między innymi wątek Piper z Mią. Starsza dziewczyna zafascynowana zdolnościami tej drugiej, postanawia zachęcić ją do próbowania i zwiększenia kontroli nad swoimi mocami. Koniec końców nie było to aż tak potrzebne dla fabuły serialu, ale pokazało te momenty, z których twórcy Emergence mogą być dumni, czyli bardziej przyziemne traktowanie sytuacji, w której dookoła czai się mnóstwo niebezpieczeństw. Jednak rodzinne motywy i relacje pomiędzy bohaterami wciąż stanowią o sile tej produkcji.
To samo kontynuowane jest w siódmym epizodzie, gdyż dochodzi skomplikowana relacja pomiędzy Emily i Piper. Także nieco z bardziej dramatycznej strony zarysowano sytuację Jo i Alexa, który postanowił zabrać do siebie Mię. Jego ruch jest zrozumiały, ale wychodzą też matczyne uczucia u Jo, która jako wysoko postawiona funkcjonariuszka policji, powinna zrozumieć, że bezpieczeństwo przede wszystkim. Utkane i powoli rozwijane dramaty pojawiły się w siódmym odcinku z dużym natężeniem, ale w przeciwieństwie do poprzedniego, była to odpowiednia chwila, aby nieco bardziej poruszyć widzem i mocniej go zaangażować w przedstawianą historię.
Sztuka ta udaje się połowicznie, bowiem twórcy nie zawsze potrafią znaleźć odpowiedni balans i choć z pozoru możemy mieć wrażenie dużej dynamiki i ciekawego rozwoju wydarzeń, to jednak jest to chaotyczna konstrukcja i wywołuje mały niepokój w kontekście zbliżającego się finału.
Dobrze też, że powracamy do Richarda i choć Terry O'Quinn nie ma tutaj możliwości bycia tajemniczym wrogiem z krwi i kości, to jednak jego charyzma budzi pewne emocje i sprawia, że zwyczajnie jesteśmy w stanie w niego uwierzyć. Nawet jeśli w Emergence dzieją się czasem niespodziewane rzeczy, jak było przy okazji zaawansowanej technologicznie broni. Nie ma jednak powodów do narzekań, bo mamy niezwykłe moce i technikalia, które mogą namieszać w głowie bohaterów. Dzieje się.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1956, kończy 68 lat