„Everest”: Historia tragedii – recenzja
Data premiery w Polsce: 18 września 2015Oparty na faktach "Everest" zachwyca zdjęciami, ale też uświadamia, jak kruche jest ludzkie życie w obliczu potęgi natury.
Oparty na faktach "Everest" zachwyca zdjęciami, ale też uświadamia, jak kruche jest ludzkie życie w obliczu potęgi natury.
W maju 1996 roku doszło do tragicznych wydarzeń na Mount Evereście. Potężna burza zaskoczyła dwie wspinające się na szczyt ekipy prowadzone przez komercyjne firmy, co doprowadziło do śmierci kilku uczestników i organizatorów. Właśnie o tych wydarzeniach – dobrze udokumentowanych, również za sprawą kilku książek napisanych przez tych, którzy przeżyli (m.in. „Everest. Na pewną śmierć” czy „Into Thin Air”) – jest film Baltasara Kormákura.
Islandzki reżyser stanął przed niełatwym zadaniem. „Everest” nie jest co prawda dokumentem, ale możliwości zboczenia ze ścieżki wytyczonej przez znane fakty były w tym przypadku bardzo ograniczone. W dodatku jest to film o tragicznie zmarłych lub nadal żyjących ludziach, przez co kreacja postaci musiała być delikatna i pozbawiona ocen. Udało się to zrealizować – film nie gloryfikuje, ale też nie wartościuje postaw. W rezultacie, jeśli uczestnicy wypraw popełniali błędy, to przedstawione są one bez wskazania winnych - bardziej jako splot okoliczności spowodowany skrajnymi warunkami panującymi na szczycie lub brakiem bezwzględności organizatorów.
[video-browser playlist="723691" suggest=""]
Stąd narodziło się specyficzne podejście do historii. Z jednej strony jest to opowieść koncentrująca się na ludzkiej woli i realizacji marzeń. Motywacje bohaterów są różne, tak jak różnymi są oni ludźmi, i tylko wspólny cel sprawił, że znaleźli się w jednym miejscu. Z drugiej strony na głównego bohatera wyrasta góra: groźna i bezwzględna, niewybaczająca najmniejszego błędu. Wrażenie to pogłębia sposób prowadzenia filmowej narracji. „Everest” jest historią grupy, a nie indywidualności; owszem, niektóre postacie goszczą na ekranie dłużej niż inne, ale żadna nie dominuje. Pomaga w tym także świetna obsada - na ekranie można zobaczyć sporo znanych twarzy, ale wszyscy świetnie wpasowują się w role zwykłych ludzi żyjących pasją. Ciekawostką jest fakt, że w przy doborze obsady twórcy kierowali się także fizycznym podobieństwem do prawdziwych uczestników tych wydarzeń.
Film zachwyca przede wszystkim od strony wizualnej. Każdy, u kogo widok gór powoduje szybsze bicie serca, będzie zachwycony. Wspaniałe krajobrazy są podkreślane przez długie najazdy z lotu ptaka, co także pozwala ocenić ogrom gór i postawić na ich tle człowieka we właściwej perspektywie. Docenić należy także niewielką ilość CGI i elementów dodanych w postprodukcji – dzięki temu „Everest” jest jeszcze bardziej realistyczny i przejmujący. Wrażenie to pogłębiają świetnie dobrane efekty dźwiękowe.
Czytaj również: „Everest. Na pewną śmierć” – recenzja
Jak na standardy współczesnego kina katastroficznego film Kormákura zaskakuje kameralnością, nieśpiesznym tempem prowadzenia narracji, zwykłością scen. Brak jest dążenia na siłę do ukazywania mrożących krew w żyłach scen, co jeszcze podkreśla okoliczności dramatu będącego udziałem bohaterów. „Everest” pokazuje, że w obliczu tak ekstremalnego wyzwania każdy jest sam, ale kolaż tych pojedynczych tragedii układa się w ogólny, bardziej uniwersalny przekaz. Przejmujący, ale nie do końca pesymistyczny, pozostający długo w pamięci po wyjściu z kina.
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat