Eyewitness: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Eyewitness nadal nie zwalnia, serwując kolejny bardzo dobry odcinek. Od połowy sezonu dostarcza nam rozrywkę na wysokim poziomie, z ciekawą fabułą, umiejętnym budowaniem napięcia, a także interesującymi zagraniami. Do tego dochodzą wyraziści bohaterowie z odpowiednim zapleczem emocjonalnym oraz rewelacyjna oprawa audiowizualna, co przekłada się na świetny efekt końcowy. Najnowszy epizod stawia poprzeczkę jeszcze wyżej, zaostrzając oczekiwanie na rozwój kolejnych wydarzeń.
Eyewitness nadal nie zwalnia, serwując kolejny bardzo dobry odcinek. Od połowy sezonu dostarcza nam rozrywkę na wysokim poziomie, z ciekawą fabułą, umiejętnym budowaniem napięcia, a także interesującymi zagraniami. Do tego dochodzą wyraziści bohaterowie z odpowiednim zapleczem emocjonalnym oraz rewelacyjna oprawa audiowizualna, co przekłada się na świetny efekt końcowy. Najnowszy epizod stawia poprzeczkę jeszcze wyżej, zaostrzając oczekiwanie na rozwój kolejnych wydarzeń.
Odcinek w dużej mierze skupia się na wątku głównym sezonu, dzięki czemu nie ma miejsca na nudę czy zastój. Rozpoczyna się od rozmowy Helen z Lucasem, zaraz po tym jak ten wyjawił jej, że był naocznym świadkiem wydarzeń w chatce. Pani szeryf od razu przystępuje do weryfikacji dotychczasowych dowodów, by dotrzeć do rozwiązania całej sprawy. Nadal błądzi ona jednak, nie posiadając wszystkich informacji i nie znając pełnej prawdy. Popychając cały czas do przodu zawodowe sprawy, zaniedbuje życie prywatne oraz rodzinne. Bez wątpienia posiada ona wiele cech, które czynią ją bardzo dobrą policjantką, lecz gdy przychodzi do spraw osobistych, nie potrafi sobie z nimi poradzić i miota się w tym wszystkim. Jest to dość powszechnie stosowany schemat, jednakże tutaj nie trąci on sztucznością, a duża zasługa leży po stronie aktorki, Julianne Nicholson, portretującej Helen, która na ekranie wypada świetnie, kreując ciekawą, wielowarstwową postać, urzekającą prawdziwością.
Drugi istotny element, poruszony w tym epizodzie to relacja Philipa i Lucasa. Uczucie, które ich łączy okazało się znacznie mocniejsze niż początkowo mogło im się wydawać. Przetrwało ono atak przeprowadzony poprzednim razem, z obu stron konfliktu, a cała ta sytuacja umocniła tylko ich więź. Przyczynia się to do rozkwitu tej relacji, a oboje co raz bardziej się do siebie przekonują, nie zważając na opinie innych i będąc gotowymi do poświęceń. Jest to prowadzone bardzo umiejętnie, dając możliwość wykazania się młodym aktorom. Jednocześnie stoi na drugim planie stanowiąc bardzo zgrabne uzupełnienie wątku głównego. Twórcy znaleźli złoty środek, by odpowiednio rozwijać ten wątek, ale nie w sposób inwazyjny dla głównej historii.
Odcinek rozpoczyna się w spokojnym i wolnym tonie, oferując klimatyczne ujęcia okraszone świetną muzyką. Dopiero z postępem wydarzeń twórcy zaczynają powolutku budować napięcie, rzucając widzowi co raz więcej szpilek pod siedzenie. To doprowadza do świetnej kulminacji wątków w finałowych minutach epizodu. Naprężenie sięga zenitu i tak naprawdę do ostatnich sekund ciężko przewidzieć co się wydarzy. Twórcy w miarę satysfakcjonujący sposób rozwiązują impasową sytuację odkładając finalne starcie, zapewne na ostatni odcinek, który swoją drogą zapowiada się szalenie intrygująco.
Najsłabiej po raz kolejny prezentuje się wątek Ryana. Czynione są spore starania w celu rozwinięcia tego bohatera we frapującym kierunku, nadaniu mu głębi i odpowiedniego zaplecza emocjonalnego, ale okazują się one niestety daremne. Od samego początku nie wzbudzał on zainteresowania widza i ciężko jest zmienić ten stan. Staje się to głównym mankamentem trapiącym siódmy odcinek. Uraczono nas również stosunkowo krótką sceną z Camillą, ale w zupełności wystarczającą. Dobrze pokazano skutki wydarzenia z poprzedniego epizodu oraz ciekawie zasugerowano dalsze jej poczynania.
Mimo tego, że sama fabuła nie jest zbyt skomplikowana i głównie sunie po utartych schematach, są one jednak umiejętnie przerabiane na standardy serialu, to produkcja ta posiada w sobie coś takiego, że przyciąga przed ekran i podczas seansu nie pozwala się od niego oderwać. Składają się na to na pewno świetnie kreowani bohaterowie, choć nie uraczymy tutaj zbyt rozległego ich grona. Na wyróżnienie zasługuje tutaj także Gil Bellows, wcielający się w Gabe’a, który aktorsko stoi bardzo wysoko, prezentując się z jak najlepszej strony. Dochodzi do tego bardzo dobra praca kamery, dająca wiele ciekawych, przepełnionych klimatem ujęć. Wszystko otacza ścieżka dźwiękowa, która sprawdza się idealnie, dopasowana do każdej sceny z ogromną dokładnością oraz z zamierzonym zamiarem uwydatnia emocje czy napięcie bijące z ekranu.
Eyewitness z każdym odcinkiem przyspiesza oferując co raz większą rozrywkę. Twórcy tym razem postawili na stopniowe rozwijanie wydarzeń i budowanie napięcia etapami, by wszystko zwieńczyć świetną końcówką. W umiejętny sposób odwlekają to co nieuniknione, trzymając widza w dalszej niewiedzy, zatajając przed widzem finalny wynik. Prócz wciągającej fabuły ze świetnym klimatem, nie zabrakło czasu na rozwój bohaterów. Każdy dostaje odpowiednią ilość czasu ekranowego, by zmiany u nich zachodzące były sensowne i wiarygodne. Oczywiście dochodzi do tego także rewelacyjną ścieżkę dźwiękową oraz urzekającą pracę kamery. Powolutku, daleko na horyzoncie wyłania się już finał sezonu, a twórcy w udany sposób budują pod niego fundamenty.
Poznaj recenzenta
Maciej LehmannDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat