Falling Water: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Połowa sezonu za nami, a Falling Water w końcu zaczyna odkrywać karty przed widzami. Oczywiście robi to w swoim, narzuconym od początku stylu, bardzo powoli i subtelnie grając na emocjach widza. Sprawdza się to idealnie i tym samym dostajemy najlepszy odcinek jak do tej pory.
Połowa sezonu za nami, a Falling Water w końcu zaczyna odkrywać karty przed widzami. Oczywiście robi to w swoim, narzuconym od początku stylu, bardzo powoli i subtelnie grając na emocjach widza. Sprawdza się to idealnie i tym samym dostajemy najlepszy odcinek jak do tej pory.
Tak jak poprzednio, tak i tutaj fabuła nie zostaje mocno popchnięta do przodu, jednak dostajemy pewne strzępki informacji, które powoli zakreślają coraz wyraźniejszą całość. W serialu pojawia się coraz więcej nowych, frapujących bohaterów i wydaje się, że wszyscy wiedzą dużo więcej niż główni bohaterowie i widzowie. To w interesujący sposób wpływa na ciekawość odbiorcy i automatycznie wyzwala chęć poznania dalszych losów.
Odcinek w głównej mierze skupia się na Burtonie, aczkolwiek pozostali bohaterowie także uczestniczą w istotnych dla nich wydarzeniach. Burton poznaje nową kobietę, z którą musi współpracować przy zleceniu. Jednocześnie odpędza od siebie sen, by poradzić sobie jakoś z odejściem Kobiety w Czerwieni. Konsekwencją tego jest zacieranie się u niego granicy pomiędzy snem a jawą. Jego nowa partnerka wydaje się wiedzieć o wiele więcej o snach i tym wszystkim niż on sam, nie zamierza jednak wszystkiego przed nim ujawniać. Jest to ukazane w przykuwający uwagę sposób i potrafi wzbudzić zainteresowanie. Sama końcówka epizodu wyznacza prawdopodobny kierunek przyszłych działań Burtona.
Tess nadal próbuje odnaleźć syna, który w ostatniej chwili wymyka jej się z rąk podczas jej sennych przygód. Jest wszystkim przytłoczona i powoli traci kontrolę. Ostatecznie decyduje się zrezygnować z udziału w eksperymentach Billa, jednakże ten namawia ją do jeszcze jednej próby zagłębienia się w sennej rzeczywistości, tym razem z nim samym. To pozwala nam lepiej poznać jego osobę i doprowadza do ciekawych konkluzji, nawiązujących też do sekwencji rozpoczynającej odcinek. Taka znajduje się w potrzasku pomiędzy zobowiązaniami wobec matki, a zainteresowaniem wobec Sabine. Dochodzi do tego cała tajemnica otaczająca wydarzenia mające miejsce i sny, które miewa. Stawia on na uzyskanie jakichkolwiek informacji, czego można było się spodziewać po tym bohaterze. Można było także przewidzieć przyczynę choroby jego matki.
Łącznikiem wszystkich bohaterów, ich snów i dróg wydaje się być syn Tess. Nie mamy potwierdzenia, czy na pewno jest on jej synem, ale bez wątpienia odgrywa on kluczową rolę w tym wszystkim. Z każdym odcinkiem poznajemy drobinki nowych informacji, które mogą pomóc powoli wysnuć jakąś teorię. Zbyt wiele niewiadomych skutecznie jednak utrudnia wysnucie ostatecznych przewidywań wobec finału. Twórcy cały czas przemycają drobne sugestie i symbole, których wyłapanie pozwala dostrzec więcej, aczkolwiek to nadal za mało. Całość rozwija się w dobrym kierunku i według założonego planu. Wszystko jest przemyślane i pojawia się z odpowiednią rolą do spełnienia, a nie przez przypadek.
Bardzo dobrze realizowane są nadal sekwencje senne, które u każdego wykazują całkowicie inne cechy. Nie brak im abstrakcji i aury mistycyzmu czy też tajemnicy. Wizualnie skonstruowane są w przyjemny dla oka sposób i ogląda się je bardzo dobrze. Klimat podtrzymują sprawnie dobrane motywy muzyczne, idealnie wpasowujące się w każdą scenę. To od samego początku trzyma wysoki poziom i miejmy nadzieję, że może być jeszcze lepiej.
Falling Water na półmetku serwuje solidny odcinek. Rozwija fabułę z odpowiednim dla siebie tempem i stylem. Umiejętnie bawi się ciekawością widza, wodząc go za nos. W interesujący sposób rozwija znanych bohaterów, wprowadzając również nowych, także frapujących. Całość nadal zamknięta jest w bańce tajemnicy, która jednak powoli zaczyna pękać. Wszystko znajduje połączenia, dzięki którym zazębia się w kompletny obrazek, jednakże brakuje jeszcze kilku istotnych elementów. Jak zwykle towarzyszy tutaj świetna ścieżka dźwiękowa i ciekawe wizualnie sceny. Oby twórcy nie zwalniali już do końca sezonu, a dostaniemy emocjonujący i ciekawy finał.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Maciej LehmannDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat