Fear the Walking Dead: sezon 2, odcinek 9 – recenzja
Fear the Walking Dead wciąż jest produkcją niewiarygodnie przeciętną. Ma nawet większy potencjał niż oryginał, a twórcy marnują go przez momentami słabą realizację i absurdalne decyzje. Serial jest emitowany w Polsce w nocy z niedzieli na poniedziałek. O 21:00 w poniedziałek jest kolejna emisja nowego odcinka.
Fear the Walking Dead wciąż jest produkcją niewiarygodnie przeciętną. Ma nawet większy potencjał niż oryginał, a twórcy marnują go przez momentami słabą realizację i absurdalne decyzje. Serial jest emitowany w Polsce w nocy z niedzieli na poniedziałek. O 21:00 w poniedziałek jest kolejna emisja nowego odcinka.
Scenariusz Fear the Walking Dead jest rzeczą straszliwie niedopracowaną. Często zastanawiam się, co miał w głowie scenarzysta, gdy wymyślał absurdalnie głupią scenę, i dlaczego według niego takie zachowanie w danym momencie jest wiarygodne. Ponownie mamy ślimacze tempo, fabularny przestój i brak emocji. Chciałoby się zobaczyć tych bohaterów w sytuacjach, które pozwolą spojrzeć na nich z innej perspektywy, poczuć emocje i niepokój o ich los, a nie siedzących przy alkoholu i rozmawiających o niczym interesującym. Ta scena w dziewiątym odcinku jest naprawdę pomyłką, bo ani nie pozwala lepiej zrozumieć postaci, ani nie jest ciekawa, ani też nie wywołuje emocji żalu czy współczucia wobec ich losu. Może dałoby się przymknąć oko na ten zapychacz, gdyby nie to, co wydarzyło się w końcówce, która jest sztandarowym przykładem nieporadności scenarzystów. Wchodząc do hotelu, bohaterowie dbali o to, by nie robić hałasu, bo może on przyciągnąć trupy. I co? Nagle w przypływie geniuszu bohater zaczyna bez sensu walić w fortepian, który przyciąga wszystkie zombie z całej okolicy. Nic nie usprawiedliwia tego czynu, ponieważ bohaterowie nie byli świadomi, czy w innych miejscach nie ma zombiaków, bo przecież nie zbadali całego terenu. Nie mieli żadnego usprawiedliwienia na robienie hałasu tak głośnego, że to on prawdopodobnie w tym momencie wybudził Ricka Grimesa w szpitalu w czasie wydarzeń z pierwszego sezonu. Jak można akceptować decyzje scenarzystów, gdy psują oni niezłe pomysły czymś tak głupim? Przyznam, że jedynym solidnie wykonanym motywem jest deszcz żywych trupów, które skakały z balkonów. Na tle poziomu tego serialu to robi wrażenie.
Madison staje się postacią irytującą. Momentami można odnieść wrażenie, że dosłownie jest już żywym trupem, bo snuje się po ekranie bez większego celu. Czasem wydaje mi się, że twórcy nie mają zbytnio pomysłu na rozwój tych bohaterów, by pokazać ich w innym tonie, z ciekawszej perspektywy, bo ponownie dostajemy trochę sztampowe rozwiązanie. Wprowadzono je po to, aby rozwinąć postać Alicji, która w tym odcinku staje się o wiele bardziej interesująca. Staje się osobą poważniejszą, która przejmuje rolę przywódczyni i wykazuje inicjatywę. W wielu momentach wyrasta na kogoś, kto powinien być w centrum fabuły. Madison i jej kolega powinni zginąć, ponieważ ten odcinek pokazał, jak niepotrzebne są to postacie.
W sytuacji Nicka nie jest lepiej. W poprzednim odcinku pokazano go jako kogoś bystrego, kto wie, jak przeżyć. Teraz odwrócono sytuację, znów podkreślając jego niedojrzałość i dziwność. Problem w sklepie gangu jest tego idealnym dowodem, a twórcy nie potrafią go nawet dobrze przedstawić. Chciał wziąć ciasteczka, Luciana mu zakazała, więc ukradł. Absurd polega na tym, że Nick powinien poruszyć tę kwestię, powiedzieć jej, dlaczego powinni to wziąć. Przecież to jedno ciastko, więc różnicy by nie zrobiło i powinna się zgodzić, biorąc pod uwagę argumenty. Brak poruszenia tej kwestii i próba kradzieży w takim miejscu to motyw bardzo naciągany. Mamy na siłę wprowadzony konflikt i sztuczną dramaturgię, która zamiast wyrywać z marazmu, jedynie pogłębia problem.
Plusem tego odcinka jest cała otoczka związana ze społecznością, do której trafia Nick. Ich system wiary, dobrowolne rzucanie się szwendaczom na pożarcie i osoba aptekarza to ciekawie zrealizowane pomysły, szczególnie że mamy tutaj do czynienia z intrygującym motywem człowieka, który w jakiś sposób przeżył ugryzienie i nie zmienił się w zombie. Czyżby twórcy tym samym chcieli rozwinąć mitologię tego świata, wprowadzając osoby odporne na działanie wirusa? Ciekawie też brzmi końcowa przemowa przywódcy. Pozostaje pytanie, czy to tylko metafory, czy może on mówi dosłownie o czymś związanym z tą społecznością.
Tak naprawdę to nie był dobry odcinek Fear the Walking Dead. Zbyt dużo błędów i irytujących decyzji. The Walking Dead, nawet kiedy utrzymuje wolne tempo, przeważnie ma więcej sensu i emocji niż to, co tutaj oglądamy. Trudno tak naprawdę reagować na drugi sezon inaczej niż obojętnością.
Źródło: zdjęcie główne: AMC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat