Flash: sezon 2, odcinek 15 – recenzja
Ostatni odcinek 2. sezonu serialu Flash przed kilkutygodniową przerwą to ważny rozwój wydarzeń, dobre efekty specjalne, humor i emocje.
Ostatni odcinek 2. sezonu serialu Flash przed kilkutygodniową przerwą to ważny rozwój wydarzeń, dobre efekty specjalne, humor i emocje.
Kiedy King Shark pojawił się we The Flash po raz pierwszy, wiele osób zachwycało się jego wykonaniem godnym kinowego filmu. Wówczas twórca mówił, że te kilka sekund efektów specjalnych było bardzo drogie, więc nic więc dziwnego, że dłuższy występ pozostawiono na naprawdę ważny odcinek. I udało się. Naprawdę każde pojawienie się King Sharka ma znaczenie, wygląda on świetnie, a scena walki z Flashem robi pozytywne wrażenie. Widać oczywiście, że są momenty, w których twórcy starają się zminimalizować pokazywanie King Sharka, ale to kompletnie nie przeszkadza, bo wykorzystują potencjał tej postaci w taki sposób, w jaki można oczekiwać. Dostajemy rozrywkę na naprawdę dobrym poziomie.
Jest to oczywiście też crossover z Arrow, a tym razem do Central City zawitał Diggle z żoną. I ponownie twórcy Flasha pokazują przewagę nad kolegami z drugiego serialu. Tutaj Diggle jest inną postacią, którą ogląda się z przyjemnością, i ma on jakieś znaczenie, a szczególnie wspaniale wychodzą sceny humorystyczne - jego reakcje na Flasha ciągle trafiają w punkt i bawią należycie. Aż szkoda, że nadal w Arrow brakuje tego luźnego podejścia do postaci, bo porównując Diggle'a w Central City z tym ze Star City, można rzec, że ten drugi dusi się w sztywności i przesadnej dramaturgi rodem z opery mydlanej.
Zawsze w takich odcinkach The Flash ważny jest emocjonalny rozwój bohaterów. Barry wyraźnie nie może sobie poradzić z tym, co przeżył na Ziemi-2 - i brawa dla twórców, bo tutaj w końcu to działa. Jego zachowanie na Ziemi-2 było głupie i momentami absurdalne, ale już sam wpływ tamtych przeżyć jest wiarygodny i nawet oczekiwany. Nie ma znaczenia, że to nie był "jego" Joe, bo w końcu patrzył na śmierć kogoś, kto wygląda jak on i jest w pewnym sensie nim. To działa na niego emocjonalnie, a kropką nad i jest sprawa z Jayem. W niektórych scenach Barry trochę irytuje, ponieważ zachowuje się jak rozwydrzony bachor niemogący sobie poradzić ze swoimi emocjami, ale są też mocne momenty, w których Grant Gustin daje radę przekonać do prawdziwości przedstawionych uczuć. Przeważnie rażą kwestie związane z Wallym - ten cały konflikt jest wymuszony i trochę sztuczny.
W pewnym sensie wątek Caitlin można potraktować jako pozytywną zapowiedź zmian. Nie wszystko tutaj dobrze działa, bo z jednej strony jej emocjonalna reakcja na sytuację z Jayem jest naturalna i zrozumiała, ale z drugiej trochę to zbyt skrajne i nieprzekonujące. Tak czy inaczej, Caitlin jest w trakcie swojej przemiany, oby więc w końcu rozwinęła się w kogoś ciekawszego i mającego znaczenie dla fabuły, bo przez cały ten sezon nie odgrywała żadnej wartościowej roli. Na pewno sprawa z Zoomem powinna dobrze wszystko zagmatwać i miejmy nadzieję, że twórcy to wykorzystają. Jedna scena z Caitlin wypada przekomicznie - ten moment, kiedy udaje przed Cisco, że jest Killer Frost. Snow już od dawna nie potrafiła rozbawić, miejmy zatem nadzieję, że to dobra prognoza na przyszłość.
Cliffhanger jest mocny, zaskakujący i przede wszystkim zmuszający do zadania multum pytań. Skoro Zoom wygląda jak Jay Garrick, to kim on tak naprawdę jest? Zabicie znanego nam Jaya jest dla niego komplikacją, ale dlaczego? Czy tamten Jay z nim współpracował? Czy może mamy do czynienia z Hunterem Zolomonem z Ziemi-1, którego widzieliśmy kilka odcinków temu? Albo klonem? Tak naprawdę trudno powiedzieć i sam jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, bo to, co tutaj pokazano, ma ogromny potencjał i powinno wprowadzić równie wielkie (jeśli nie większe) emocje jak konflikt z Reverse-Flashem. Ostateczna konfrontacja może być naprawdę dobra.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat