Fucking Bornholm – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 6 maja 2022Anna Kazejak postanowiła zekranizować swój scenariusz, który wcześniej zaprezentowała nam jako słuchowisko. Sprawdzamy, jak jej to wyszło.
Anna Kazejak postanowiła zekranizować swój scenariusz, który wcześniej zaprezentowała nam jako słuchowisko. Sprawdzamy, jak jej to wyszło.
Grupa przyjaciół wybiera się z dziećmi na urlop. Od lat spędzają wspólnie długi weekend na duńskiej wyspie Bornholm. Hubert (Maciej Stuhr) i Maja (Agnieszka Grochowska) są małżeństwem z długim stażem, znają się jeszcze z czasów studiów. W podróż ruszają z synami. Dawid (Grzegorz Damięcki) natomiast jest rozwodnikiem, który po raz pierwszy dostał zgodę od byłej żony, by zabrać dziecko na wakacje. Zaprasza na nie także swoją nową sympatię, poznaną na Tinderze Ninę (Jaśmina Polak), która jest od niego dużo młodsza. Już pierwszej nocy dochodzi pomiędzy dziećmi do pewnego incydentu, który wywoła kryzys w ich relacjach i obnaży wszystkie bolączki. Radosne wakacje zamienią się w festiwal wzajemnych oskarżeń i złośliwości.
Zarówno telewizja, jak i kino kochają opowieści o pozornie szczęśliwych rodzinach, które pod wpływem problemów załamują się i pokazują prawdzie oblicza. Tylko przypomnę niedawne serialowe Sceny z życia małżeńskiego czy Rzeź Romana Polańskiego. A to oczywiście tylko czubek góry lodowej, do której dołącza teraz reżyserka Anna Kazejak ze swoim filmem Fucking Bornholm. Co ciekawe, ten projekt został najpierw zrealizowany jako słuchowisko w ramach działania platformy Empik Go. Wtedy w głównych rolach usłyszeliśmy Leszka Lichotę, Magdalenę Różczkę, Michała Czerneckiego i Olgę Kalicką. Pomysł na tyle wszystkim się spodobał, że zapadła decyzja o ekranizacji, ale z inną obsadą. I tak polskie Mielno zamieniło się w duński Bornholm, wyspę, z której nie da się po prostu uciec przed własnymi problemami.
Scenariusz Kazejak i Filipa K. Kasperaszka będzie pewnie lustrem dla wielu par. Każdy z nas zna kogoś, kto przypomina np. Hubera - człowieka, który nienawidzi konfrontacji. Dla niego wszytko da się załatwić słowem "spokojnie" i udawaniem, że dany problem nie istnieje. Niejedna osoba w swoim towarzystwie ma pewnie też taką Ninę, która chętnie wypowie się na każdy temat i podzieli radami dotyczącymi wychowania dzieci, choć sama ich nie posiada. Wszyscy bohaterowie, z wyjątkiem Mai, zachowują się trochę jak takie duże dzieci, które uciekają od odpowiedzialności. Jedynie grana przez Agnieszkę Grochowską postać stara się zachować w tej całej sytuacji zdrowy rozsądek. Wydaje się jej, że myśli i zachowuje się racjonalnie, ale gdy widzi, jak reaguje na to otoczenie, zaczyna wątpić w siebie. Jest to matka, która niczym rozwścieczona lwica walczy o swoje dzieci, gdy słyszy, że dzieje się im krzywda. Górę nad jej emocjami bierze natura, co jest zrozumiałe i właściwe, jak się później okazuje. Grochowska świetnie wczuwa się w swoją bohaterkę. Widz momentalnie czuje jej wkurzenie i współczuje tego, co musi przechodzić. Duża w tym zasługa Macieja Stuhra, bo jego Hubert drażni nie tylko żonę, ale i widza, który nie wierzy, że ten mężczyzna może być tak wyprany z uczuć. Jego lekceważące podejście do tego, co się przydarzyło synowi, wywojuje zamierzoną złość. I o ile scenarzyści świetnie nakreślili związek Hubera i Mai, to już takiej uwagi nie poświecili Dawidowi i Ninie. Ta para jest niestety jedynie tłem dla wydarzeń. Szkoda, bo czuć tu było potencjał. Zresztą twórcy co jakiś czas sugerują, że w opowieści tych dwojga mieliby jeszcze coś do powiedzenia, ale brakuje im czasu.
Niestety, skrótów jest w tej opowieści sporo. Stary romans pomiędzy Dawidem i Mają z czasów studiów jest tutaj jedynie dwa razy wspominany i choć ma wpływ na wydarzenia, to widz o nim szybko zapomina. Podobnie jak o różnicy klas pomiędzy przyjaciółmi. Czyli zamożnym Dawidem posiadającym nowoczesny kamper i biedniejszym Huberem, który na wakacje jedzie ze starą przyczepą odziedziczoną po ojcu. Ta samcza zazdrość cały czas jest nam sugerowana, ale ma trudność z przebiciem się na pierwszy plan. I o ile w założeniu miała być to opowieść o przepracowywaniu problemów w związku, to bardzo szybko zamienia się to w historię o walce Mai o niezależność i szczęście.
Zdjęcia były kręcone w Mielnie, gdyż przez pandemię wyjazd do Danii był niemożliwy, a ekipa nie chciała przekładać zdjęć. I muszę przyznać, że była to bardzo dobra decyzja. Nie czuć w tej opowieści, że jest ona kręcona nad polskim morzem. Zarówno miejsce, jak i sceneria zostały perfekcyjnie przygotowane. Film wizualnie i muzycznie prezentuje się bardzo dobrze.
Fucking Bornholm może nie jest filmem doskonałym, ale na pewno jest bardzo dobry. Ma kilka niedociągnięć scenariuszowych, ale nie wpływają one negatywnie na ostateczny odbiór. Twórcy mierzą się z trudnym tematem i wychodzą z tego starcia zwycięsko. Produkcja ,a przesłanie, które jest klarowne i skłania do dyskusji. Może nie jest ona tak zażarta jak po Rzezi Polańskiego czy filmach Woody’ego Allena, ale na pewno nie przejdzie się obok tego obojętnie. Jest to kino angażujące, a miejscami nawet wywołujące zamierzony śmiech. Zaliczam to na plus, bo nawet przy najpoważniejszych tematach trochę humoru nie zaszkodzi.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat