Game of Silence: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
W ostatnim czasie powstało wiele produkcji opowiadających o losach ludzi, którym w przeszłości działy się złe rzeczy i którzy w teraźniejszości muszą poradzić sobie z konsekwencjami. Serial NBC pt. Game of Silence jest kolejnym dziełem w tej kolekcji.
W ostatnim czasie powstało wiele produkcji opowiadających o losach ludzi, którym w przeszłości działy się złe rzeczy i którzy w teraźniejszości muszą poradzić sobie z konsekwencjami. Serial NBC pt. Game of Silence jest kolejnym dziełem w tej kolekcji.
Game of Silence to historia adwokata Jacksona Brooksa (David Lyons), który po 25 latach spotyka swoich dawnych przyjaciół – Gila Harrisa (Michael Raymond-James), Shawna Polka (Larenz Tate), Jessie West (Bre Blair) i Bootsa (Derek Phillips). Niegdyś byli to nierozłączni, najlepsi przyjaciele z dzieciństwa, ale Jackson stracił z nimi kontakt po odsiadce w poprawczaku. A to, co im się przytrafiło, po tych wielu latach do nich wraca. Ogólnie fabuła nie jest zadziwiająco zaskakująca i oryginalna - wiele jest tytułów, w których przeszłość niespodziewanie powraca, by nawiedzać głównych bohaterów. Tutaj nie jest inaczej.
W pierwszych minutach pilotowego odcinka poznajemy Jacksona Brooksa. Wiedzie on spokojne życie, ma wspaniałą narzeczoną i odnosi sukcesy w pracy. Sposób przedstawienia jego postaci sugeruje nam dobitnie, że to on będzie głównym bohaterem produkcji, i to z jego perspektywy pokazane jest, jak przeszłość uderza go w twarz w najmniej odpowiednim momencie jego życia. W rolę Jacksona wciela się David Lyons i jest on aktorem przeciętnym. Nie zachwycił mnie swoją grą aktorską, nie zapałałam do jego postaci sympatią. Co więcej, Jackson czasami irytuje. Jest nijaki, pozbawiony charyzmy, nieciekawy. Jest przykładnym obywatelem, dobrym prawnikiem. Może właśnie w tym tkwi problem. A może to było zamysłem scenarzystów, aby na początku pokazać go jako opanowanego, postępującego zgodnie z prawem człowieka, a następne odcinki pozwolą na eksploatację jego osobowości, na wydobycie blizn przeszłości.
Postacią, która zasługuje na wspomnienie, z pewnością jest Gil Harris, grany przez Michaela Raymonda-Jamesa. To człowiek, na którym przeszłość odbiła się najbardziej. Raymond-James wykonuje kawał dobrej roboty, pokazując emocje w sposób niewymuszony, naturalny. Wierzę mu, że jest wściekły, że nie może sobie ułożyć normalnie życia, bo demony wciąż go nawiedzają. Nie tylko mu wierzę i nie tylko to widzę, ale i to rozumiem. Wszystko ma sens i jest zgrabnie opowiadane. Jest jedną z tych postaci, które nie są ani do końca dobre, ani do końca złe. Wiemy, że chce działać w dobrej intencji, ale może się źle do tego zabierać, co w ostateczności może mieć tragiczny koniec.
W Game of Silence integralną częścią historii są retrospekcje, które będą powoli odkrywać karty tego, co się wydarzyło, by pozwoliło nam to rozumieć zachowania bohaterów w teraźniejszości. Wydarzenia z przeszłości dotyczyć będą przede wszystkim tego, co działo się podczas pobytu postaci w poprawczaku. Te retrospekcje poruszają - obraz ośrodka karno-wychowawczego, w którym strażnicy i uprzywilejowani młodociani przestępcy znęcają się nad innymi, jest przerażający. To angażuje widza, zwłaszcza takiego, który jest wrażliwy na krzywdę niewinnych. Seriale coraz śmielej poruszają tematykę znęcania się czy mordowania dzieci. W Game of Silence jak na razie jest to pokazane w taki sposób, że oczywiście oburza i razi, ale nie mamy wrażenia, że to za dużo. Skłania to raczej do myślenia, by nie dopuścić, aby nasze dzieci w przyszłości trafiły do poprawczaka i były zdane na łaskę agresywnego strażnika czy naczelnika.
Co należy pochwalić w tej produkcji, to niezwykłe relacje między bohaterami, zarówno tymi dorosłymi, jak i młodymi. Oglądając ich razem na ekranie, nie mam wrażenia, że to obcy zmuszeni grać najlepszych przyjaciół. Nie. Ja widzę najlepszych przyjaciół, którzy mają swoje problemy, których życie traktowało jak szmacianą lalkę. W dorosłych bohaterach można dostrzec te małe dzieci, ale widać także to, jak bardzo się zmienili. Pod tym względem dobrze dobrano aktorów - nie tylko względem podobieństwa młodych do dorosłych, ale także względem oczekiwanego poziomu talentu. Nie jest łatwo przedstawić tak głębokie relacje między ludźmi, wiele seriali właśnie w tej kwestii kuleje. Brak chemii między aktorami powoduje, że widzowie się nie angażują w ich relacje, są im obojętne. Tutaj mamy odwrotną sytuację. Spojrzenia, mimika, gesty - to nam pokazuje więcej niż słowa, bo serial to nie tylko scenariusz, ale przede wszystkim interpretacja aktorów.
Game of Silence zaliczyło dobry start. Pierwsze dwa odcinki dobrze zarysowały fabułę i zbudowały atmosferę tajemniczości wokół wydarzeń z przeszłości, które powoli będą wyjawiane. Co istotne, bohaterowie nie są obojętni, zależy mi, by im się wszystko udało, by wyszli z tego cało, a co najważniejsze, by wyleczyli swoją duszę i raz na zawsze pozbyli się demonów z przeszłości. Serial nie jest fantastyczny, nie zrywa z fotela, ale jest poprawny, zaciekawia i sprawia, że chcemy dowiedzieć się, co będzie dalej.
Źródło: zdjęcie główne: NBC
Poznaj recenzenta
Paulina KonarzewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat