Ghostbusters. Pogromcy duchów – recenzja
Data premiery w Polsce: 15 lipca 2016Miało być źle, żenująco, nieśmiesznie i bez sensu, a wcale nie było. Nowi Pogromcy duchów oczywiście są słabsi od starych - przede wszystkim nie mają tej świeżości filmu z lat 80. - ale poza tym to przyzwoita wakacyjna rozrywka. Tylko tyle i aż tyle.
Miało być źle, żenująco, nieśmiesznie i bez sensu, a wcale nie było. Nowi Pogromcy duchów oczywiście są słabsi od starych - przede wszystkim nie mają tej świeżości filmu z lat 80. - ale poza tym to przyzwoita wakacyjna rozrywka. Tylko tyle i aż tyle.
Ghostbusters to nie jest film, na który czekały miliony fanów. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Jego zwiastun wywołał wielką falę złorzeczeń i marudzeń. Jedni wyżywali się po prostu na jego jakość, inni narzekali na słabe żarty, spora grupa po prostu miała za złe sam pomysł rebootu serii, w dodatku z odwróceniem płci. I oczywiście ci ostatni są nie do uratowania. Choćby nie wiem co się działo na ekranie, to i tak będą niezadowoleni. Wielu z nich zresztą po prostu nie pójdzie. Tymczasem efekt wcale nie był taki zły.
Sama fabuła oczywiście jest maksymalnie wtórna i przewidywalna. Tak samo jak za pierwszym razem grupka naukowców (+1) biega po Nowym Jorku w poszukiwaniu duchów. Tak samo jak za pierwszym razem wszystko zmierza do wielkiego i spektakularnego finału. Zmiana panów na panie w zasadzie w tym miejscu jest pomysłem neutralnym. Mogło być tak, może być tak. Panie radzą sobie nieźle (to w końcu w większości przypadków – podobnie jak pierwsza obsada – weterani Saturday Night Live) i fabuła płynie od żartu słownego do żartu słownego. Od przejażdżki na tyłku do rzygnięcia ektoplazmą (dla tych ostatnich polecam 3D i IMAX – naprawdę fajnie rzyga na wprost). Ale w sumie nic wyjątkowego ani nic specjalnie żenującego, patrząc na bieżący poziom komedii z Hollywood. Do tego dochodzą sympatyczne drobne występy obsady sprzed lat i już się robi naprawdę sympatycznie.
Są jednak dwie sprawy, które podnoszą ten film na wyższy poziom (przynajmniej dla mnie). Pierwsza to muzyka – klasyczny kawałek Raya Parkera Jr. zawsze powodował, że mi nóżka chodziła, a tu pojawia się w tylu miejscach, w tylu aranżacjach, tak dobrze i sprytnie jest wkomponowywany w różne sceny, że naprawdę zastanawiam się nad kupnem soundtracku z tego filmu.
Druga sprawa do Chris Hemsworth. To ciąg dalszy zabawy z odwracaniem płci, ale tu efekt jest porażający. Kiedy panie zastąpiły panów w głównych rolach, po prostu wzruszyłem ramionami. Tu, gdy zatrudniono jedno z hollywoodzkich ciach do roli tępej sekretarki, którą zatrudniono tylko ze względu na jej urodę, to jednak pięknie daje do myślenia, zmieniając perspektywę sytuacji. Od dekad jesteśmy przyzwyczajeni do takich ról żeńskich – ot, głupiutke, ładniutkie dziewczę, do którego główny bohater bardziej lub mniej szarmancko się przystawia. Klasyka. Kalka. Oczywistość. Dopiero widząc w analogicznej sytuacji mężczyznę, widzimy, jak chamski, schematyczny i żenujący to pomysł fabularny. Jakie to poniżające i seksistowskie. To znaczy ja widzę. Pewnie wielu (a jeszcze pewniej wiele) innych widzi to od lat w każdym filmie, który ten motyw rozgrywa klasycznie. Pewnie wielu też w ogóle nie widzi w tym problemu - a ja teraz widzę. Dobrze obśmiany żenujący schemat to właśnie coś, co komedie powinny robić! Dlatego ta komedia dla mnie ma sens, a jak coś ma sens i jeszcze jest miejscami naprawdę zabawne, to po prostu polecam.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat