„Glee”: sezon 6, odcinek 3 – recenzja
Data premiery w Polsce: 13 listopada 2024Twórcy „Glee” ciągną mozolnie wątki, które w jakiś sposób mogą podratować serial. Niestety, pomoc ta jest w większości przypadków daremna, a kilka sympatycznych momentów staje się tylko przyjemnym przedłużeniem agonii.
Twórcy „Glee” ciągną mozolnie wątki, które w jakiś sposób mogą podratować serial. Niestety, pomoc ta jest w większości przypadków daremna, a kilka sympatycznych momentów staje się tylko przyjemnym przedłużeniem agonii.
Roztańczony i rozśpiewany serial, który 6 lat temu szturmem wdarł się w serca serialomaniaków, od jakiegoś czasu konsekwentnie traci widownię. Najwytrwalsi są obecnie świadkami sporego regresu w fabule "Glee". Powrót najważniejszych absolwentów do William McKinley High można oczywiście tłumaczyć estetycznie zarysowanym kołem fabularnym, górnolotną puentą czy chociażby powrotem do starych, dobrych czasów świetności. Prawdą jednak jest, że każdy kolejny odcinek nowego sezonu prezentuje sobą zbyt niski poziom i charakteryzuje się wysoką skalą przynudnawej powtarzalności. Trzeci odcinek nie odbiega od tej analizy mimo wielu istotnych społecznie tematów w nim poruszanych.
Kurt i Rachel wkładają buty pana Shue i swoją pierwszą lekcję poświęcają współpracy zespołowej. Mash-upy tworzone z albumów Carole King "Tapestry" i Alanis Morrisette "Jagged Little Pill" mają pomóc nowym członkom Glee Club w zbliżeniu się do siebie. Już na początku wiadomo jednak, że w tym wszystkim nie chodzi o młodych śpiewaków, lecz o różnice w podglądach wychowawczych Berry i Hummela. Rachel musi przystopować swój władczy temperament, a Kurt usilnie stara się walczyć z problemami osobistymi, które niebezpiecznie wpływają na jego staż w licealnym chórze. Wątek pozbawiony głębszej psychologii i przewidywalny zarysowuje mniej więcej treść całego sezonu, a młody narybek klubu schodzi tym samym na daleki plan.
[video-browser playlist="652263" suggest=""]
Trzeci odcinek nieco przeładowany jest społeczno-moralnymi problemami, aczkolwiek wiele z nich staje się jasnym punktem epizodu. Zaręczyny Santany i Brittany, mimo iż romantyczne, zapowiadane były przez twórców od dłuższego czasu, co z pewnością zburzyło efekt zaskoczenia. Nie można tego samego powiedzieć o historii trenerki Beiste. Wyjaśnienie jej podejrzanego zachowania jest równie szokujące, co odważne. Osobiście najbardziej podobał mi się wątek związany z nowym chłopakiem Becky Jackson. Postać Darrella wprowadza do serialu istotną problematykę – życie uczuciowe i seksualne ludzi z zespołem Downa. Urodziwy i sympatyczny chłopak wzbudza podejrzenia nie tylko Sue, ale również fanów serialu. Logiczna i trafna argumentacja młodzieńca nie tylko przekonuje wszystkich o dobrych zamiarach chłopaka, ale także daje dużo do myślenia.
Czytaj również: „Supergirl” – Melissa Benoist dostaje tytułową rolę!
Ogólnie odcinek „Jagged Little Tapestry” to kolejny z wielu epizodów serii. Podobne wątki, które zostały przez twórców już wcześniej odhaczone, czy niezbyt wpadające w ucho mash-upy to już cechy charakterystyczne tego musicalu telewizyjnego. Nie oszukujmy się – „Glee” straciło swój blask i już go raczej nie odzyska. Można teraz tylko liczyć na łagodny i szybki koniec.
Poznaj recenzenta
Agnieszka SudołKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1991, kończy 33 lat
ur. 1947, kończy 77 lat
ur. 1955, kończy 69 lat