Good Sam - sezon 1, odcinki 1-2 - recenzja
Good Sam jest serialem medycznym, który próbuje naśladować serię Dr House, co wychodzi mu bardzo słabo. Lekka formuła i sztuczne konflikty między bohaterami powodują, że trywializuje się choroby pacjentów, co zniechęca do oglądania tej nowej produkcji. Oceniam.
Good Sam jest serialem medycznym, który próbuje naśladować serię Dr House, co wychodzi mu bardzo słabo. Lekka formuła i sztuczne konflikty między bohaterami powodują, że trywializuje się choroby pacjentów, co zniechęca do oglądania tej nowej produkcji. Oceniam.
Good Sam to serial medyczny, który opowiada o konflikcie pokoleniowym lekarzy, a konkretnie pomiędzy tytułową bohaterką a jej ojcem - znakomitym, ale narcystycznym chirurgiem. Pewnego dnia mężczyzna zostaje postrzelony i zapada w śpiączkę, więc jego córka przejmuje jego obowiązki i oddział. Po sześciu miesiącach Griff (zdrobnienie od nazwiska Griffith) wybudza się, a następnie rozpoczyna walkę o powrót na swoje stanowisko. Żeby je odzyskać i wrócić do praktyki lekarskiej, musi na jakiś czas dołączyć do grupy rezydentów i zachowywać się jak podwładny Sam, co mu się nie podoba. Tym samym stosunki w rodzinie się zaogniają.
W dwóch pierwszych odcinkach Good Sam od razu rzuca się w oczy podobieństwo do Dr House’a. Oczywiście nie chodzi tu o konflikt rodzinny, ale pozostałe elementy tego serialu. Mamy grupę rezydentów, która pomaga dobrej Sam rozwiązywać zagadki medyczne. Tylko technologia poszła do przodu. Zamiast mazaków i białej tablicy (która się pojawia, ale w formie żartu i puszczenia oka w stronę widzów), swoje pomysły lekarze umieszczają na tablicy elektronicznej. Zamiast podkładek z danymi pacjenta są wyposażeni w tablety. I rzucają pomysłami, co też może dolegać chorym, którzy trafili do ich szpitala. Nie zgadniecie, na jaką chorobę pada pierwsze podejrzenie już w pilotowym odcinku... Kto by się spodziewał, że będzie to toczeń? Oczywiście zostaje to obalone („It’s never lupus!”). Pojawiają się kolejne komplikacje, padają niezrozumiałe terminy medyczne, żeby serial brzmiał mądrzej. Schemat goni schemat, aż do szczęśliwego końca, w którym główna bohaterka udowadnia swoją rację ojcu. W końcu codziennie zdarza się, że w kilka godzin pacjent dostaje nowe serce, w sam raz, żeby utrzeć nosa aroganckiemu, sarkastycznemu, wszechwiedzącemu tatusiowi, w którego pewnie też zupełnie przypadkowo wciela się brytyjski aktor - Jason Isaacs.
Największą bolączką tego medycznego serialu jest to, że pacjentów traktuje się tutaj instrumentalnie. Poszukiwanie przyczyn choroby jest trywializowane i właściwie nie jest istotne. Najważniejsze, że te komplikacje czy różne sposoby leczenia są powodem konfliktu między córką a ojcem. To bezrefleksyjne udowodnienie, kto ma rację, które prowadzi do chorej rywalizacji i starcia młodości i starości. Bo przecież wieloletnie doświadczenie w chirurgii nie ma szans z nowymi i postępowymi sposobami leczenia przez młodych lekarzy. Twórcy raczej próbowali pokazać, że Griff po prostu nie ma otwartego umysłu na nowości, jak rezydenci czy jego córka, ale to nie działa i efekt jest odwrotny. Czasem wydaje się, że ojciec Sam przeleżał w tej śpiączce nie 6 miesięcy, a z 10 lat, patrząc na podejście do niego córki oraz kochanki (naprawdę idiotyczny zwrot akcji). Nie wspominając, że twórcy zapominają o upływie czasu, w którym Griff przechodził rehabilitację po śpiączce, bo niezmiennie twierdzą, że minęło pół roku. Najwyraźniej musiała trwać około 2 dni…
Kolejnym problemem tego serialu jest to, że stara się też być komedią. Luźniejszy charakter nadaje mu lekka muzyka. Pada też wiele suchych żartów, a wzajemne kąśliwe komentarze lub złośliwości między bohaterami (głównie ze strony Griffa) od czasu do czasu nawet bawią. To nie jest sarkastyczny czy ironiczny typ humoru rodem z House’a, który po prostu bywał brutalnie szczery. W Good Sam komediowe elementy mają dostarczać rozrywki i rozładowywać atmosferę. Tylko jak to się ma do poważnych przypadków pacjentów, którzy w pierwszych odcinkach mają problemy z sercem? Co prawda twórcy nie żartują sobie z leczenia, ale traci na tym powaga ich chorób. Nie wspominając, że nikt nie przeżywa żadnego dramatu. Nie licząc urażonej dumy doktor Sam i jej ojca.
Sophia Bush nieźle radzi sobie w głównej, tytułowej roli. Jako pani doktor ma w sobie ciepło i empatię. Ale gdy dochodzi do scen między córką a ojcem, jej bohaterka zaczyna irytować. Powodem są jej średnie kwestie, które rzadko mają charakter naprawdę dobrych ciętych ripost. Twórcy też zbyt usilnie starają się przyznawać jej rację i to nie tylko w tych słownych starciach, ale też w innych sytuacjach (słaba przemowa, że przy niej pacjenci szybciej wracają do zdrowia, a lekarze są szczęśliwsi), więc przestajemy jej kibicować. Szczególnie że Jason Isaacs z dużą swobodą i od niechcenia gra zgryźliwego, władczego i o dużym ego chirurga, na którym nie robią wrażenia starania Sam. Ich konfrontacje nie są odpowiednio wyważone. W rezultacie Good Sam nie dostarcza takiej rozrywki, na jaką stać było tę produkcję.
Na drugim planie serialu znajdują się rezydenci, którzy pomagają rozwiązywać zagadki chorób pacjentów. O ile w produkcji o doktorze Housie podopieczni mieli za zadanie podrzucać własne propozycje leczenia, ale też kwestionować pomysły tytułowego bohatera, to w Good Sam rolą tych lekarzy jest właściwie wspieranie i potwierdzanie, że to ich szefowa ma rację, a nie jej ojciec. Niestety rezydenci są nudni, choć twórcy próbują urozmaicać ich „CV” o romanse czy trudną przeszłość, ale to zupełnie nie angażuje. Trzeba dodać, że matka Sam (Wendy Crewson) jest całkiem wyrazista i przekonująca. Z kolei zadaniem Edwina Hodge’a w roli Malcolma jest wzbogacenie życia prywatnego głównej bohaterki i wprowadzenie mizernego wątku romansowego.
Rywalizacja między córką a ojcem była dobrym punktem wyjścia dla historii w Good Sam. Szczególnie że wybrano zdolnych aktorów do głównych ról. Trzeba jednak zaznaczyć, że gdy w serialu medycznym ważniejsze są przepychanki rodzinne, a pacjenci są w nim na drugim lub trzecim miejscu zainteresowań scenarzystów, to nie ma szans, żeby efekt końcowy mógł zadowalać. Przebieg chorób i leczenia przypomina parodię. W końcu w serialu mamy elementy komediowe, ale nie sądzę, że taki był zamysł twórców. W każdym razie Good Sam nie jest wart uwagi. Ale jeśli ktoś lubi popatrzeć na przystojnych aktorów i piękne aktorki w białych fartuchach, lekką formę medycznych przypadków, wyłączając przy tym myślenie, to ta historia może okazać się zjadliwa. Chociaż... chyba lepiej odpalić po raz kolejny Dr House'a!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat