Green Arrow #05: Konstelacja strachu - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 10 kwietnia 2019Do sprzedaży trafił piąty i zarazem ostatni tom serii Green Arrow w ramach DC Odrodzenie. Czy historia walki Oliviera Quenna z Dziewiątym Kręgiem przynosi czytelnikom satysfakcjonujące zwieńczenie?
Do sprzedaży trafił piąty i zarazem ostatni tom serii Green Arrow w ramach DC Odrodzenie. Czy historia walki Oliviera Quenna z Dziewiątym Kręgiem przynosi czytelnikom satysfakcjonujące zwieńczenie?
Jedno jest pewne, w przypadku Konstelacji strachu będącej ostatnią odsłoną cyklu mamy najwięcej czytania, ponieważ obejmuje ona dwa ostatnie tomy oryginalnego wydania. Jednorazowe przyjęcie tej dawki przygód popularnego superbohatera potrafi miejscami zmęczyć, ponieważ twórcy na przestrzeni jedenastu zeszytów nie szczędzą Oliverowi Queenowi wielu wyzwań, wysyłając go choćby na orbitę okołoziemską. Stąd mamy w pewnym momencie wrażenie nadmiaru atrakcji, a ciągnięty od początków tej opowieści wątek walki z Dziewiątym Kręgiem, czyli iście demoniczną korporacją, po prostu się dłuży.
Łączy się przy tym z modną obecnie tendencją, by zaglądać daleko w przeszłość czy to miast, czy rodzin superbohaterów, co pozwala na serwowanie zaskakujących, niczym królik wyciągany z kapelusza cliffhangerów. Dowiedzieliśmy się już wcześniej, że ojciec Oliviera należał do Dziewiątego Kręgu, zaś w poprzednim tomie na scenę wkroczyła Moira Queen, która w drugiej połowie Konstelacji strachu stanie się bezlitosną nemezis swojego syna. Aby jednak powrócić do Star City, czyli dawnego Seatlle, Green Arrow będzie musiał zaliczyć obowiązkową ilość starć, tym razem w stopniu tak wymagającym, że nie obędzie się bez pomocy przyjaciół z Ligi Sprawiedliwości. Queen ze swoją naturą samotnika i zarazem wojującego liberała nieoczekującego pomocy od innych będzie musiał tę pomoc po prostu przełknąć, co miejscami prowadzi do zabawnych i przerysowanych interakcji. Udany jest też gościnny występ Lexa Luthora, który w obliczu pewnych dramatycznych wydarzeń, będzie musiał użyć swojego nieprzeciętnego intelektu oraz niespodziewanie ofiarować pomocną dłoń Olivierowi.
W natłoku wydarzeń nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jest rozciągniętym intro przed ostatecznym starciem. Dlatego, kiedy Olivier wraca do Star City zwyczajnie oddychamy z ulgą, bo w swoim mieście bohater tak naprawdę czuje się najlepiej i co najważniejsze, więcej działa, mniej wypowiada irytujących komunałów, które podczas potyczek z Dziewiątym Kręgiem wylewają się z jego ust same z siebie. W Star City, mimo że Moira Queen również stanowi część Dziewiątego Kręgu, to już po prostu sprawa rodzinna, a takie potrafią być przecież najbardziej dramatyczne.
I takie jest zwieńczenie serii, przynosi czytelnikowi sporą dozę satysfakcji, bo ostateczne rozwiązanie rodzinnego konfliktu, w który chcąc, nie chcąc wchodzą jeszcze Shado i Emiko, ma swoją wagę i oferuje czytelnikom nawet nienachalny morał. Tym samym seria o Zielonym Łuczniku zalicza w ostatnich zeszytach udany finał, do którego prowadziła jednak nierówna droga. Green Arrow jako całość to wciąż typowy średniak z uniwersum DC, który ma jednak po drodze sporo satysfakcjonujących momentów. Przyczyniają się do nich odpowiedzialni za bardzo udaną stronę graficzną Otto Schmidt i Juan Ferreira. To dzięki tym artystom, przeciętny w niektórych odsłonach scenariusz wizualnie prezentował się ponadprzeciętnie. W finale udało się na szczęście połączyć zalety serii i zakończyć przygody Oliviera Queena tak, że czytelnik odkłada Konstelację strachu bez poczucia zmarnowanego czasu. Co w przypadku obecnego zalewu superbohaterskich, komiksowych opowieści, nie jest wcale takie częste, należy zatem ów efekt jak najbardziej docenić.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat