Haczyk
Scenarzyści Homeland ponownie udowadniają, że reprezentują poziom niedościgły dla większości twórców na telewizyjnym rynku. Osoby, które po seansie pierwszych odcinków zaczęły wątpić w ich kompetencje, muszą posypać głowę popiołem. "Game On" to rewelacyjne zwieńczenie pierwszej fazy trzeciego sezonu – jak się okazuje, perfekcyjnie zaplanowanych i poprowadzonych początkowych czterech epizodów.
Scenarzyści Homeland ponownie udowadniają, że reprezentują poziom niedościgły dla większości twórców na telewizyjnym rynku. Osoby, które po seansie pierwszych odcinków zaczęły wątpić w ich kompetencje, muszą posypać głowę popiołem. "Game On" to rewelacyjne zwieńczenie pierwszej fazy trzeciego sezonu – jak się okazuje, perfekcyjnie zaplanowanych i poprowadzonych początkowych czterech epizodów.
Carrie i Saul – dwie osoby, które na zawsze będą czuły się odpowiedzialne za niezapobiegnięcie 12/12. Ich próby poradzenia sobie z tą sytuacją i adaptacji do nowej rzeczywistości były niesamowicie emocjonalne od początku trzeciej serii – można by rzec, niepasujące do zachowań, do jakich ci bohaterowie nas przyzwyczaili. Gdy Mathison udała się do mediów, wszyscy pewnie pomyśleliśmy: to nie Carrie, którą znamy. Gdy w ostatniej scenie finału poprzedniej serii ujrzeliśmy Berensona, uradowanego na widok jego podopiecznej, ogarnęła nas pewność, że ta dwójka zbliży się do siebie bardziej niż do tej pory; będzie nierozłączna w misji odnalezienia winnych ataku i zagwarantowania sobie choć odrobiny spokoju sumienia. Te przypuszczenia runęły jednak jak domek z kart po premierze nowego sezonu i były coraz bardziej negowane w kolejnych dwóch. Cóż, w końcu to nowy świat, epoka post-12/12 – pełna nienawiści, niezgody, żądzy zemsty i poszukiwań kozłów ofiarnych. Gdy nasze instynkty kazały nam już na dobre uwierzyć, że ta atmosfera będzie od tej pory na stałe nadawać ton zresetowanemu Homeland, okazało się, że zakamuflowany twist czeka na nas, by uderzyć ze zdwojoną siłą i przywrócić nadzieję Carrie, Saulowi i widzom.
Siła finału "Game On" nie jest zasługą jedynie scenarzystów. Może się wydawać, że to, co Claire Danes pokazywała nam do tej pory, to tylko mała próbka jej aktorskiego talentu, ponieważ z odcinka na odcinek jest coraz lepsza, a doświadczenie jej pełnego kunsztu jeszcze przed nami. Niesamowite z jaką wiarygodnością i rzetelnością Claire potrafi w każdym epizodzie przedstawić nam coraz to różniejsze wersje Carrie Mathison – każda eksponująca inny aspekt z wachlarza psychicznych stanów, w jakich w danej chwili znajduje się bohaterka. Nie sposób ją rozgryźć, jest jak enigma – nieprzewidywalna bez leków i pełna skrajnych emocji, gdy jest nimi tłumiona. Carrie można nie lubić, może irytować, ale nie można powiedzieć, że można ją przejrzeć. Dlatego jest to chyba najbardziej złożona i wielowymiarowa postać, jaką mamy przyjemność oglądać obecnie w telewizji. Dlaczego? To proste – Claire Danes daje popis, który trzeba podziwiać. Jest - oprócz scenariusza i głównej aktorki - jeszcze jeden element tej układanki, który sprawia, że Homeland jest tak niesamowite. Nie można zapominać o Seanie Callerym i jego soundtracku, który idealnie wtapia się w każdą scenę i sprawia, że ogląda się je, jakby było się zahipnotyzowanym – ze ślepiami permanentnie wbitymi w ekran.
[video-browser playlist="634377" suggest=""]
W tle bardzo ciekawie rozwija się wątek poszukiwań Javadiego przez Farę, postać, która praktycznie od momentu pierwszego pojawienia się w serialu wzbudziła ogromną sympatię i zainteresowanie. To, co do tej pory wydawało się być planem "A", okazało się zabezpieczeniem na wypadek niepowodzenia tajnej operacji Carrie i Saula. Nie zmienia to faktu, że zwalczanie terroryzmu zza biurka ogląda się z przyjemnością porównywalną do emocjonowania się pracą szpiegów w terenie. Pociągnięcie aspektu finansowego i podążanie za pieniędzmi z irańskich transakcji opłaciło się. Kto by się spodziewał, że terrorystę może zgubić zamiłowanie do piłki nożnej. Szczegółowe analizy Fary i jej skrupulatne poszukiwania luk oraz niuansów bardzo przypomina działania bohaterów Prawa ulicy – małymi kroczkami do celu.
Kontynuowany jest również wątek rodziny Brody’ego, który udowadnia tylko, że Homeland może z powodzeniem funkcjonować bez Damiena Lewisa. Nick, Jess i Dana to osoby zagubione i uwięzione w bańce nienawiści, jaką czują do siebie nawzajem oraz jaką czuje do nich świat i najbliższe otoczenie. Ciągłe przeskoki pomiędzy Wenezuelą a waszyngtońskimi przedmieściami dla ukazywania analogicznego stadium psychologicznego tych postaci mija się z celem, a słuszną drogą byłby wybór jednej z tych historii. Dalsze eksplorowanie losów rodzinnych jest trafionym pomysłem – nie dość że bardzo ciekawe jest zestawianie psychologii Carrie i Dany, to bliskość geograficzna tych bohaterek zwiastuje ewentualne zazębienie się obu linii fabularnych, w czym można upatrywać początku bardzo fascynujących relacji.
"Game On" to fantastyczny odcinek, który wieńczy pierwszy etap historii, jaką twórcy przygotowali na trzeci sezon. Sprawił on jednocześnie, że początkowe trzy epizody automatycznie zyskały na wartości, będąc częścią skrupulatnie rozpisanego planu, mającego uśpić naszą czujność. Haczyk został połknięty, czas przejść do kolejnej fazy misji. Najlepsze jeszcze przed nami.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat