Hitman. Tom 5 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 25 sierpnia 2021I w końcu nadszedł finał jednej z najlepszych i najrówniejszych pod względem jakości serii z katalogu DC Comics. Tommy Monaghan i spółka żegnają się z czytelnikami w piękny i brutalny sposób, udowadniając jednocześnie, że Garth Ennis już długo przed Chłopakami miał odmienny pogląd od ogółu twórców na superbohaterskie historie.
I w końcu nadszedł finał jednej z najlepszych i najrówniejszych pod względem jakości serii z katalogu DC Comics. Tommy Monaghan i spółka żegnają się z czytelnikami w piękny i brutalny sposób, udowadniając jednocześnie, że Garth Ennis już długo przed Chłopakami miał odmienny pogląd od ogółu twórców na superbohaterskie historie.
Rzecz w tym, że Tommy Monaghan nie jest superbohaterem, sympatycznym, a czasem nawet głupkowatym, jak w końcowej historii piątego tomu, ale jednak zabójcą. I tak, zdajemy sobie sprawę z tego, że podobnie jak Punisher zabija tylko tych złych. Tych, którzy sobie na to zasłużyli. Jednak w oczach takich superbohaterów jak Batman, Hitman po prostu nie należy do jego świata i nie jest kimś, komu można podać rękę. Nawet jeśli w historii Po niewidocznej stronie księżyca, będzie ratował największym superbohaterom tyłki.
Zanim jednak dotrzemy do tej dodatkowej opowieści o perypetiach Hitmana z Ligą Sprawiedliwości i wrednymi kosmitami, musimy przeczytać i przetrawić w sobie ostatnie rozdziały jego indywidualnej historii. Garth Ennis nie byłby jednak sobą, gdyby nie powiedział wprost, że jego opowieść nie jest jedynie o samym Tommym, ale też w równym stopniu też o jego najbliższym przyjacielu. To właśnie Natta widzimy razem z głównym bohaterem na genialnej w swej prostocie ilustracji okładkowej Johna McCrea. Męska przyjaźń to zresztą słowo klucz dla odczytania przesłania Hitmana, męsko-damskie sprawy schodzą tu całkiem na drugi plan i kiedy przychodzi czas na ostateczne rozstrzygnięcia, to właśnie przyjaźń bierze górę nad miłością.
Główną opowieścią w tym tomie jest Pora zamykać - długa fabuła o jednoznacznym w wymowie tytule, która doprowadza przygody Hitmana do przewidywalnego (także za sprawą tego, co Ennis sygnalizował w poprzednim tomie) finału. Najpierw jednak dostajemy inny, mały finał i w dwuzeszytowej opowiastce przyglądamy się ostatniej, superbohaterskiej rozróbie z udziałem jednej z najdziwniejszych grup superbohaterskich, jaką jest Ustęp Ósmy. To jak zwykle szalony występ, ale też w zaskakująco nostalgiczny sposób skupiony na postaci Sześciopaka, który dzięki wyczynom z tej historii dostanie nawet własny pomnik. Dodajmy, że Ustęp Ósmy pojawia się jeszcze w dodatkowej historii, czyli znanej już polskim czytelnikom Hitman/Lobo. Ten głupi bękart, w której cała ekipa przesiadująca w barze Noonan’s zmierzy się właśnie z kosmicznym awanturnikiem, dla którego pobyt w Gotham okaże się być doświadczeniem, o którym chciałby jak najszybciej zapomnieć. To jedna z tych lepszych opowieści z Lobo i bardzo dobrze, że idzie w duecie z jednym z najfajniejszych bohaterów DC Comics.
No właśnie, czy Tommy Monaghan to fajny gość? Przede wszystkim - to prosty gość, który potrafi wiele przyjąć na klatę i nawet jako zabójca ma swój pokręcony kodeks. W finałowej opowieści z piątego tomu widać po części żal, że Ennis żegna się ze swoją postacią, ale i po części ulgę, że nie musi bez końca ciągnąć przygód tego bohatera. Teoretycznie powinniśmy spodziewać się na finał czegoś bardzo spektakularnego, jakiejś szalonej fabuły, a jednak Ennis idzie inną drogą, wplątując Tommy’ego i Czapę w dość przewidywalną intrygę, mniej widowiskową niż wiele poprzednich.
To trochę z początku dziwi, bo przecież Tommy i spółka nie raz potrafili się wykaraskać z większych i gorszych tarapatów. Pojedynek z zajadłą szychą z CIA nie wbija mocno w fotel, ale ma w sobie klimat rzeczy ostatecznych, który udziela się obu przyjaciołom, świadomym, że zbyt długo unikali konsekwencji swoich czynów. Na dokładkę dostajemy rozpalające się uczucie między agentką CIA i Tommym oraz nieoczekiwanego asa z rękawa w postaci twardego gliny, który kiedyś zawarł układ z nieżyjącym już Seanem. Może trochę za mało na finał, ale to, jak rozbrzmiewa on na ostatnich planszach, jest niezwykle przejmujące i nawet przebijające to, co Ennis zaprezentował w finale Kaznodziei.
Ta finałowa historia ma jednak niezwykle udany suplement w postaci bonusowej, wspomnianej już wyżej fabule o spotkaniu Hitmana z JLA. Niby jest to typowa, rozrywkowa opowieść, ale Ennis wycisnął z niej dużo więcej, ponownie stawiając na drodze Hitmana Supermana. Wydawałoby się, że to właśnie ten drugi będzie bohaterem potępiającym tego pierwszego, jednak pamiętajmy, że ta dwójka już się kiedyś spotkała i ich rozmowa zapadła głęboko w pamięć Supermanowi. To w ogóle świetny kontrapunkt i niezwykle ciekawa relacja między tymi bohaterami, która jest dla obu niezwykle istotna i obaj - a Superman nawet bardziej - wyciągają z niej cenną lekcję.
To także jeden z najlepszych fabularnych pomysłów Ennisa, dzięki któremu może powiedzieć swoim czytelnikom, że na świecie nic nie jest czarno-białe i w odcieniach szarości działają właśnie tacy bohaterowie, jak Hitman. Tommy działa tam, gdzie uważający życie za świętość superbohaterowie są bez szans na bezkrwawe rozwiązanie i właśnie w takich momentach jest potrzebny ktoś taki jak Hitman. W komiksowym świecie potrzebny jest również tak kontrowersyjny i obrazoburczy twórca jak Garth Ennis, dzięki któremu superbohaterskie (i nie tylko) historie stają się czymś dużo więcej, niż stereotypowa batalia dobra ze złem w wykonaniu superherosów i złoczyńców. I coś więcej dostajemy właśnie w Hitmanie. Po prostu. Buenas noches, Tommy Monaghan.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat