Homeland: sezon 6, odcinek 11 – recenzja
Na tydzień przed finałem Homeland prezentuje najlepszy odcinek obecnej serii, zostawiając widzów wciąż z tymi samymi pytaniami: Co będzie dalej? Dlaczego na ciąg dalszy muszę czekać tak długo?
Na tydzień przed finałem Homeland prezentuje najlepszy odcinek obecnej serii, zostawiając widzów wciąż z tymi samymi pytaniami: Co będzie dalej? Dlaczego na ciąg dalszy muszę czekać tak długo?
Max znalazł się w nieprzyjemnej sytuacji. Najpierw przesłuchiwany przez Dar Adala, później właściwie zmuszony do współpracy z nim. Nadal tak do końca nie wiadomo, co planuje Dar oraz jaką rolę ma odegrać w tym wszystkim przyjaciel Carrie. Homeland w tym aspekcie znów zaskakuje. Najpierw wydawało się, że koniec Maksa jest bliski, by później mieć nadzieję na jego uwolnienie (scena „ucieczki” wyszła świetnie), by później znów myśleć o śmierci bohatera, aż do nieoczekiwanej współpracy. Życie Piotrowskiego ciągle wisi na włosku, ale na razie bardziej intrygujące są sfałszowane wpisy Quinna. Relacja, jaka łączy Dar Adala z Brettem O'Keffe, również zastanawia (to w końcu pracują ze sobą czy przeciwko sobie?) i oby w finale została choć częściowo wyjaśniona.
A skoro już mowa o dziennikarzu – genialnie została rozegrana jego słowna bitwa z prezydent elekt. Szczególnie warto odnotować zmianę nastawienia u kobiety. W końcu przechodzi do ofensywy i nie daje się już tak łatwo pokonać. Niezachwiana pewność siebie, której nabrała dzięki Saulowi (a właściwie informacjom, które posiadł) działa na jej korzyść. Można oczywiście przyczepić się do szybkiego zaufania osobie spisanej jeszcze niedawno na straty, ale rozmowa w samochodzie oraz waga informacji przekazanych przez Berensona trochę zamazują niekorzystny obraz nagłej zmiany zdania. Zresztą decyzja o przejeździe konwoju wśród demonstrantów doskonale obrazuje metamorfozę bohaterki. Nie zaniknęło przy tym idealistyczne podejście kobiety, co wyczuć w jej słowach oraz reakcji na demonstracje. Prezydent elekt zależy na ludziach, ale oni tego nie dostrzegają, gdyż widzą tylko zmanipulowane informacje mediów. Nie wszystko jest czarno-białe, a w tym sezonie Homeland po raz kolejny świetnie ukazuje tę starą prawdę na przykładzie działania mediów.
Carrie i Peter, mimo iż geograficznie znajdowali się z dala od centrum, fabularnie byli (znowu) najjaśniejszymi postaciami R for Romeo. Już na samym początku odbyli istotną (oraz fenomenalnie zagraną!) rozmowę. Wtedy stało się jasne – ten epizod będzie niesamowity. I do końca taki pozostał. Może sposób napadu na Carrie, a także ratunek protagonistki (w teoretycznie pustym budynku bohaterka została zaatakowana od tyłu, by Quinn nagle ją uratował) powiał odrobinę schematem, ale w zasadzie uznać to za minus byłoby czepialstwem. W każdym razie Peter zabijający w przepływie gniewu, a potem tłumaczący przed przyjaciółką swoje poczucie winy, to nie są sekwencje, o których można szybko zapomnieć. Rupert Friend powinien dostać jakąś nagrodę (a najlepiej wszystkie) za pracę wykonywaną w obecnym sezonie. Każdy kolejny tydzień z Homeland to potwierdza. Postać, którą odgrywa, już nieraz znajdowała się w psychicznym dołku, ale dodając do tego jego ułomność, to trudno mu nie współczuć. Szczególnie, gdy mówi o powodzie wyciągnięcia kul z pistoletu swojej zmarłej przyjaciółki.
Scenarzyści na koniec znowu zostawili prawdziwą petardę. Drugi w tym sezonie niespodziewany wybuch na zakończenie epizodu wyszedł na plus. Klasyczne odwrócenie uwagi zadziałało. W stylu Homeland zrealizowano motyw niespodziewanego kataklizmu. Gdy Carrie spojrzała w kierunku garażu, już wiadomo było, co się stanie (jednak, gdy zwrot akcji odkrywa się niemal na równi z bohaterem, nie liczy się to jako przepowiadanie akcji).
Przed finałem Homeland przyspiesza i znów zbija widza z tropu. Przed konkluzją serii są jeszcze niewiadome. Pozostaje mieć nadzieję, że wszystko zostanie wyjaśnione w satysfakcjonujący sposób, chyba że twórcy planują pierwsze od dawna zakończenie otwarte. To też jest możliwe, lecz tej produkcji raczej niepotrzebne – formuła zamkniętych opowieści sprawdza się przecież znakomicie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat