Homeland: sezon 6, odcinek 3 – recenzja
Najnowszy Homeland nadrabia zaległości z poprzedniego odcinka i prezentuje historię w starym, dobrym stylu. Saul znów wraca do łask scenarzystów, a wraz z nim międzynarodowa intryga na Bliskim Wschodzie i trochę poruszających wątków obyczajowych. Jednym słowem to, co fani Homeland lubią najbardziej.
Najnowszy Homeland nadrabia zaległości z poprzedniego odcinka i prezentuje historię w starym, dobrym stylu. Saul znów wraca do łask scenarzystów, a wraz z nim międzynarodowa intryga na Bliskim Wschodzie i trochę poruszających wątków obyczajowych. Jednym słowem to, co fani Homeland lubią najbardziej.
Omawiany epizod jest bardzo dobrze zbalansowany. Każdy z bohaterów dostaje swoje pięć minut, a na pierwszy plan trafia główna intryga szóstego sezonu. Saul w swoim standardowym stylu rozpracowuje pewnego irańskiego dyplomatę w Abu Dhabi, dzięki czemu zdobywa informacje, które mogą mieć kluczowy wpływ na sytuację międzynarodową na świecie. Nowe wiadomości są oczywiście niezweryfikowane. Po tym, jak trafiają do kolejnych wysoko postawionych osób, rozpoczyna się niebezpieczna gra wywiadów i walka o wpływy na najwyższych szczeblach władzy. Klasyka. Fabuła Homeland po raz kolejny przypomina koło zamachowe, które po bardzo powolnym rozruchu nabiera tempa, aby w końcu eksplodować prędkością. Wszystko wskazuje, że szósty sezon będzie miał taką właśnie formułę.
Wątek Saula to nie tylko działania operacyjne, ale też bardzo sugestywny motyw obyczajowy. Berenson odwiedza swoją dawno niewidzianą siostrę, mieszkającą na granicy izraelsko-palestyńskiej. Ich spotkanie nie trwa długo, jednak przynosi bardzo dużo emocji. Jego krewniaczka, pod wpływem niedawno zmarłego męża fanatyka, nabrała radykalnych poglądów, które kontrastują z wizją świata Saula. Dochodzi między nimi do ostrej wymiany poglądów na tematy polityczno-społeczne. Ich ożywiona dyskusja to jeden z mocniejszych momentów w omawianym odcinku i kolejny dowód, że scenarzyści nie stracili smykałki do pisania krwistych, poruszających dialogów.
W The Covenant jest ich z resztą dużo. Rozmowy pani prezydent elekt z Dar Adarem czy Carrie z Sekou aż kipią emocjami, choć momentami sprawiają wrażenie bardzo zachowawczych. Duża w tym zasługa świetnych aktorów, którzy potrafią swoim warsztatem pociągnąć fabułę w odpowiednim kierunku. Jak na razie jednak artyści nie pokazują pełni swoich umiejętności. Fabuła powoli się rozkręca, postacie rozpoczynają dopiero swoje partie szachów. Nawet Claire Danes, w roli Carrie, która przyzwyczaiła nas do fajerwerków aktorskich, w szóstym sezonie jest dość ułożona i wstrzemięźliwa. Jej postać nie jest na razie w centrum wydarzeń. Doradza pani prezydent elekt i próbuje pomóc uwięzionemu Sekou, ale zdarzenia nie dotykają jej osobiście. To dość duża zmiana w stosunku do poprzednich sezonów, gdzie zawsze stanowiła centrum opowieści.
W kontraście do tego zachowawczego tonu stoi oczywiście wątek Petera Qiunna. Może on wywoływać dość mieszane uczucia. Tym razem Peter bierze sprawy w swoje ręce i wymierza sprawiedliwość oprawcy z pierwszego odcinka. Zdobywa także broń, bo jak sądzi, jest obserwowany przez tajemniczego jegomościa mieszkającego naprzeciwko. Twórcy pokazują tę historię tak, aby widz nie miał pewności, czy to tylko paranoja Quinna, czy jednak rzeczywiście coś jest na rzeczy. Trudno powiedzieć, czy jego historia zostanie powiązana w jakiś sposób z wątkiem głównym albo losami innych bohaterów, ale scenarzyści muszą wymyślić coś naprawdę kreatywnego, aby nie popsuć tak ciekawej postaci, jaką był w poprzednich sezonach Peter Quinn. Nie mogą przecież przez całą długość szóstej serii i w kolejnych odsłonach pozostawić go w takim stanie, w jakim jest teraz, bo postać w ten sposób nie rozwija się i nie stanowi płaszczyzny dla ciekawych rozwiązań fabularnych. Przestaje być podmiotem napędzającym akcję, a staje się jej przedmiotem, tak jak chociażby córka Carrie. Najgorszym z możliwych rozwiązań byłoby cudowne ozdrowienie byłego agenta, po którym odzyskałby wszystkie swoje zabójcze umiejętności. Co więc pozostaje? Obawiam się że tylko śmierć tej postaci w końcówce sezonu.
Zaufajmy jednak twórcom Homeland. Jak do tej pory nie zdarzyła im się żadna wielka „wtopa” fabularna. Wszystkie pięć sezonów trzymało równy poziom i zawsze prezentowało dojrzałą fabułę bez spłyceń i banałów. Wątek Petera Qiunna to rzeczywiście nowość, którą można odebrać za tanią próbę wywołania u widza ckliwych emocji. Miejmy nadzieję jednak, że w kolejnych odcinkach jego historia nas zaskoczy i stanie się bardzo ważnym segmentem szóstego sezonu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat