Maciej Kawulski postanowił stworzyć własne uniwersum polskich gangsterów. Rozpoczął je w 2019 roku filmem Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa, a teraz przedstawia nam nowym bohaterów. W Jak pokochałam gangstera śledzimy karierę Nikodema Skotarczyka zwanego Nikosiem (Tomasz Włosok). To przestępca, który zaczął robić karierę na Pomorzu w latach 70. Można powiedzieć, że dawał ludziom to, czego najbardziej pragnęli. Kawulski przedstawia go wręcz jako Robin Hooda okradającego bogatych Niemców i sprzedającego Polakom po okazyjnej cenie rzeczy, do których nie mieliby inaczej dostępu. Wszyscy go lubią - a przede wszystkim kobiety. I to staje się punktem wyjścia do snucia całej historii. Reżyser bowiem ukazuje nam swojego bohatera z perspektywy kobiet, które się w nim zakochały. A trochę ich było! Podobnie jak w poprzedniej produkcji widzom towarzyszy narrator, który opowiada całą historię. Tym razem jednak nie jest to główny bohater, a kobieta (Krystyna Janda) udzielająca wywiadu dziennikarzowi. Problem polega na tym, że Kawulski nie jest w tym konsekwentny, a poszczególne postacie często łamią tę narrację, zwracając się bezpośrednio do widza. Wprowadza to pewien chaos, do którego trudno się przyzwyczaić. Odniosłem wrażenie, jakby twórca nie mógł się zdecydować na to, w jaki sposób chce prowadzić całą opowieść. Jak pokochałam gangstera jest żeńskim spojrzeniem na postać Nikosia. Jak można się domyślić,  mężczyzna jest przez to bardzo ugrzeczniony. Kobiety, które się w nim kochały, nie widziały lub nie chciały widzieć jego brutalnej strony. Dla nich był po prostu obrotnym szulerem i złodziejem samochodów, kompletnie niepasującym do towarzystwa, w którym się obracał. Oczywiście, nie robił nikomu krzywdy. Tym zajmowali się ludzie z jego otoczenia, za którymi Nikoś nie za bardzo przepadał. Traktował ich jako zło konieczne. Pod tym względem bohater jest bardzo podobny do Zdzisława Najmrodzkiego z filmu Mateusza Rakowicza. Łączników pomiędzy tymi dwiema produkcjami jest więcej. Obie pokazują PRL w kolorowych barwach, co jest zasługą pięknych zdjęć Bartka Cierlicy. Kompletnie ignorują komunistyczny aparat systemowy. Skupiają się na ludziach i tym, jak oni funkcjonowali. Ich sposobach na zarobienie dużych pieniędzy w ciężkich czasach.   Nowy film Kawulskiego ogląda się bardzo przyjemnie, jednak czuć czasami, że opowieść nie jest jednolita, a składa się ze zlepków różnych wydarzeń. Jakbyśmy czytali streszczenie życiorysu Nikodema Skotarczyka. Zahaczamy jedynie o te bardziej wyraziste i ciekawe wydarzenia, np. przekręty na walucie w Niemczech, kradzieże samochodów zagranicznych, wejście w struktury Lechii Gdańsk (której pomógł w powrocie do 1. ligi, za co podobno kibice do dziś są mu wdzięczni) czy też pierwsze aresztowania. Widać, że reżyser wzoruje się na twórczości Martina Scorsese i Guya Ritchiego, czyli mistrzów kina gangsterskiego. Problem polega na tym, że cały czas stara się opowiadać historie oparte na legendach, co go ogranicza. W przeciwieństwie do dwóch wymienionych panów Kawulski musi się trzymać pewnych faktów. Ma za to wyczucie do aktorów. Obsadzenie Tomasza Włosoka w roli Nikosia to istny strzał w dziesiątkę. Młody aktor świetnie sprawdza się w roli charyzmatycznego gangstera, udowadnia tym samym, że nagroda dla najlepszego aktora drugoplanowego za Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa nie była przypadkowa. Widz wierzy, że ludzie byli nim oczarowani! Ma w sobie pewien magnetyzm, który sprawia, że nie da się go nie lubić - nawet w jego późniejszej wersji. Dalej jest człowiekiem, z którym chętnie byśmy się spotkali. Najlepiej wypada relacja Włosoka z Agnieszką Grochowską grającą jego kochankę. To dzięki Czarnej widzimy jeszcze wyraźniej ludzką twarz mężczyzny, który miał u swych stóp cały kraj. Pomimo tego, że wiele przez te wszystkie lata się zmieniało, to zawsze do niej wracał. Stała się dla niego kotwicą. Jedynym pewnym puntem w jego życiu. Świetnie wypadają też aktorzy drugoplanowi, Dawid Ogrodnik jako Pershing czy Sebastian Fabijanski jako Silvio. Choć z tym drugim mam pewien problem. Wykreowana przez niego postać kradnie większość scen, w których wchodzi w interakcję z Nikosiem. Ich rozmowy są świetnie zagrane - jakby aktorzy podświadomie walczyli o to, kto skradnie daną scenę. Jednak Fabijański czasem za mocno kombinuje i popada w parodię. Na szczęście takich momentów jest niewiele. Na ekranie zobaczymy jeszcze Eryka Lubosa, Magdę Lamparską, Andrzeja Grabowskiego, Antoniego Królikowskiego i Rafała Mohra. Każda z tych postaci zapada w pamięć. I to w pozytywny sposób. Najsłabszym ogniwem obsady jest Julia Wieniawa-Narkiewicz, która niestety nic nie wnosi ani do granej przez siebie postaci, ani do fabuły. Podobnie jest z Edytą Herbuś, która pojawia się na ekranie tylko w jednej scenie, choć rola tej postać w życiu Nikosia nie była epizodyczna. 
foto. Netflix
Największym minusem Jak pokochałam gangstera jest niestety długość tej produkcji. Do trzech godzin brakuje jej jednej minuty! Niestety, nie ma aż tylu ciekawych momentów czy zwrotów akcji, by mogła przykuć widza do kanapy na tak długo. Jest za to wiele niepotrzebnych teledyskowych scen. Podejrzewam, że z tego względu produkcja znalazła się na platformie Netflix, a nie w kinie. Reżyser nie chciał zrezygnować ze swojej wizji, a widz raczej do kina na tak długi film by się nie wybrał. Zwłaszcza w obowiązującym reżimie sanitarnym. W jaki sposób Jak pokochałam gangstera łączy się z Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa? Reżyser wprowadza postać Magiego granego przez Janusza Chabiora. Jest to jedyny bohater z poprzedniego filmu, którego zobaczymy na ekranie. Oczywiście, jest jeszcze scena, w której słyszymy charakterystyczną formułkę wypowiadaną przez Marcina Kowalczyka, ale on sam w produkcji się nie pojawia. Czy Kawulski będzie rozwijać jeszcze to uniwersum? Po obejrzeniu jego dwóch ostatnich produkcji nie mam nic przeciwko temu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj