Kasztanowy ludzik dowodzi, że skandynawski kryminał cały czas ma się dobrze. Nic dziwnego, gdy odpowiada za niego Søren Sveistrup, czyli twórca popularnego The Killing oraz autor literackiego pierwowzoru nowej produkcji Netflixa. Serial rozpoczyna się od mocnego uderzenia. Kopenhagę terroryzuje szaleniec, który na swoje ofiary upatrzył sobie matki. Do sprawy zostają przydzieleni: Naia Thulin oraz Mark Hess, policjant z Europolu, który przez pewną sprawę popada w niełaskę w wydziale i musi szukać swojego miejsca w Danii. Okazuje się, że śledztwo naszych bohaterów łączy się ze sprawą uprowadzenia i morderstwa Kristine Hartung, córki duńskiej minister spraw społecznych. Wychodzą na jaw nowe tropy, które mogą oznaczać, że dziewczynka żyje. Czytałem książkę jakiś rok temu i byłem ciekaw, czy nie zmieni się moja perspektywa w trakcie oglądania serialu, gdy już wiem, kto jest mordercą. I z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że produkcja Netflixa sprawdzi się zarówno wśród osób, które nie znają książki, jak i tych, które się z nią zapoznały. Sveistrup zna na wylot swoje dzieło i to pozwoliło mu doskonale zagłębić się we wszelkie aspekty intrygi, aby każdy siedział w napięciu, czekając na kolejną scenę. I rzeczywiście, napięcie jest umiejętnie utrzymywane, intryga prowadzona jest bardzo płynnie od jednego zwrotu akcji do drugiego, które działają, nawet jak zna się oryginalny tekst. Sveistrup doskonale prowadzi dwa równoległe wątki, czyli śledztwo w sprawie morderstw Kasztanowego ludzika i swoisty dramat rodziny Hartungów, którzy nadal nie mogą pogodzić się ze zniknięciem córki. Twórca umiejętnie przeplata ze sobą obydwa aspekty fabuły i sprawia, że tworzą one zawiłą, ale przyjemną dla widza układankę, którą chce się odkrywać.
fot. screen z YouTube
Serial Netflixa oferuje ogromną dawkę mroku, który wyziera z każdego kadru. Czasem czułem, że Kasztanowy ludzik wręcz przesiąka mrokiem, co jeszcze potęgowały świetne zdjęcia, których spora część powstawała w godzinach nocnych. Swoje robiły również lokacje, czyli opuszczone budynki czy las, do którego raczej nie wybralibyście się na grzyby. Wszystkie rzeczy w produkcji Sveistrupa wydają się bić złowieszczą aurą. Nieważne, czy jest to przytulne, sterylne wnętrze dobrze umeblowanego domu, czy przede wszystkim mocno związane z fabułą figurki kasztanowego ludzika, które na co dzień dzieci robią w szkole. Twórca potrafi obedrzeć ten dziecięcy symbol z niewinności i zamienić go w coś demonicznego. Do tego należy dodać wiele znakomicie zrobionych sekwencji. Niektóre klimatem przypominają horror, a konkretnie slasher, gdyż czekamy, z którego zakamarka zaraz wyskoczy zabójca. Skandynawskie kryminały mają to do siebie, że bardzo mocno skupiają się na solowych historiach głównych bohaterach, ich przeszłości i stanie psychicznym. I tak jest i tym razem. Bardzo podobało mi się, jak postacie Hessa i Thulin ewoluowały w trakcie sezonu, szczególnie  w przypadku tego pierwszego. Na początku kompletnie nie mogłem się do niego przekonać, ale gdy sprawa zaczynała go dotykać osobiście, stał się najlepszym bohaterem w produkcji, z ciekawymi rozterkami i głębią. Bardzo dobrze oglądało się, jak emocje zaczynały brać górę nad jego stonowanym, bardzo spokojnym charakterem. Poznanie pewnych aspektów z jego przeszłości pozwoliło lepiej rozwinąć się postaci. Natomiast Thulin od początku prezentowała się znakomicie. Bardzo silna bohaterka, która jednak ma swoje problemy. Jej wątek dotyczący kłopotów w wychowaniu córki (nie może pogodzić pracy z życiem rodzinnym) sprawił tylko, że Thulin była jeszcze ciekawsza, nie występowała jedynie jako silna, bezkompromisowa śledcza, która niczego się nie boi. Otrzymała również swoją ludzką stronę, niezwiązaną z pracą. Poza tym bardzo dobrze rozwinięto relację bohaterów od braku sympatii po absolutne zaufanie i świetne uzupełnienie charakterów. Poza tym produkcja Netflixa staje się z biegiem wydarzeń całkiem dobrym komentarzem społecznym dotyczącym wychowania dzieci i duńskiego systemu opieki społecznej. Jednak Sveistrup nie pokazuje tylko jednego punktu widzenia całej sprawy, pozwala wybrzmieć wszystkim argumentom, każdej ze stron. Przez to widz sam może wyciągnąć własne wnioski na ten trudny temat. Dodatkowo kwestia poruszana przez twórców jest bardzo uniwersalna i spokojnie wszelkie jej sporne elementy można przekuć na grunt również naszego kraju oraz każdego innego. Dlatego problemy poruszane w produkcji Netflixa mogą wybrzmieć z całą mocą we wszystkich zakątkach świata. Kasztanowy ludzik to bardzo dobra produkcja, z ciekawą intrygą, świetnie napisanymi bohaterami oraz mocnym komentarzem społecznym. Ode mnie 8/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj