Każdy twój oddech – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 9 kwietnia 2021Każdy twój oddech to ciekawie zapowiadający się thriller z głośnymi nazwiskami w obsadzie. Nie róbcie sobie jednak większych nadziei – efekt jest bowiem co najwyżej przeciętny.
Każdy twój oddech to ciekawie zapowiadający się thriller z głośnymi nazwiskami w obsadzie. Nie róbcie sobie jednak większych nadziei – efekt jest bowiem co najwyżej przeciętny.
Każdy twój oddech opowiada o rodzinie, której zawalił się świat – w nieszczęśliwym wypadku samochodowym ginie synek głównych bohaterów, co sprawia, że zaczynają oni borykać się z ogromnym kryzysem w związku. Philip (Casey Affleck) szuka ucieczki w swojej pracy psychiatry, Grace (Michelle Monaghan) odreagowuje traumę w samotności, a ich nastoletnia córka i pasierbica Lucy (India Eisley), zostaje zepchnięta na margines uwagi wraz ze wszystkimi swoimi problemami. Sytuacja zaczyna się zmieniać, kiedy w życiu rodziny pojawia się tajemniczy James (Sam Claflin). Gdy jego siostra popełnia samobójstwo, chłopak zgłasza się do Philipa – początkowo dyskretnie, jako skrzywdzony i potrzebujący wsparcia psychicznego człowiek. Później zaś coraz śmielej i odważniej zaczyna ingerować w życie każdej jednostki w rodzinie. Zanim bohaterowie się zorientują, James owinie ich sobie wokół palca, czego konsekwencje mogą być opłakane.
Już sam opis fabuły sugeruje, że mamy do czynienia z typowym thrillerem – oto w życiu rodziny pojawia się nieznajomy przybysz, który wywraca całą jej codzienność do góry nogami. Tutaj również wszystko odegrane zostaje od tego samego, dobrze znanego schematu – film jest dość przewidywalny i niczym nie zaskakuje. Każdy kolejny typowy punkt gatunku thrillera zostaje po prostu odhaczony na liście: a) poznajemy rodzinę z trudną historią; b) nieznajomy pojawia się początkowo w charakterze potencjalnego przyjaciela; c) gdy wysiłki nieznajomego zaczynają być coraz bardziej nachalne, rodzina orientuje się, że jest zagrożona; d) w finałowym akcie mamy już wartką akcję, w której toczy się walka na śmierć i życie. Wszystko to jest wtórne. Gdy już jako widzowie wyłapujemy ten znany schemat, cała historia zaczyna być bardzo przewidywalna, przez co nawet finałowy twist nie zaskakuje – z wyprzedzeniem można domyślić się, jak potoczy się cała opowieść.
Choć obsada filmu jest wypełniona głośnymi nazwiskami, główni aktorzy nie mają tu większego pola do popisu. Affleck w roli melancholijnego psychiatry jest trochę mdły, a Monaghan gra pozbawioną zdrowego rozsądku damę w opresji, nad czym ubolewam chyba najbardziej. Rozpisanie wątku jej bohaterki jest tak płytkie, że sprawiło mi to aż przykrość. Na ich tle pozytywnie wyróżnia się natomiast Sam Clafflin, który w poszczególnych scenach otrzymuje sporo przestrzeni na grę mimiką i ostatecznie jego postać wypada przyzwoicie (nawet mimo tego, że jest dość sztampowa). Aktor ma kilka mocniejszych momentów, w których może pozwolić sobie na zabawę rolą i tak naprawdę to właśnie on jest tutaj najjaśniejszym i najbardziej przekonującym członkiem obsady.
Film może pochwalić się dobrymi zdjęciami i wyraźnym klimatem – opowieść toczy się w amerykańskim miasteczku, a ponure deszczowe kadry dobrze ilustrują dramaty, jakie rozgrywają się w życiu rodziny. Choć tempo wydarzeń nie jest szczególnie dynamiczne, całość prezentuje się dość nastrojowo, co w pewnym sensie przykuwa do ekranu. Wizualnie jest na czym zawiesić oko i być może to właśnie dlatego film nie pozostawia po sobie jednoznacznie negatywnego wrażenia - nawet mimo naciąganych zwrotów akcji i kilkukrotnych potknięć logicznych.
Każdy twój oddech to przeciętny thriller, który nada się na jednorazowy seans. Film pozbawiony jest głębi i oryginalnego suspensu, a to, co dzieje się na ekranie, widzieliśmy prawdopodobnie w kilku innych podobnych produkcjach, jednak jeśli nie macie alternatywnej propozycji na wolny wieczór, można dać temu szansę. Choć wtórny, potrafi przytrzymać widza przy ekranie, a mimo stonowanego tempa, wymyka się nieznośnej nudzie – ostatecznie da się obejrzeć, a bez większych oczekiwań być może nawet czerpać z tego jakąś frajdę. Najbardziej szkoda, że do produkcji zaangażowano rozpoznawalną obsadę, której przypisano tak stereotypowe i szablonowe role – historia bowiem jest na tyle schematyczna, że spokojnie mogłaby odnaleźć się w kinie klasy B, na które można przypadkiem natknąć się wieczorem, przeskakując na kolejne kanały w telewizji. W obecnej formie to po prostu zlepek niespełnionych oczekiwań – zarówno aktorskich, jak i fabularnych.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat