Mały, skromny horror. Nieduża obsada, w sumie raptem trzy miejsca, w których rozgrywa się cała akcja, i jest świetnie. Od razu nasuwa się pytanie, co takiego jest w amerykańskich horrorach, że my tak nie potrafimy. Pewnie mnóstwo różnych rzeczy, ale nie narzekaniem na polskie filmy mamy się tu zajmować, tylko oceną Lights Out - a to film po prostu dobry. To opowieść o grozie, która czai się gdzieś w cieniach. Oczywiście było już o tym w dziesiątkach horrorów, ale tu jest świeżo i oryginalnie. Tu sam cień dostaje osobowość i zabija. Tu wyjście z kręgu światła jest błędem. Tu lepiej nie zasypiać w nocy. Tu lepiej dbać o żarówki i świeczki, bo za każdym razem, gdy zgasną, cień podejdzie bliżej, a gdy już do ciebie dojdzie – marny twój los. Jasne, że to wszystko było. Każdy element tego horroru łatwo namierzyć: walka z brakiem snu - A Nightmare on Elm Street; podchodzenie zła, gdy nie patrzysz – Płaczące Anioły w Doctor Who; zło kryjące się w cieniu – długa lista tytułów. Rzecz w tym, że David F. Sandberg w swym pełnometrażowym debiucie pięknie to wszystko splótł i znalazł sposób na odnalezienie w dużym filmie klimatu swej słynnej krótkometrażowki sprzed trzech lat – to właśnie od tego trzyminutowego filmiku pod takim samym tytułem wszystko się zaczęło. No url Tam było oczywiście jeszcze skromniej i kameralniej, ale i tu świetnie, że zdecydowano się na prostą, niedużą opowieść. Ot, rodzina – matka, dorosła córka i nastoletni syn. Córka ma jeszcze chłopaka i to już cała podstawowa obsada (nie licząc cienia). To całkowicie wystarcza, by zbudować klimat, utrzymać napięcie przez cały seans i niejeden raz porządnie przestraszyć kinową widownię. To zdecydowanie film, który straszy klimatem. Twórcom udało się stworzyć spójną, mroczną opowieść, bohaterów, którym kibicujemy, i rozegrać wszystkie ograne schematy kina grozy w sposób, który nie zniechęca widza. Bo przecież tak naprawdę wszystkie możliwe rozwiązania już widzieliśmy – chłopak zginie albo nie, matka zginie albo nie, cień odejdzie na zawsze albo tylko na trochę. Każda z tych opcji już była. Zadaniem scenarzystów i reżysera jest wprowadzenie nas w taki stan, byśmy w trakcie seansu nie mieli czasu na takie dywagacje – mamy po prostu bać się i kibicować bohaterom. Moim zdaniem naprawdę się udało.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj