Kompletnie nieznany - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 17 stycznia 2025Po biografiach gwiazd muzyki, takich jak Johnny Cash, Elvis Presley, Freddie Mercury czy Elton John, w końcu przyszła pora na filmową wersję życia Boba Dylana. Czy Timothée Chalamet podołał zadaniu i dobrze wcielił się w tego wielce utalentowanego piosenkarza? Sprawdzamy.
Po biografiach gwiazd muzyki, takich jak Johnny Cash, Elvis Presley, Freddie Mercury czy Elton John, w końcu przyszła pora na filmową wersję życia Boba Dylana. Czy Timothée Chalamet podołał zadaniu i dobrze wcielił się w tego wielce utalentowanego piosenkarza? Sprawdzamy.
Wielu filmowców próbowało uchwycić fenomen Boba Dylana na dużym ekranie. I moim zdaniem – oprócz Martina Scorsesego, który poszedł w stronę dokumentu – większość z nich poniosła porażkę. Ten znakomity poeta, muzyk i laureat nagrody Nobla jest zbyt skomplikowaną i wymykającą się wszelkim schematom osobą, by pokazać jego życie w formie fabularnej. Sposób na niego znalazł James Mangold, twórca rewelacyjnego Spaceru po linie, poświęconego Johnny'emu Cashowi. Reżyser nie skupia się na całym życiu Dylana, tylko na jego fragmencie. A dokładniej na początkowym etapie kariery aż do dobrze znanego fanom koncertu muzyki folkowej w Newport w 1965 roku, kiedy to artysta wzbudził nie lada kontrowersje – zagrał na gitarze elektrycznej i złamał tym samym wszelkie reguły imprezy.
Gdy poznajemy Boba, jest młodym chłopakiem, który przybywa do wielkiego miasta, by spotkać się ze swoim idolem Woodym Guthriem (Scott McNairy) i zagrać mu jeden ze swoich utworów. W tym samym momencie wizytę przyjacielowi składa także Pete Seeger (Edward Norton), który dostrzega w chłopaku przyszłość muzyki folkowej – osobę, która może wznieść ją na wyższy poziom i zyskać zainteresowanie tłumu. I tak rozpoczyna się marsz Dylana ku sławie. Marsz okupiony cierpieniem i niezrozumieniem. Rola mesjasza muzyki folkowej wpycha go w pewne schematy, których przez całe życie starał się unikać. Nagle ludzie mają wobec niego wymagania i plany, co niekoniecznie pokrywa się z tym, czego chce Bob. Muzyk w pewnym momencie zaczyna się buntować. I to właśnie o tym jest film Jamesa Mangolda. O artyście, który manifestuje swoją wolność twórczą. O człowieku, który zmienił oblicze muzyki i dał nam wiele ponadczasowych utworów. O kimś, kto nie chciał być zakładnikiem piosenki Blowin' In The Wind, granej do znudzenia na każdym z koncertów.
Kompletnie nieznany nie skupia się na romansach czy skandalach. To film o muzyce, o utworach, które mówią dużo więcej o życiu artysty niż on sam. Ale ta produkcja nie byłaby tak wciągająca i fascynująca, gdyby nie Timothée Chalamet. Aktor znakomicie portretuje Boba i perfekcyjnie wykonuje jego piosenki. Każdy utwór, który usłyszycie, jest wykonywany właśnie przez niego! To znakomity popis wszechstronnego talentu młodego Amerykanina. Moim zdaniem to też jedna z jego najlepszych kreacji – on nie gra Boba, on na potrzeby tego projektu się nim staje. Oczywiście pomocne było to, że muzyk jest bardzo stonowany i rzadko (jeśli w ogóle) pokazuje emocje. To pozwoliło Chalametowi bardziej skupić się na muzyce niż na graniu Dylana.
Nie jest jednak tak, że reszta obsady pozostała daleko w tyle. Wszyscy dostarczają nam wspaniałe kreacje. Widzimy, jaki wpływ na Dylana miał związek z dwoma partnerkami, Sylvią Russo (Elle Faning) i Joan Baez (Monica Barbaro). Obie kobiety symbolizują dwa zupełnie inne światy. Sylvia to zwykła dziewczyna, która nie jest związana z branżą muzyczną. Dylan traktuje ją trochę jak odskocznię – osobę, przy której może się wyciszyć i tworzyć. Joan natomiast to jego partnerka muzyczna, z którą występuje na scenie. To z myślą o niej pisze swoje teksty. To właśnie ona spowalnia jego rozwój, bo nie chce się zmieniać. Wie, że publiczność przychodząca na koncert oprócz nowych utworów chce usłyszeć kilka dobrze znanych hitów. I że to wszystko jest pewnego rodzaju sztuką kompromisu pomiędzy tym, czego chce artysta, a tym, czego chcą fani. Dylan nie zgadza się na żadne ustępstwa.
Świetnie wypada także Edward Norton jako Pete Seeger. Bohater z jednej strony kibicuje Bobowi, by ten się rozwijał i ulepszał świat swoją muzyką, a z drugiej nie chce go stracić. Obawia się tego, co to będzie oznaczało dla muzyki folkowej, która nareszcie wyszła z cienia popularniejszych nurtów. Norton świetnie ukazuje dualizm swojego bohatera.
Kompletnie nieznany to znakomita produkcja, która świetnie dopełnia się z poprzednim filmem Mangolda, czyli Spacerem po linie. Obie biografie ukazują walkę twórcy z własnymi demonami. Oczywiście życie Dylana nijak się ma do Casha, ale muzycy się znali i mieli na siebie wpływ. Zresztą wydarzenia w Newport były poniekąd wywołane przez Johnny’ego, który zachęcał Boba, by ten był sobą i nie godził się na kompromisy.
Twórca Logana po raz kolejny prezentuje nam film kompletny, który ukazuje walkę człowieka ze zmieniającym się światem. Obsadzenie Chalameta w głównej roli było genialnym posunięciem. Moim zdaniem ten aktor, podobnie jak Dylan, kroczy obraną przez siebie ścieżką i nie idzie na kompromisy, czego przykładem są wspaniałe role. Chłopak ma nosa do dobrych projektów, które pozwalają mu się rozwijać, ale nie zamykają go w żadnych szufladach.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiNajlepsze z 24h
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1973, kończy 52 lat