Made in Bangladesh – recenzja filmu [TOFIFEST 2020]
Rubaiyat Hossain, reżyserka filmu Made in Bangladesh, powiedziała, że kobiety nie są już ofiarami, a agentkami zmiany. I zdecydowała się poświęcić tym agentkom swój najnowszy obraz.
Rubaiyat Hossain, reżyserka filmu Made in Bangladesh, powiedziała, że kobiety nie są już ofiarami, a agentkami zmiany. I zdecydowała się poświęcić tym agentkom swój najnowszy obraz.
Główna bohaterka Made in Bangladesh, Shimu, ma 23 lata i pracuje na długie zmiany w fabryce odzieży w Dhace. Jej mąż jest bezrobotny, więc zakłady włókiennicze są dla rodziny jedynym źródłem dochodów. Dochodzi jednak do pożaru, którego skutki są katastrofalne; pracownice opłakują śmierć jednej z nich, zostają odesłane do domu bez wynagrodzenia. Nie otrzymują go też przez kolejny tydzień. To wydarzenie dało im potężny asumpt do działania: okazało się ostatnim elementem potrzebnym do zrywu ubogich pracownic, pełnych żalu, złości, bezradności i poczucia beznadziei.
Prawniczka kontaktuje się z Shimu i zaprasza ją na spotkanie, na którym omawiają zorganizowanie związku zawodowego. Wyjaśnia bohaterce, że istnieją przepisy, które chronią ją i innych jej podobnych przed nadużyciami, których doznali - takich jak brak wynagrodzenia za nadgodziny, nieuzasadnione zwolnienia, molestowanie seksualne i wiele innych. Shimu zbiera podpisy i staje się przewodniczącą, spotyka się jednak z krytyką ze strony niektórych współpracowników, którzy obawiają się utraty zatrudnienia; przeciwny związkowi jest również mąż dziewczyny. Bohaterka musi sięgać coraz głębiej i decydować się na coraz odważniejsze ruchy.
Oprócz problemów w pracy, Shimu i inne kobiety borykają się z konfliktami rodzinnymi i społecznymi. Shimu uciekła do Dhaki w wieku przedszkolnym, gdy jej macocha próbowała wydać ją za starszego mężczyznę. Obecny mąż bohaterki nie jest chętny, by znaleźć pracę i zazdrości jej ambicji. Suma dramatów, całe to spoczywające na barkach młodej dziewczyny obciążenie, znakomicie wydobywa ze swojej kreacji Rikita Nandini, doskonała w tej roli - emanuje ewidentnie głęboko zakorzenionym zmęczeniem otaczającą ją rzeczywistością, a jednocześnie niesłychaną wolą walki i determinacją.
W sfilmowanym niemal w całości w pomieszczeniach fabryki tekstyliów w Gudżaracie obrazie widzimy pracownice traktowane jak przedłużenie maszyn, które obsługują. Zaciera się granica między wykonywaniem obowiązków zawodowych a zwykłym niewolnictwem. Hossain w swym filmie bywa bardzo drobiazgowa, zawzięta w dbałości o szczegóły przy obrazowaniu relacji i emocjonalnych wstrząsów, których bohaterowie doświadczają regularnie. Precyzyjnie dokumentuje organizowanie się stłamszonych, ale walecznych kobiet w związek zawodowy i podjęcie aktywnego sprzeciwu przeciw nieludzkim warunkom pracy. Filmowa organizacja związku stanowi zresztą jedną z najcelniejszych uwag dotyczących sposobu działania systemu w Bangladeszu i patriarchatu. Przemyślana szczegółowość umożliwiła reżyserce opowiedzieć film dobitnie rzeczywisty, pozbawiony jednej fałszywej nuty, nieprzerysowany, a dotykający wspomnianych problemów w sposób niepowierzchowny.
Filmowa wrażliwość Hossain nie pozwala na setki niepotrzebnych dygresji i fabularne komplikacje - Made in Bangladesh to film prosty, a charaktery bohaterów są raczej pozbawione niuansów, ale co z tego, skoro ostatecznie obraz doskonale sprawdza się jako apel, czyli to, czym bez wątpienia miał być z założenia. To naprawdę zgrabnie opowiedziana opowieść o wyzysku, korupcji i niesprawiedliwości w przemyśle tekstylnym; opowieść o walce o godziwe zarobki, lepsze warunki pracy i zmniejszenie rosnącej przepaści między biednymi a bogatymi, przypomnienie, że problem nie zniknął, a my, współwinni, wciąż mamy możliwość zaprzestania wsparcia jego kreatorów. To my decydujemy, w jaki sposób i na co przeznaczymy nasze pieniądze.
Poznaj recenzenta
Michał JareckiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1952, kończy 72 lat