Matheson vs. Neville
Zakończenie poprzedniego odcinka Revolution wyraźnie wskazywało na powrót do serialu majora Toma Nevilla, w którego wciela się Giancarlo Esposito. Szkoda, że ten utalentowany aktor ma wokół siebie tylu przeciętniaków. W pojedynkę nie jest w stanie uciągnąć całego odcinka.
Zakończenie poprzedniego odcinka Revolution wyraźnie wskazywało na powrót do serialu majora Toma Nevilla, w którego wciela się Giancarlo Esposito. Szkoda, że ten utalentowany aktor ma wokół siebie tylu przeciętniaków. W pojedynkę nie jest w stanie uciągnąć całego odcinka.
Oglądając kolejne epizody Revolution w głowie przewijają mi się dwie myśli: "jaki ten serial jest słaby" i "po co tracę na niego czas". Sięgając pamięcią wstecz przypominam sobie przynajmniej kilka niezłych seriali dramatycznych stacji NBC, które były od Revolution o klasę lepsze, a i tak zostały błyskawicznie anulowane. Tymczasem nowy projekt Kripke i Abramsa ma przed sobą obiecująca przyszłość, przynajmniej do końca zamówionego niedawno drugiego sezonu. Pytanie tylko: po co? Fabularnie już teraz możemy sobie "dopowiedzieć", co wydarzy się w kolejnych odcinkach czy też w finale pierwszej serii. Scenariusze kolejnych epizodów nie zaskakują, a niedawne obietnice twórców można włożyć między bajki.
"The Love Boat" to kolejny rozdział pojedynku pomiędzy zimnym, sprytnym i topiącym smutki w alkoholu Milesem Mathesonem a zmieniającym pracodawców jak rękawiczki Tomem Nevillem, który stał się jednym z oficerów dowodzących wojskami Federacji Georgii (co niejako zmusiło obu bohaterów do współpracy). Oczywiście pojedynek między panami wypada traktować z przymrużeniem oka, bo jak zwykle skończyło się na wielokrotnym celowaniu do siebie z pistoletów prosto w głowię i wypowiadaniu swoich własnych żądań. Mimo że większość scen między nimi wypadała bardziej komicznie niż dramatycznie, docenić należy Esposito, który jako jedyny potrafił wykreować nietuzinkowego bohatera, dzięki czemu wzbudza u widza zainteresowanie.
[image-browser playlist="591750" suggest=""]
©2013 NBC
Sam pomysł na odcinek, czyli Monroe tworzący wąglika, przechwycenie, a następnie uwolnienie naukowca pragnącego wrócić do swojej rodziny, to jeden z najbardziej oklepanych wątków w całym sezonie. Scenariusz leży i kwiczy, takiego banału w telewizji amerykańskiej nie widziałem już dawno. Oczywiście kolejny raz w roli tej "dobrej" i "honorowej" wystąpiła Charlie. Nie mam już sił, by krytykować pomysł na tą bohaterkę i obsadzenie Tracy Spiridakos w jednej z głównych ról. Kolejne odcinki mówią same za siebie. Głupota goni głupotę również w wyprawie Aarona i Rachel. Gdy jeszcze niedawno zastanawialiśmy się, po co Pittman wybiera się na wycieczkę w nieznane, teraz otrzymaliśmy odpowiedź. Najlepiej zapamiętałem jednak scenę, w której zdołali bez szwanku rozprawić się z dwoma żołnierzami Generała Monroe, dodatkowo uzbrojonymi w shotguny. Zgrany duet, nie ma co!
Niektórzy twierdzą, że poziom Revolution po powrocie się podniósł, a serial nagle stał się znośny i warty oglądania. Większa ilość strzelania i mierzenia do siebie z broni nie definiuje dla mnie wzrostu poziomu produkcji stacji NBC. Nadal jest to produkcja uboga pod względem aktorskim i scenariuszowym, której nie da się brać na poważnie. Mając tak fantastyczny koncept na serial, jestem przekonany, że z Revolution można wyciągnąć znacznie więcej.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat