Miłość do kwadratu z 2021 roku to przeciętniak idący utartym szlakiem komedii romantycznych. Ma ładne obrazki, sympatyczną bohaterkę i interesujący pomysł. I chociaż nie było żadnego potencjału na kontynuację, to twórcy dają nam teraz produkcję Miłość do kwadratu jeszcze raz, w której tytuł nie ma już żadnego fabularnego sensu – tak samo jak i cała historia, która straciła atuty poprzedniej części. Została jedynie fajna bohaterka grana przez Adriannę Chlebicką, która jest jedynym plusem tego filmu. Aktorka potrafi wywołać pozytywne emocje. Tego samego nie można powiedzieć o innych bohaterach.  Jeśli lubicie komedie romantyczne, to znacie schematy gatunku i wiecie, że są one przeważnie powielane. To nie jest problem, bo nie ma niczego złego w schematach. Potrzeba jednak kreatywności, wizji i chęci, aby się nimi pobawić tak, by efekt był przynajmniej zjadliwy. Tego właśnie brakuje w Miłości do kwadratu 2, bo znane motywy dostajemy w najgorszej możliwej formie. Wszystko jest banalne, głupie i strasznie naciągane. Konflikt głównej pary nie ma sensu – skoro Enzo był w branży i wie, jak to działa, to czemu gra niepewnego siebie głupca, który zachowuje się jak zazdrosny nastolatek? Przecież Monika nie zrobiła absolutnie niczego, by go zdradzić. Puste, nudne i nieciekawe podejście powoduje tylko frustrację. Tak budowany konflikt nie wywołuje żadnych emocji, a jedynie irytację. Jest dowodem na to, że twórcy nie rozumieją miłości czy ludzkich relacji. Nie wiedzą, jak budować historię.  Mikołaj Roznerski jako czarny charakter/amant, czyli konkurencja Enza, to ograny stereotyp, który w tym filmie kompletnie się nie sprawdza. Jest nudny i zbyt oczywisty. Widać, że jego kreacja była inspirowana znanymi celebrytami-dziennikarzami. Pomiędzy nim a resztą obsady nie ma żadnej chemii, przez co trudno uwierzyć, że Monika mogła coś do niego poczuć. Ta sytuacja nie wywołuje żadnych emocji. Dlatego właśnie kryzys w związku bohaterów jest nieautentyczny i pozbawiony sensu. A to w ustawionym programie doprowadza do przedziwnej kulminacji, która wydaje się pasmem krindżu na najwyższym poziomie. Twórcy niczym tu nie zaskakują, bo wykorzystane motywy wydają się zaczerpnięte z lepszych filmów. Tylko że w nich bunt w programie talent show – gdy bohaterka kładzie kawę na ławę i mówi prawdę widzom – budzi emocje, może nawet wywołuje jakieś wzruszenie. Tutaj tego nie ma. A gdy Enzo oświadcza się Monice, to czara goryczy się przelewa. Seans nie wprowadza nas w błogi relaks, bo zaczynamy odczuwać zażenowanie – tak źle jest to skonstruowane! Uwielbiam oglądać komedie romantyczne, ale Miłość do kwadratu jeszcze raz nie jest filmem wartym czasu. Na platformach streamingowych znajdziemy wiele lepszych propozycji, które rozbawią (humoru tutaj brak!), a nawet lekko wzruszą.     
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj