Mr. Robot: sezon 2, odcinek 1 i 2 – recenzja
Mr. Robot jest serialem, obok którego trudno jest przejść obojętnie. Jedni go chwalą, inni krytykują, ale wraz z premierą drugiego sezonu ta polaryzacja może się zmienić. Niestety, pierwsze dwa epizody mogą się stać pożywką dla przeciwników serialu.
Mr. Robot jest serialem, obok którego trudno jest przejść obojętnie. Jedni go chwalą, inni krytykują, ale wraz z premierą drugiego sezonu ta polaryzacja może się zmienić. Niestety, pierwsze dwa epizody mogą się stać pożywką dla przeciwników serialu.
Choć pierwszy sezon Mr. Robot mnie zahipnotyzował i niecierpliwe czekałem na kontynuację historii Elliota i Pana Robota, wraz z pierwszymi minutami premiery drugiej serii za nic nie mogłem przywołać tego uczucia, które towarzyszyło mi przy finale poprzedniej. Odcinek eps2.0_unm4sk-pt1.tc zaczął się powoli, rozwijał się powoli, zakończył się dość spokojnie, a druga jego część jedynie nieznacznie podkręciła tempo. Choć taka dynamika jest uzasadniona fabularnie, to była nieco męcząca.
Na przestrzeni tych dwóch odcinków śledzimy głównie dwa wątki: zmagania Elliota z Panem Robotem i działania fsociety przeciwko ECorp. Pierwszy motyw przedstawia nam bohatera, który stara się wygasić swoje alter ego poprzez codzienną rutynę i odcięcie się od sieci. Jak łatwo można się domyślić, wysiłki te nie działają tak, jakby tego chciał Elliot. Nie zdradzę, w jakim kierunku to się wszystko rozwija, ale pamiętajmy, że gdzieś w pamięci założyciela fsociety tkwi prawda o tym, co stało się z Tyrellem Wellickiem.
Drugi wątek to historia Darlene, która teraz przewodzi fsociety. Zmęczona, załamana bohaterka stara się kontynuować walkę, którą rozpoczął jej brat, ale tak naprawdę trudno stwierdzić, dokąd zmierzają jej działania. Mam wrażenie, że sama Darlene nie jest tego pewna. O ile to mogłaby być zaleta, to jednak scenariusz wypada w tej kwestii dość blado. Mamy tutaj akcje hakerów i reakcje ECorp, które zmierzają donikąd i stanowią raczej bufor dla powrotu Elliota. Gdyby zrezygnować z tego motywu zupełnie, dwa pierwsze odcinki niewiele by straciły. Poza dwiema niezłymi scenami zbędna obecność omawianego wątku razi bardzo mocno.
Najciekawsze były chyba historie nadbudowujące się na tych głównych. Mamy tutaj mężczyznę, który stara się nawiązać znajomość z Elliotem, a staje się katalizatorem działań Pana Robota. Mamy też prostą, ale dobrze poprowadzoną historię byłego szefa Allsafe, Gideona. Poza tym nie dzieje się zbyt wiele, choć gdzieś jeszcze w tle majaczy Angela, która wciągnęła się bardzo mocno w pracę w Evil Corp. Jej motywacje są niezrozumiałe i sprawiają wrażenie absurdalnych, ale trudno stwierdzić, co się za tym kryje, ponieważ ta postać pojawia się na dość krótko.
Najbardziej bolesnym ciosem była dla mnie filozoficzna otoczka, jaką budowały te pierwsze odcinki. Choć broniłem serial przed zarzutami, że jest nazbyt ideologiczny i przeintelektualizowany, muszę się w tym wypadku zgodzić, że początek drugiego sezonu jest tym mocno obciążony. Niestety hasła o wolności czy poczuciu kontroli są wyświechtane. O ile dobrze działały w pierwszej serii, to teraz sprawiają wrażenie, że scenarzyści nie potrafią o niczym innym pisać. Choć wydaje się, że wolność, bezpieczeństwo i kontrola nad swoim zachowaniem to tematy niezwykle istotne dla całego serialu, to jednak pilnie wymagają innego podejścia, a nie kopiowania tego, co dobrze zagrało wcześniej. Chociaż wątek choroby Elliota jest obiecujący i można się spodziewać, że rozwinie się w ciekawy sposób, obawiam się, że twórca serialu, Sam Esmail, może popaść w autoparodię. Zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko w opisywanych odcinkach.
Oczywiście nie jest wcale tak tragicznie – jestem w stanie też wymienić parę zalet. Jak zwykle zdjęcia i muzyka fantastycznie zbudowały klimat. Gra aktorska również stała na wysokim poziomie (poza żenującym przypadkiem Michaela Cristofera w jednej scenie). Ponadto było kilka momentów, które mogły się podobać i przypominały, za co można kochać ten serial. To jednak za mało, żebym życzliwie ocenił tę premierę.
Podsumowując, dostaliśmy dwa nie najlepsze odcinki. Fani pierwszego sezonu Mr. Robot na pewno będą oglądać dalej, ale jeśli ktoś bez entuzjazmu przebrnął przez poprzednią serię i chciał dać serialowi szansę, raczej utwierdzi się w przekonaniu, że nie ma co sobie zawracać głowy. Ja bardzo mocno liczę, że poziom sprzed roku powróci, ale na razie otrzymaliśmy tylko kilka fajnych scen w trakcie ponad godzinnego, nieco nużącego seansu. Rozczarowujące.
Źródło: Zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł KicmanDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat