Na zewnątrz - recenzja filmu
Czy Na zewnątrz to po prostu "zombie po filipińsku"? Sprawdzam.
Czy Na zewnątrz to po prostu "zombie po filipińsku"? Sprawdzam.
Nowy film Netflixa od reżysera Carla Ledesmy zapowiadano jako filipińskie spojrzenie na motyw zombie. Powiedzenie jednak, że Na zewnątrz to "zombie po filipińsku", byłoby krzywdzące dla filmu i mylne dla widzów. W rzeczywistości żywe trupy to zaledwie tło dla dramatu rodzinnego. Najważniejsze pytanie brzmi: czy to udana produkcja? A może to tylko wydmuszka, która sili się na bycie czymś więcej?
Sam pomysł stojący za Na zewnątrz uważam za świeży i ciekawy. Nie jest to historia o zombie (choć umarlaki się oczywiście pojawiają), a raczej o dysfunkcyjnej rodzinie, która musi przetrwać w trakcie apokalipsy. Film Ledesmy wyróżnia się relacjami międzyludzkimi. To one są w centrum i to na nich skupia się reżyser. Chodzące trupy faktycznie przewijają się na ekranie i czasami stanowią zagrożenie dla bohaterów, ale jeśli macie ochotę na krwawy i dynamiczny film, to trafiliście pod zły adres. Mnie to nie przeszkadzało, a nawet byłem pozytywnie zaskoczony. Dodało to pierwiastek wyjątkowości reprezentantowi tego skostniałego gatunku.
To nie jest łatwy film do oglądania. Tempo historii jest wolniejsze od zombie, które są w nim przedstawione. Zwrotów akcji też nie ma tam zbyt wiele. Całość sprowadza się do obserwowania ludzi, którzy mimo przeciwieństw muszą współpracować. Na pierwszy plan wysuwa się nieudane małżeństwo. Powody ich kryzysu reżyser odsłania dopiero z czasem, co potęguje ciekawość. Łatwo się jednak domyślić, co jest grane. Film skupia się na pogłębianiu psychologii postaci. Poznajemy ich pragnienia, lęki, marzenia. Każdy jest inny, unikatowy. Zwykle mam problem z dziećmi w filmach, ponieważ wypadają blado na tle dorosłych. W tej produkcji tego nie odczułem. Jednak bez dwóch zdań najlepiej wypadają Sid Lucero jako Francis i Beauty Gonzalez jako jego żona, Iris. Ten pierwszy jest głównym bohaterem powieści, a jego psychika bezpośrednio wpływa na rozwój fabuły i jej tempo. Rozumie się go, choć trudno mu kibicować. Z ofiary rodzinnych traum zamienia się w kogoś, kogo sam się bał. Nie jest to rewolucyjne rozwiązanie ani wielki twist, ale twórcy solidnie to pokazali. Przemiana nie jest zbyt szybka czy gwałtowna. Bohater przypomina garnek postawiony na gazie, o którym ktoś zapomniał. Sid Lucero potrafi wzbudzać sympatię, ale też przerażać. W jego grze aktorskiej nie ma nawet odrobiny przesady, chociaż – jeśli miałbym się czepiać – to wizualizacja jego traum jest słaba. Może na początku robi wrażenie, ale nieustannie powtarzana traci moc. O wiele lepszy efekt daje aktor, który wspaniale odgrywa przerażenie i targające nim emocje.
Na zewnątrz to brutalny horror dla dorosłych, który nie boi się pokazywania przemocy (również domowej), ale przy tym nie popada w przesadę. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że to jedna z bardziej realistycznych epidemii żywych trupów. Nie jest ich wcale tak dużo, jak w większości podobnych dzieł. Nie są też szczególnie rozumne i tracą z czasem siły. Podobnie to wyglądało później w The Walking Dead. Gorzej prezentuje się ich wygląd. Charakteryzacja nie stoi na wysokim poziomie, a polanie sztuczną krwią lekko zdeformowanej twarzy nie wzbudza przerażenia, a raczej politowanie dla tak taniego rozwiązania. Filmy z ubiegłego wieku robiły to po stokroć lepiej. Natomiast bardzo mi się podobało to, że zombie są w stanie mówić. Powtarzają, o ile dobrze zrozumiałem, ostatnie zdanie, które wypowiedzieli tuż przed przemianą. To wprowadza element wyjątkowości do tego świata i odróżnia go od pozostałych apokalips tego typu.
Akcji z umarlakami nie ma zbyt wiele. Gdy się już pojawia, to jest intensywna i dobrze nakręcona, chociaż efekty specjalne mogłyby być lepsze. Na szczęście nie wykorzystuje się ich zbyt często, więc całość daje radę wizualnie. Niektóre zdjęcia robią wrażenie. Pomagają w budowaniu tego brudnego, beznadziejnego obrazu nowej rzeczywistości. Muzyki za to nie ma prawie wcale, ale to również mi nie przeszkadzało. Dzięki temu wszystkie dźwięki lepiej wybrzmiewają, co sprawdza się w scenach pełnych napięcia i niepokoju, a tych się parę znalazło. Szczególnie początkowa sekwencja robi wrażenie, ale przy okazji dość mylnie zapowiada film, którym Na zewnątrz wcale nie jest.
Na zewnątrz to film, który na pierwszym miejscu stawia ludzi – ich problemy psychologiczne i traumy z przeszłości. Reżyser pokazuje, że inwazja zombie wcale nie musi być największym problemem w czasie apokalipsy. To produkcja ze znakomitymi występami aktorskimi, interesującymi postaciami i niespiesznym tempem, które pozwala rozwijać się relacjom. Obserwowanie tych bohaterów jest fascynujące, ponieważ nasze podejście do nich nieustannie się zmienia. Ciekawe jest też to, że apokalipsa zombie stanowi jedynie tło dla najważniejszej części opowieści, czyli historii rodziny. Moim zdaniem jest to naprawdę udana produkcja.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat