„Nie z tego świata”: sezon 10, odcinek 14 – recenzja
Po kilku lepszych lub gorszych odsłonach "Nie z tego świata" wskoczyło na wyższy poziom, serwując odcinek niezwykle spójny, nie przegadany ani nazbyt chaotyczny, wielce emocjonujący i ściśle związany z wątkiem Piętna Kaina, a nawet samym Kainem.
Po kilku lepszych lub gorszych odsłonach "Nie z tego świata" wskoczyło na wyższy poziom, serwując odcinek niezwykle spójny, nie przegadany ani nazbyt chaotyczny, wielce emocjonujący i ściśle związany z wątkiem Piętna Kaina, a nawet samym Kainem.
Już pierwsze pojawienie się Pierwszego Zabójcy wzbudziło niepokój – okazało się, że potrafi pojawiać się i znikać, kiedy tylko zechce, w tym w więzieniu stanowym na Oddziale Śmierci. Czy chciał uratować więźnia, czy go zabić? A może – jak sam twierdził – jedno i drugie? Kain wpadł bowiem na być może szaleńczy, ale niepozbawiony pewnego sensu koncept, by wybawić świat od swoich potomków, w większości wykazujących nadmierną chęć do zabijania i niszczenia, robiąc tym samym przysługę zarówno im, jak i ludzkości. Biorąc pod uwagę, że wspomniał o 1/10 populacji – byłby bardzo zajęty. W dodatku nie należy zapominać, że Winchesterowie także są potomkami Kaina, a więc prędzej czy później ich ścieżki by się ze sobą skrzyżowały.
W tym wypadku – skrzyżowały się prędzej. Przez cały 14. odcinek "Nie z tego świata" czekaliśmy na bezpośrednie spotkanie Winchesterów z Kainem, a napięcie rosło od momentu, gdy Dean, dostrzegając na nagraniu sylwetkę Kaina, poczuł mrowienie Piętna. Niesamowite wrażenie zrobiły masowe groby odnalezione przez Castiela – Kain zabijał całe rodziny, nie oszczędzając dzieci. Przez wiele lat opierał się temu, kim był, ale w końcu i on, zapewne pod wpływem pierwszego spotkania z Deanem i ataku demonów Abaddon, zatracił się w morderczych zapędach, co źle wróży starszemu Winchesterowi, noszącemu to samo Piętno. Do tej pory pewne pocieszenie niósł mu fakt, że Kain na długo zdołał zapanować nad potrzebą zabijania i żyć w pokoju. Teraz ta nadzieja obróciła się w proch i pył. Jak powiedział Kain – są tylko reemisje i nawroty choroby, nie ma uleczenia.
Dean nie miał wyboru; musiał stawić czoło Kainowi, by uratować kolejnych ludzi, w tym potomka - nastoletniego chłopca, ale także po to, by dowiedzieć się czegoś o Piętnie. Być może w duchu liczył na zdjęcie klątwy. Z drugiej strony Kain słusznie wytknął mu odwagę i nadmierną brawurę, na która liczył, by sięgnąć po Ostrze. Przecież nawet z Ostrzem Dean miał niewielkie szanse na zabicie Pierwszego Zabójcy, do którego broń pierwotnie należała, co słusznie zauważył zmartwiony Sam. Przykładowo, próba powstrzymania Kaina słabnącą mocą Castiela tylko wzburzyła mu włosy.
Walka między Deanem a Kainem była emocjonująca, emocjonalna, mocna i przykuwająca uwagę. Dean nie dawał się ponieść morderczemu szałowi, więc raz za razem przegrywał, wracając na pole bitwy jak przyczajony drapieżnik. Kain pozostawał spokojny jak opoka, choć pogrążony w wewnętrznym szaleństwie. Poranił Deana nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, udowadniając, że pragnie „uratować” go przed fatum, przed zabijaniem wrogów i przyjaciół, przed powtórzeniem jego historii w drugą stronę. Kain zaczął od zabicia brata, Dean miałby na tym zakończyć, nieuchronnie zmieniając się w potwora. Tak na marginesie – ile to już razy w serialu ktoś wmawiał Deanowi, że powinien zabić młodszego brata, i ile razy bracia śmiali się przeznaczeniu prosto w nos? Bo czy Dean musi podążyć tą ścieżką? Nie ma dla niego odwrotu? A w samej walce z Kainem zdecydował łut szczęścia i jego podświadoma zgoda na poświęcenie.
[video-browser playlist="664188" suggest=""]
W „Executioner’s Song” widzieliśmy bardzo dobre, płynne przejścia od sceny do sceny, łącznie z Castielem zdobywającym informacje i piekielnymi przepychankami pomiędzy Crowleyem a Roweną – tym razem wszystkie sceny komponowały się w jedną całość i nie traciły sensu. Na uwagę zasługiwały ciekawe ujęcia, np. rzut oka na braci z tylnego siedzenia Impali czy zmieniająca kąty widzenia kamera w scenach walki Deana z Kainem. Pojawiła się niepokojąca muzyka, zwłaszcza w scenach z więzienia.
Do ciekawostek należy zaliczyć nowe hobby Sama – wykuwanie na pamięć statystyk seryjnych morderców. Czy młodszy z Winchesterów podświadomie przygotowuje się na ewentualność, że kiedyś będzie musiał zliczać ofiary brata, jeśli Piętno go poniesie? Ponadto odetchnęliśmy z ulgą, gdy okazało się, że Crowley nie był jednak taką straszną ofermą, jak nam się wydawało, i zdawał sobie sprawę z manipulacji Roweny, choć teraz – zraniony w swojej pokręconej, ale istniejącej sympatii do Winchesterów – może tym bardziej pozwolić sobą kierować i zwrócić przeciwko nim. W końcu wciąż jest królem Piekła.
Gra Jensena Acklesa jako Deana Winchestera była w „Executioner’s Song” powalająca – nie przesadzał, nie szarżował, nie powtarzał się. Wyzwolił w sobie i nas całkiem nowe pokłady emocji i wyrazu. Również grany przez Jareda Padaleckiego Sam pokazał wiele odmian zmartwienia, wsparcia i bezradności, w przeciwieństwie do Castiela Mishy Collinsa, od dłuższego czasu pojawiającego się z jednym, cierpiętniczym wyrazem twarzy.
Niekwestionowanym królem odcinka był jednak Timothy Omundson - wyrazisty, mesmeryzujący, charyzmatyczny i o lwiej grzywie przebijającej nawet grzywę Sama Winchestera. Mimo wszelkich przesłanek mamy nadzieję, że Kain nie zginął, łudząc się, że wszak nie widzieliśmy chwili jego śmierci. Sceny pomiędzy Kainem a Deanem zagarnęły dla siebie cały odcinek – między tą dwójką iskrzyła prawdziwa chemia, bez żadnych podtekstów.
Czytaj również: „Supergirl” będzie nosiła kostium uszyty przez sąsiada
W „Executioner’s Song” zwróciła także uwagę niesamowita szczerość w rozmowach Deana z Samem – ten pierwszy przyznał, że się boi i że nie spodziewał się tak rychłego starcia z przeznaczeniem, a ten drugi, że wierzy w pierwszego. Jednak pod koniec obaj bali się przyznać do tego, czego się domyślają – dobrze być nie może, jeśli i Kain, tak długo opierający się mocy Piętna, popadł w szaleństwo. Ale przecież Dean miał w ręku Ostrze i nie wpadł w morderczy szał. Zabił Kaina i dobrowolnie je oddał. Więc dlaczego nie pozwolić sobie na odrobinę nadziei?
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat