„Nie z tego świata”: sezon 10, odcinek 21 – recenzja
Uśmiercanie bohaterów (pierwszo- lub drugoplanowych) w "Nie z tego świata" nie jest niczym niezwykłym czy niespodziewanym. Z czasem wracają w tej lub innej postaci – niestety, zwykle nie na długo i raczej w formie uduchowionej lub iluzorycznej.
Uśmiercanie bohaterów (pierwszo- lub drugoplanowych) w "Nie z tego świata" nie jest niczym niezwykłym czy niespodziewanym. Z czasem wracają w tej lub innej postaci – niestety, zwykle nie na długo i raczej w formie uduchowionej lub iluzorycznej.
Jednakże śmierć śmierci nierówna, podobnie jak nierówne bywają scenariusze. Dwójka scenarzystów - Eugenie Ross-Leming i Brad Buckner - mimo zamiłowania do zabijania postaci w pisywanych przez siebie odcinkach "Supernatural" do najlepszych nie należy, co niestety widać na przykładzie „Dark Dynasty”, a co ta recenzja udowodni.
Początek – owszem, wydawał się niezły i odpowiednio krwawy, z wyłupywaniem oczu włącznie. W trakcie odcinka dowiedzieliśmy się, dlaczego rodzina Stynów, przepraszam – Frankensteinów, czyli mroczna odmiana Corleone z domieszką inżynierii biologicznej, jest tak niebezpieczna. Na marginesie mówiąc, niedawne wprowadzenie owego potężnego, złego do szpiku kości rodu, o którym do tej pory nikt nie miał zielonego pojęcia, było dosyć dziwnym posunięciem, ale przynajmniej Dean ma z kim walczyć, broniąc pizzy.
Plusem „Dark Dynasty” były krótkie wstawki z królem Piekła, który powoli wraca do dawnego siebie, zabijając i torturując poddanych (ewentualnie posłańców złych wieści) oraz rozmawiając z czarownicą zamienioną w chomika. Również rozmowy między Charlie, Castielem a Roweną brzmiały lekko i zabawnie. A poza tym… ciemność widzę, ciemność.
Bowiem 21. odcinek opowiada o narastającej obsesji Sama, który postanowił zdjąć Piętno Kaina z ramienia brata i dąży do celu dosłownie po trupach, przy okazji gubiąc się w zeznaniach przed głównym zainteresowanym. Sam i ściągnięci przez niego do pomocy Charlie oraz Castiel robią wszystko tylko i wyłącznie „dla Deana” (Rowena niekoniecznie – ledwo go zna), ale za jego plecami, co nie ma prawa dobrze się skończyć. Swoją drogą, Sam musi mieć niezwykły dar przekonywania (a Castiel wyolbrzymiania), bo obiektywnie patrząc, „pogorszenia się stanu” Deana zupełnie nie widać, nie licząc momentu, kiedy przepytywał brata o księgę, którą jakoby tamten spalił, a dziwnym trafem okazało się, że jest niezniszczalna.
[video-browser playlist="695674" suggest=""]
Pierwsza zasada, wykpiwana przez Rowenę, nic nie mówić starszemu bratu, w „Dark Dynasty” zaczyna się sypać. Wykręty Sama brzmią tak nieudolnie, że każdy by się zorientował, że kręci, tym bardziej Dean, który teoretycznie zna swojego brata. Teoretycznie, bo w omawianym odcinku postępuje ogólne zidiocenie wszystkich bohaterów. Sam nie potrafi kłamać i nie pozwala Castielowi zostawić Roweny samej, chociaż jest skuta i przez dłuższy czas przebywała samotnie w lochach. Castiel nie potrafi poradzić sobie z dwiema skłóconymi kobietami i co chwila wydzwania do Sama o pomoc, czasami trafiając na Deana i nie umiejąc się wysłowić, a jego anielskie moce, mimo odzyskania łaski, zardzewiały na dobre, bo nikogo nie potrafi odnaleźć, o uleczeniu czy wskrzeszeniu nie wspominając. Obdarzony Piętnem Kaina Dean ma trudności z pokonaniem dwóch mężczyzn z rodziny Stynów, broniąc przed nimi pizzy. Winchesterowie po raz pierwszy w życiu przetrzymują więźnia, przykuwając go tylko za jedną rękę (pewnie po to, by mógł ją sobie wyrwać) i zostawiając mu komórkę. Szczytem wszystkiego jest Charlie, nerd, geniusz i marysójka, która postanawia opuścić bezpieczne miejsce, by zająć się odszyfrowaniem szyfru do szyfru i melduje się w pierwszym lepszym motelu, chociaż wie, że poszukują jej niezwykle groźni „źli”. Ręce opadają.
W skrócie – scenarzyści "Supernatural" zrobili wszystko, co w ich mocy, by zabić Charlie Bradbury, nie bacząc na sens swego działania. Jeżeli miało to nawiązywać do poświęcenia się dla wyższego celu, niebezpieczeństwa adoptowania Winchesterów do rodziny i śmierci proroka Kevina z sezonu dziewiątego, bardzo dziękujemy za podobne paralele.
Bardzo przyzwoita gra wszystkich zgromadzonych na planie, ze szczególnym wyróżnieniem Jareda Padaleckiego (zakłopotany, zdesperowany Sam Winchester), Jensena Acklesa (zaczynający co nieco podejrzewać i zasępiony Dean Winchester) i Felicii Day (będziemy tęsknić za Charlie Bradbury) oraz nieco mniejszym nijakiego Davida Hoflina (Eldon Styne), nie pokonała miałkiego, przetykanego dziurami logicznymi scenariusza. Słowo pisane ma wielką moc. Czasami – niestety.
Czytaj również: „Jane the Virgin” – prowadząca produkcję Jennie Urman zapowiada 2. sezon
I tak, oczywiście, przynajmniej jeden z braci musiał zostać przytłoczony ogromnym poczuciem winy. A najlepiej niech cierpią obaj.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat