Nie z tego świata: sezon 11, odcinek 21 – recenzja
Zakończenie poprzedniego odcinka Don’t Call Me Shurley zaparło dech w piersiach – oto Winchesterowie w końcu spotkali na swej drodze tę ważną postać. Po czym, w All In the Family, mówiąc oględnie, wszystko diabli wzięli.
Zakończenie poprzedniego odcinka Don’t Call Me Shurley zaparło dech w piersiach – oto Winchesterowie w końcu spotkali na swej drodze tę ważną postać. Po czym, w All In the Family, mówiąc oględnie, wszystko diabli wzięli.
Nie, nie zrozumcie mnie źle, rozumiem koncepcję Boga z Supernatural i w pewien sposób wydaje mi się odpowiednia i pasująca do serialu, jednak w All In the Family, pomijając dwie poważniejsze rozmowy z Deanem, rozmemłanie Chucka sięgnęło zenitu. Zachowywał się jak najgorszy z możliwych współlokatorów – wyżerał z lodówki, brał zbyt długie kąpiele, śpiewał pod prysznicem, nosił ulubiony szlafrok Deana, korzystał z jego laptopa, wytykając mu nadmiar porno, przyjmował gości w gatkach i niechlujnie zajadał chińszczyznę, a do tego uważał, że nie powinni uwalniać Lucyfera, bo tamten na pewno już dogadał się z Ciemnością i w ogóle – wielkie dzięki, Winchesterowie za uwolnienie Lucyfera z Klatki (w tym momencie szept Sama zabrzmiał jak wielki wyrzut sumienia).
Nic dziwnego, że początkowo Winchesterowie nie potrafili uwierzyć, że Chuck jest Bogiem. Gdy już jednak uwierzyli, młodszy brat wpadł w słowotok i fangirling, aż go starszy musiał uspokajać, zaś Dean wytknął Chuckowi to, co wszyscy byśmy chcieli – jak Bóg mógł pozwolić na tyle cierpienia, wojen i zła na świecie i nie reagować? Kiedy rodzic powinien opiekować się dziećmi, a kiedy pozostawić im czas na dorośnięcie? Obie rozmowy Deana z Chuckiem były majstersztykiem, pełnym znaczeń i emocji, co było zasługą zarówno Roba Benedicta (Chuck), jak i Jensena Acklesa (Dean), który – dodając od siebie – pokazał Deana nie wściekłego i na granicy wybuchu, lecz pełnego żalu, nawet gdy Bóg próbował ukrócić go, twierdząc, że nie powinien go porównywać do ojca. Cóż, to raczej Bóg ma problem z więzami rodzinnymi, walcząc ze wspomnieniami o strasznej, na nic nie pozwalającej i niszczycielskiej starszej siostrze. Jeśli nawet, by ocalić swoje stworzenie, myśli o poświęceniu, nie dopuszcza do siebie myśli, że równie dobrze Amara może go uwięzić, po czym zniszczyć wszystko, co on sam stworzył.
Prócz Boga, do którego powoli się przyzwyczajamy (a nie powinniśmy, biorąc pod uwagę jego tendencje samobójcze) w All In the Family na chwilę powrócił Kevin (miło było zobaczyć Osrica Chau), którego zastąpił nowy prorok – dopiero co nawrócony ateista Donatello, przez Deana kojarzony jedynie z wojowniczym żółwiem ninja, świetnie zagrany przez Keitha Szarabajkę (świetnie, pomijając bulgotliwe potrząsanie głową przy wyczuwaniu Wyższej Siły). Wrócił również Lucyfer w ciele Castiela cierpiącego katusze z rąk Amary – w All In the Family Misha Collins zagrał bardzo dobrze, nie przerysował postaci, a w ostatniej scenie z Bogiem dziwnie złagodniał.
Po raz kolejny spotkaliśmy Metatrona (granego przez Curtisa Armstronga), sympatyczniejszego niż zwykle i przejawiającego więcej ludzkich uczuć, zapewne tylko po to, by widzom było go bardziej żal, kiedy Sam nie dał mu się napić swojego piwa i kiedy zginął, zresztą ni z gruszki ni z pietruszki postanawiając samotnie zmierzyć się z Ciemnością. Jego śmierć była jedną z dziur logicznych All In the Family, niestety - nie ostatnią.
Motywem przewodnim odcinka pozostawało poszukiwanie Amary, której nijak nie można było namierzyć i która, według Chucka, ukrywała się przed jego spojrzeniem. Tymczasem Ciemność torturowała Lucyfera, by przywołać Boga i zesłała zarazę na kolejne miasteczko – ale Chuck zdecydował, że się w nim nie pojawi na „wabia”. W wizjach Deana Amara twierdziła, że brat ją ignoruje, więc jest odpowiedzialny za dalsze męczarnie Lucyfera i jej ataki na świecie, lecz na wezwanie Deana spotkała się z nim w ciągu pięciu minut. Tak więc można ją wytropić, czy nie?
W tych samych wizjach Amara przekazała Deanowi, że wie o ujawnieniu się Boga i że ich ścieżki zapewne się przetną, ale później uważała, że Dean ją zdradził, bo rozmawiał z Bogiem. Logiczne. Oprócz tego więź Deana z Amarą wydaje się drętwa i drewniana jak u Pinokia. On cierpi, nie mogąc owego przyciągania kontrolować, a ona kusi go staniem się jednością w nicości – cóż, mnie by tym raczej nie skusiła.
Wielki plan uknuty przez braci Winchesterów, proroka Donatella i Metatrona przy stole w Bunkrze był jak zwykle szalony – uwolnimy Lucyfera, on nas przeteleportuje z dala od Amary i namówimy Boga na współpracę. Co mogłoby pójść nie tak? Na przykład to, że zmaltretowany Lucyfer nie potrafił użyć teleportacji? I że znowu będzie potrzebna „deus ex machina”?
Zmierzamy do finału sezonu, bracia Winchester gromadzą sprzymierzeńców i siły przeciwko Ciemności z nadzieją na ocalenie świata i mając po swojej stronie samego Boga. Gdyby jeszcze zakończenie poprzedniego odcinka Don't Call me Shurley zaparło dech w piersiach... Oto Winchesterowie w końcu spotkali na swej drodze Boga. Po czym, w All In the Family, mówiąc oględnie, wszystko diabli wzięli.
Bóg nie był taki kapryśny…
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat