„Nie z tego świata”: sezon 11, odcinek 3 – recenzja
Wydawałoby się, że ten odcinek "Nie z tego świata" ma na pierwszy rzut oka wszystko, co potrzebne, aby stworzyć ciekawą fabułę – Winchesterów stojących przed kolejną niewiadomą, krwiożerczego anioła, króla piekieł igrającego z ogniem i jedną zdesperowaną, acz potężną czarownicę. Jakby tego było mało, łączy się też z wątkiem przewodnim 11. sezonu.
Wydawałoby się, że ten odcinek "Nie z tego świata" ma na pierwszy rzut oka wszystko, co potrzebne, aby stworzyć ciekawą fabułę – Winchesterów stojących przed kolejną niewiadomą, krwiożerczego anioła, króla piekieł igrającego z ogniem i jedną zdesperowaną, acz potężną czarownicę. Jakby tego było mało, łączy się też z wątkiem przewodnim 11. sezonu.
A jednak z jakiegoś powodu nie narodził się z tych składników twór godny zapamiętania, nie drgnął żaden nerw zaciekawienia i zaintrygowania tematem, jak to miało miejsce w dwóch poprzednich odcinkach „Supernatural”. Winę za ten stan rzeczy ponoszą chyba nie tyle same składniki, ile sposób ich wymieszania i podania. Winchesterowie zdają się w ogóle nie przejmować tym, co grasuje na zewnątrz, jakby pancerne drzwi bunkra odcięły ich fizycznie i mentalnie od szalejącej wśród ludzi zarazy (a może już zdążyli ją spacyfikować, tylko coś nam umknęło?). Diabli wzięli (chyba nawet dosłownie) nadzieje na postapokaliptyczną wizję świata zderzonego z nieoczekiwanym kataklizmem, tak szumnie zapowiadaną przed emisją tego sezonu, a cała uwaga skupiła się na jednym szalejącym aniele, który w mgnieniu oka podzielił braciom priorytety na ważne i ważniejsze. Pytanie tylko, czy kogoś jeszcze jest w stanie obejść los spętanego czarem Roweny Castiela. Przecież i tak wiadomo, że prędzej czy później ktoś (scenarzyści?) litościwie zdejmie zły urok, wszak anioł jeszcze może się przydać (tylko do czego?), a „Supernatural” przyzwyczaiło już widzów do rozwiązywania swoich problemów z prędkością światła - tak, że nawet nie jest nam dane się zastanowić, czy chcemy się losami bohaterów choć spróbować przejąć, czy też nie. Jakby nie był to serial, który dysponuje dwudziestoma trzema odcinkami, z których i tak połowa zostanie poświęcona na tak zwanego potwora tygodnia, w gorszym lub lepszym wykonaniu.
[video-browser playlist="756594" suggest=""]
Co gorsza, w tym odcinku nie tylko nie ma mowy o przejmowaniu się czyimkolwiek marnym losem, ale też o przejęciu się widza fabułą. Wszystko przebiega w sposób oczywisty, przewidywalny i niezostawiający żadnych zagadek na przyszłość. No, może poza pytaniem, w jakim tempie Amara jest w stanie zredukować piekło do stanu zerowego i czy na koniec uda jej się także zeżreć Crowleya, który jak na tak mądrego stratega chyba trochę przeliczył się z możliwościami. A szkoda by to była wielka, ponieważ Crowley w osobie Marka Shepparda to jedna z nielicznych jasnych stron tego odcinka. Jego filozoficzno-etyczne dyskusje z Amarą (świetna swoją drogą Gracyn Shinyei) na temat kształtu świata i miejsca w nim ludzkości to jedyne, co budzi żywsze zainteresowanie. Dzieci w rolach prastarych i zabójczych istot to coś, co nadal sprawdza się w tym serialu, jak pamiętna Lilith z trzeciego sezonu.
Drugim jasnym punktem „The Bad Seed” jest rodzicielka wspomnianego wyżej władcy ogni piekielnych. Nieco szalona na pozór i ekscentryczna Rowena dodaje fabule życia, pokazując momentami, że ta drobna kobieta, której nikt nie bierze chyba do końca na serio, potrafi też zabrzmieć groźnie i złowieszczo, a jej magia to coś, z czym należy się liczyć.
Czytaj również: „Supernatural” – Impala dostała własny odcinek
Niestety poza tym w samym odcinku nie ma już za bardzo na co liczyć. Reszta usypia niemiłosiernie i w tym błogim stanie pozostawia nas w (nie)oczekiwaniu na kolejną odsłonę „Supernatural”. Oby ten niestandardowy pomysł narracyjny z czwartego odcinka okazał się mimo wszystko ciekawszy niż z „The Bad Seed”, które powinno przecież zostawić nas na brzegu siedzenia, obgryzających paznokcie w oczekiwaniu rozwinięcia głównego wątku. A jednak chyba bardziej czekam na obejrzenie Winchesterów dnia powszedniego z perspektywy Impali.
Poznaj recenzenta
Joanna MichalakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat